Oficjalna strona senatora Zbigniewa Romaszewskiego
"Demokracja odwetu"
Spotkanie z mieszkańcami Grudziądza, 25 września 2010 roku
Na zaproszenie grudziądzkiej Solidarności oraz Koła Pamięć i Prawda Zbigniew Romaszewski spotkał się z mieszkańcami miasta i okolicznych gmin. Wcześniej tego dnia złożył wieniec na grobie zasłużonego działacza Biura Interwencji z lat 80. Janusza Bucholca w 5. rocznicę jego śmierci oraz pod pomnikiem Solidarności. Przed spotkaniem senator otrzymał okolicznościowy medal w 30. rocznicę Porozumień Sierpniowych z rąk przewodniczącego regionu włocławsko-toruńskiego NSZZ Solidarność Jacka Żurawskiego. Wspomnienie o J. Bucholcu wygłosił jego współpracownik i były prezydent Grudziądza Andrzej Wiśniewski. Spotkanie poprowadził Józef Ziemer.
Wicemarszałek już na początku ostro skrytykował spory na polskiej scenie politycznej. – Napaści na prezydenta Kaczyńskiego, które zaczęły się od dnia jego wyboru na urząd, w normalnym państwie demokratycznym, w stosunku do pierwszej osoby w państwie, są niedopuszczalne. Kiedy zaczęto krytykować prezydenta Niemiec, ten po prostu złożył dymisję. A tu się okazuje, że taki "świniopas z Lublina" jest w stanie urągać prezydentowi w najgorszych słowach. Ta polityka zaszczuwania może leżeć u podłoża katastrofy smoleńskiej. Dezawuowanie osoby prezydenta było powiedzeniem „kochanym” sąsiadom, że nie ma on dla nas znaczenia.
Zbigniew Romaszewski nazwał MAK (Międzypaństwowy Komitet Lotniczy), który bada przyczyny katastrofy smoleńskiej, firmą dochodzeniową. - Jest to nadzwyczajna firma, bo komercyjna i korzysta z immunitetu dyplomatycznego. W dodatku całkowicie samoobsługowa. Atestuje części samolotowe, naprawy i infrastrukturę lotnisk, a w wypadku katastrofy ocenia przyczyny. Więc zawsze orzeka winę pilotów. Jedną sprawę w Armenii tylko przegrali. W warunkach bardzo silnej konkurencji na rynku korupcji w Rosji, stanowi jedną z bardziej skorumpowanych firm. Jak rząd Tuska mógł dopuścić ją do śledztwa, które dotyczy śmierci 96 niezwykle ważnych osób? Obawiam się, że 10 kwietnia mógł zawinić właściwy dla Rosji bałagan, a nawet pijaństwo. Śledztwo smoleńskie przypomina głuchy telefon. MAK przekazuje materiały do rosyjskiej prokuratury, a do niej wystepują dopiero polscy śledczy z wnioskami o pomoc prawną. Nasi prokuratorzy nic nie wiedzą, bo mają tylko to, co dostaną od Rosjan. W praktyce mogą badać wyłącznie zdarzenia przed wylotem TU-154M. Warto jednak prześledzić obieg dokumentów między Kancelarią Prezydenta, a Kancelarią Premiera, która jest dysponentem rządowych samolotów. Ciekawe jest też, co przed feralną wizytą pisał polski MSZ do ambasady Rosji w Warszawie i do MSZ w Moskwie.
Teoretycznie mamy własną komisję śledczą, pod przewodnictwem „wybitnego znawcy służby zdrowia” Jerzego Millera. – kontynuował senator. - Nasza prokuratura wojskowa nie ma pola manewru, bo MAK przesyła materiały bezpośrednio do komisji Millera, a ta się nimi nie dzieli. Ostatnio Miller powiedział, że do granicy z Białorusią lot miał charakter wojskowy, a dalej już cywilny. Kiedy rosyjska FSB zamordowała w Londynie Litwinienkę, doszło niemal do zerwania stosunków dyplomatycznych. Mimo to brytyjscy prokuratorzy pojechali do Moskwy i przesłuchiwali, kogo chcieli. Tymczasem u nas panuje poczucie niższości: jak poklepią po ramieniu, to fajnie. Poza krótkim okresem w latach 2005-07 w polskiej polityce zagranicznej widać jedynie lokajstwo. Serwilizm wobec Rosji sięga obecnie absurdalnych poziomów. W czasie mojej wizyty w Waszyngtonie 14-16 września 2010 r. rozmawiałem w Kongresie o inicjatywie kongresmena Kinga dot. międzynarodowego śledztwa. Amerykańskie kręgi wojskowe wykazują niepokój, bo zginął bardzo przez nich poważany gen. Błasik. Jednak póki Demokraci mają większość w obu izbach, szanse na umiędzynarodowienie sprawy są marne. Trudno o optymizm, bo Europa Środkowa na dobre wypadła z pola zainteresowania administracji Obamy.
