Oficjalna strona senatora Zbigniewa Romaszewskiego
Borusewicz chyba nie będzie mi sie kłaniał
Z Senatorem Zbigniewem Romaszewskim rozmawia Anna MonkosWywiad opublikowany w "Dzienniku" w dniu 9 listopada 2007 roku
Anna Monkos: Czy głosowanie PO przeciwko pańskiej kandydaturze, to zemsta za to, że dwa lata temu PiS odrzuciło kandydaturę Stefana Niesiołowskiego?
Zbigniew Romaszewski: Wciąż mam nadzieję, że to był nieprzemyślany incydent. W polityce zdarzają się różne zaskakujące sytuacje. Pełne emocji. Dla mnie to jest jakieś potknięcie emocjonalne. Jeżeli jednak główny klub senacki miałby kierować się zemstą, to Boże zlituj się nad Polską! Senat powinien być poważnym miejscem.
A.M.: Co jest według Pana przyczyną całego zamieszania. Chodzi o Pana czy o PiS?
Z.R.: Przedstawiane argumenty dotyczą mnie osobiście. Wszyscy senatorowie powtarzali, że mnie szanują, ale mnie nie lubią. Że mam zły charakter. Tyle, że w polityce tego rodzaju argumenty są oznaką, że prawdziwych argumentów nie ma. Bardzo przepraszam: Prezydium Senatu to nie jest klub towarzyski! To nie piaskownica, gdzie się dzieci lubią lub nie. Dlatego ja tej całej sytuacji po prostu nie rozumiem. PiS ma prawo mieć swojego przedstawiciela w prezydium Senatu. I zgłosić mnie jako swojego kandydata. Myślę, że moje kompetencje nie podlegają dyskusji. To jest moja siódma kadencja w Senacie, czterokrotne przewodniczyłem Komisji Praw Człowieka. Ta sytuacja jest dla mnie zdumiewająca. Dlaczego Platforma się mnie aż tak boi? Ma swojego marszałka i dwóch wicemarszałków. Mogą mnie w każdej chwili przegłosować na Prezydium. Więc o co tu chodzi? To jest jakaś dziecinada. Brak kultury politycznej.
A.M.: Bogdan Borusewicz powiedział w środę w "Sygnałach Dnia", że zna pana osobiście i jest pan “człowiekiem trudnym do współpracy”. Jak się układała wasza współpraca przez ostatnie dwa lata?
Z.R.: Takie słowa Bogdana to dla mnie szok. Gdyby się role odwróciły: ja bym był marszałkiem i zaproponowano by mi Borusewicza jako wicemarszałka, wtedy bym się ucieszył. Dobrze się znamy, wiele rzeczy razem zrobiliśmy. Wyobrażałbym sobie, że możemy dobrze współpracować. Widocznie jestem głupi.
A.M.: Współpraca nie zaczęła się w Senacie, ale jeszcze w czasach opozycji.
Z.R.: Dokładnie Od lat jesteśmy na ty. Ale czy wciąż tak będzie? Nie wiem. Bogdan ma już tyle przeciwko mnie, że pewnie przestanie mi się kłaniać.
A.M.: Nie przypomina pan sobie żadnych spięć z Borusewiczem?
Z.R.: Był jeden incydent w Senacie pomiędzy Andrzejem Gwiazdą a Bogdanem Borusewiczem. Pokłócili się o historię. Borusewicz przypierał Andrzeja do muru w czasie wyborów rady naukowej IPN. Ale kiedy oni organizowali strajk, ja nie brałem w tym udziału. Nie znałem ich relacji w strukturach Wolnych Związków Zawodowych. W równym stopniu uważałem za swojego towarzysza walki, nawet przyjaciela i Bogdana jak i Andrzeja. Nie mogłem się mieszać w tamtym ich sporze. Ale może to o to chodzi?
A.M.: Borusewicz do dziś ma żal, że go pan nie poparł?
Z.R.: Możliwe. Ale ta cała sytuacja to jest jakieś nieporozumienie. Przecież mnie się z senatorami z PO bardzo dobrze współpracowało. Z Piesiewiczem przez cztery kadencje prowadziliśmy Komisję Praw Człowieka. Ja byłem przewodniczącym. Piesiewicz zastępcą. Spieraliśmy się nie raz. Ale nie było ani jednej kłótni.
A.M.: Rozmawiał pan o tej sytuacji z innymi senatorami PO?
Z.R.: Trudna sytuacja teraz powstała. Widać, że nie wiedzą gdzie się przede mną schować. Uważałem ich za porządnych i przyzwoitych. Miałem z nimi kontakt osobisty.
