Polacy nie chcą już dłużej słono płacićza przywileje dla byłych ubeków i esbeków
Wypowiedź Wicemarszałka Senatu Zbigniewa Romaszewskiego dla dziennika "Polska" opublikowana w dniu 30 czerwca 2008.
Tekst został zamieszczony również w "Gazecie Krakowskiej" i "Dzienniku Łódzkim"
Wyniki sondażu przeprowadzonego dla dziennika "Polska" pokazują, że ok. 85 proc. Polaków chce obniżenia emerytur byłych funkcjonariuszy SB. I trudno się temu dziwić. Chodzi o zapewnienie elementarnych zasad sprawiedliwości. Celem dezubekizacji nie jest odwet na SB, ale zniesienie szczególnych przywilejów, którymi cieszyli się funkcjonariusze w czasach PRL i za które obecnie płaci polskie społeczeństwo.
Mało kto ma świadomość, że w tej chwili nasz kraj utrzymuje 27 byłych generałów SB, których średnia emerytura wynosi około 8 tys. zł. Nie ma powodu, żeby pułkownicy PRL-owscy, nawet jeżeli nie popełnili szczególnych przestępstw, otrzymywali emerytury w granicach 6-7 tys. zł, podczas gdy ludzie, którzy walczyli o demokrację, dostają 800-900 zł. Skandaliczna rzecz wydarzyła się już w roku 1991, kiedy ustalono, że emerytury nalicza się na podstawie ostatnich 10 lat. Te 10 lat to okres, kiedy członkowie Solidarności byli jawnie dyskryminowani. Otrzymywali pensje na najniższym poziomie, byli wyrzucani z pracy, nie dostawali premii - a więc ich zarobki były niskie. Mietek Tarnowski - przewodniczący zarządu regionu NSZZ Solidarność w Wałbrzychu, całe życie przepracował jako sztygar górnik dołowy, ale do emerytury liczył się jedynie okres, kiedy pracował jako nocny stróż.
Ponad połowa badanych stwierdziła, że emerytury powinny zostać obniżone do przeciętnego poziomu. Sądzę, że taka odpowiedź spowodowana jest nie chęcią odwetu na esbekach, ale zdrową potrzebą sprawiedliwego i równego traktowania. Gdyby przekazać choć część tego, co dostają esbecy do urzędu do spraw kombatantów, byłyby środki, żeby zapewnić osobom zasłużonym dla niepodległości chociaż minimum warunków bytowych. Krytycy ustawy dezubekizacyjnej zarzucają jej stosowanie odpowiedzialności zbiorowej, dyskryminację jednej grupy społecznej i łamanie zasady niedziałania prawa wstecz.
Ale mało który z tych krytyków zwraca uwagę na ustalenia zawarte w odpowiedniej deklaracji Rady Europy, gdzie jest wyraźnie powiedziane, że nic nie stoi na przeszkodzie, by zlikwidować szczególne przywileje byłych funkcjonariuszy komunistycznych. Jest w tym logika: jeżeli górnik w kopalni otrzymuje maksimum 2 tys. zł, a człowiek, który pracował dla aparatu przemocy dostaje 6 czy 7, to mamy do czynienia z oczywistym przykładem nadzwyczajnego przywileju. Ustawa jest wymierzona właśnie przeciw takim specjalnym przywilejom byłych esbeków, a nie przeciwko samym funkcjonariuszom.
Z pewnością w służbach są ludzie, których sumienia są mniej lub bardziej obciążone. Ale z jakiej racji technik SB, który zakładał podsłuchy, ma mieć dwukrotnie wyższą emeryturę niż zwyczajny monter telefonów i dlaczego sprzątaczka ma dostawać więcej niż jej koleżanka, która pracowała na takim samym stanowisku np. w szpitalu?
Co więcej, dezubekizacja nie ma związku z procesami sądowymi, bo celem ustawy jest usunięcie niesprawiedliwych uprawnień, a nie doszukiwanie się odpowiedzialności. Udowadnianie przestępstw po 50 latach jest rzeczą skomplikowaną i w gruncie rzeczy nierealną. Ale mówimy o grupie zawodowej, która w całości działała na niekorzyść państwa i niekorzyść polskiego narodu. O ludziach, którzy przez lata wysługiwali się PRL-owi i1 wspierali jego zależność od ZSRR, stawiali się ponad prawem, terroryzowali społeczeństwo i zwalczali opozycję.
W dezubekizacji nie chodzi o wytropienie przestępców, ale o to, że system komunistyczny w sposób szczególny uprzywilejowywał grupę władzy i pozostałości takiego specjalnego traktowania trzeba się pozbyć w wolnej Polsce.
Minimalne szacunki kosztów emerytur wypłacanych esbekom to ok. 700 mln zł, ale w rzeczywistości możemy mówić o kosztach nawet 1,5-2 mld zł. Porównajmy to z budżetem urzędu do spraw kombatantów, który wynosi 20 mln. Te liczby mówią same za siebie. Nie ma wątpliwości, kto jest beneficjentem III RP.
Zbigniew Romaszewski, Wicemarszałek Senatu.