Wicemarszałek Senatu RP jako główne zadanie stojące przed Polską wskazał odbudowanie solidarności narodu, choć przyznał, że postawa Bronisława Komorowskiego w obliczu sporu o krzyż przed Pałacem Prezydenckim nie zwiastuje sukcesu. - Brakuje u nas mechanizmów realizacji demokracji. Politycy bazują na antagonizmach społecznych i przyjmują kryterium poprawności politycznej zamiast kompetencji. Nie służy to państwu. Komorowski mówi, że jest prezydentem wszystkich Polaków, ale nie złożył wieńca pod krzyżem. Naród oczekuje upamiętnienia ofiar. Afera wokół krzyża jest odwracaniem uwagi od rzeczywistego problemu. Rządzący chyba czują się po części odpowiedzialni za tragedię smoleńską – zauważył Z. Romaszewski. Tymczasem - jak mówił - weszliśmy na drogę odwetu, co jest bardzo niebezpieczne. Dla neoimperialnych ambicji wschodniego sąsiada nie ma nic lepszego niż skłócony naród.
Musimy wierzyć, że jesteśmy suwerenni, bo inaczej przestaniemy tacy być. – wskazywał wicemarszałek. Wg niego w Smoleńsku załamała się jednoznaczna polityka międzynarodowa prezydenta Kaczyńskiego, polegająca na budowie bloku wspólnych interesów państw Europy Środkowo-Wschodniej. Zdaniem senatora Polska powinna być w głównym nurcie integracji europejskiej, ale z wizją naszego przywództwa w regionie, a nie jako klient Francji i Niemiec, co realizują Tusk i Komorowski. – Przestańmy bredzić o solidarności europejskiej. Ona nie istnieje. Silni mają swoje interesy narodowe i o nie dbają. – podsumował.
Nawiązując do kontrowersji wokół obchodów 30. rocznicy powstania Solidarności senator zauważył, że nonsensem jest mówienie o upolitycznionym związku zawodowym. – Na całym świecie związki są zorientowane politycznie. Tylko wśród naszych dziennikarzy budzi to zdziwienie. Myślę, że jest to problem edukacji. – podkreślał. Z. Romaszewski opisywał, jak ciężko dotrzeć do społeczeństwa z przekazem. – Prywatne media dokonują selekcji informacji i zabawiają widzów awanturami. Zwykłe głupstwa rozważane są tygodniami. Np. oczekuje się ode mnie egzegezy 19 wyrwanych z kontekstu cytatów z Jarosława Kaczyńskiego. Społeczeństwo powinno interesować się polityką i sprawami państwa. Panuje jednak błoga nieświadomość.
Z. Romaszewski uchylił się od orzekania, czy odsunięcie Migalskiego i Jakubiak od PiS było słuszne. Jak mówił, on sam napisał do prezesa Kaczyńskiego ws. Piesiewicza w ściśle prywatnym liście, choć nawet mocniej niż to zrobił teraz Migalski. Tymczasem Migalski wystąpił publicznie w chórze z „zaniepokojonymi” o możliwość rozpadu PiS mediami. Być może Jarosław Kaczyński stracił zwycięstwo w wyborach prezydenckich przez pominięcie katastrofy smoleńskiej w kampanii. Należało wypracować model wypowiadania się na ten temat, żeby zmusić Komorowskiego chociaż do deklaracji, że uhonoruje ofiary tej tragedii. Nie byłoby wtedy afery z krzyżem, na której PiS tylko stracił. Poza tym nie wykorzystano ogromnego potencjału społecznego, jaki powstał po 10 kwietnia. Trzeba było pomóc ludziom się identyfikować. Wykorzystać ich poczucie jedności. Dwa miliony podpisały się przecież pod listami poparcia dla J. Kaczyńskiego. Sztab wyborczy w żaden sposób nie włączył ich do kampanii. Klub Parlamentarny, skonfliktowany ze sztabem, był odcięty od informacji. Parlamentarzyści nie zostali odpowiednio zaangażowani. Dopiero w końcówce kampanii wyruszyli w teren. Mimo wszystko Kaczyński potraktował ludzi ze sztabu chyba za surowo.
Wicemarszałek na koniec stwierdził, że nie widzi żadnej szansy poprawy kondycji wymiaru sprawiedliwości. Wskazał jednak propozycję sprzed lat - instytucję sędziego śledczego, oddzielonego od urzędu oskarżycielskiego. Wrócił także do pomysłu wybierania prokuratorów oraz sędziów, wzorem USA. - To są dwa pomysły, które oczywiście wywołają dziką awanturę i ich realizacja jest perspektywą kilkudziesięciu lat - mówił. - Tym bardziej, że sędziowie, którzy teraz funkcjonują, wtedy słuchali sekretarza, a teraz słuchają naczelnego biznesmena w regionie... Należałoby ich zweryfikować, tylko jak?