A.M.: W jednym z wywiadów sugerował Pan, że Platforma pana nie poparła, bo wiadomo, że jest pan zwolennikiem silnej pozycji Senatu.
Z.R.: Moja idea Senatu jest być może niezgodna z koncepcją PO, która postulowała kiedyś likwidację Izby wyższej. Ja uważam, że Senat należy odpartyjnić. To powinna być Izba refleksji. Ale nie sądzę, żeby to zadecydowało o odrzuceniu mojej kandydatury. W państwie demokratycznym każdy ma prawo do własnego zdania. Ta cała afera ma bardzo nieładny charakter. Obniża rangę Senatu. Opinia publiczna widzi tylko, że wszyscy się żrą.
A.M.: Powiedział pan, że to "kompromitacja PO", "politykierstwo".
Z.R.: Tak. Bo czy to jest przypadek, że tylko trzech senatorów PO mnie poparło? To była dyscyplina klubowa.
A.M.: Ale po tych wypowiedziach raczej ich pan do siebie nie przekona. Podobnie jak po wyliczeniu, że nie będzie już pan miał służbowego samochodu i przywilejów wicemarszałka Senatu.
Z.R.: Jak się nie ma co wypominać, to się wypomina takie wypowiedzi. Ja sekretarki w komisji mam. Własne biuro też. I dojeżdżam do Senatu własnym samochodem. Moje słowa zostały przekręcone. Ja mówiłem, że przywileje, które się uzyskuje nie tak wiele dla mnie znaczą. Po prostu będę miał trochę trudniejszą pracę i trochę mniej pieniędzy. Zinterpretowano je niezwykle tendencyjnie i nieprzyzwoicie.
A.M.: Co teraz? Jeśli PO nie zgodzi się na pańską kandydaturę, będzie wakat?
Z.R.: Zapewne tak. Nie ma żadnego powodu, żeby Platforma albo marszałek Senatu mianowali wicemarszałka z PiS.
A.M.: PiS będzie blokował prace Senatu?
Z.R.: Brednia.
A.M.: Wierzy pan, że senatorowie PO zmienią zdanie?
Z.R.: Wciąż tak. Postanowiłem nie wycofywać mojej kandydatury, to samo deklarują władze PiS.W Platformie jest przecież ogromna ilość ludzi, którym bardzo ufam. Poza tym my, jako PiS, poparliśmy kandydatów Platformy do Prezydium Senatu: panią Bochenek., pana Ziółkowskiego. W komisji regulaminowej senatora Zientarskiego. Bo to były osoby, które znaliśmy z poprzedniej kadencji i które zachowywały się w sposób przyzwoity. I nie było żadnego powodu, żeby głosować przeciw. Teraz stanowisko klubu PiS jest takie, że moja kandydatura jest wciąż aktualna i jeśli nie zostanie przyjęta, wtedy pozostanie wakat na tym stanowisku.
A.M.: Platforma mówi, że w grę wchodzi każda inna kandydatura. Może dla dobra klubu trzeba będzie przedstawić innego kandydata? Platforma zrezygnowała przed dwoma laty z wystawiania Niesiołowskiego.
Z.R.: (cisza) Poza interesami politycznymi jeszcze istnieją pewne pryncypia. To nie jest tylko kwestia mojego honoru. Chodzi o pryncypia. Nie może być tak, że to Platforma będzie obsadzać stanowiska senatorami Pis-u.
A.M.: Mówi pan, że PiS poparło kandydatów PO do Prezydium Senatu. Ale pan zagłosował przeciwko kandydaturze Bogdana Borusewicza.
Z.R.: To prawda. Uznałem, że 60 szabel PO wystarczy, żeby zapewnić mu to stanowisko. Osobiście nie mogłem go poprzeć ze względu na jego agresywne wypowiedzi w czasie kampanii wyborczej. Mówił wtedy wiele złych rzeczy o premierze i prezydencie, którym Bogdan Borusewicz wiele zawdzięcza.
A.M.: Panu też senatorowie PO wypominają agresywne wypowiedzi podczas kampanii.
Z.R.: Takie zarzuty to kłamstwo. W kampanii wyborczej w ogóle nie brałem udziału, wystąpiłem jedyny raz podczas konwencji warszawskiej. Pojawiały się wtedy głosy, że bracia Kaczyńscy dołączyli do antykomunistycznej opozycji w ostatniej chwili. I twierdzili to ludzie, którzy do opozycji przed 1980 r. nie należeli. Ja z Jarosławem Kaczyńskim współpracowałem w opozycji od 1977 roku. Tylko o tym mówiłem. Nie jestem zwolennikiem wchodzenia w personalia i emocje.