Oficjalna strona senatora Zbigniewa Romaszewskiego
70 kilometrów akt
Rozmowa z Senatorem Zbigniewem Romaszewskim,
jednym z założycieli opozycji demokratycznej.
Wywiad zamieszczony w Tygodniku "Solidarność" 18 sierpnia 2006 roku
Tygodnik "Solidarniść": Jaki wniosek płynie dla nas ze sprawy "Delegata"? Dziennikarskie śledztwo nie zastąpi prawdziwej lustracji?
Zbigniew Romaszewski: Z całą pewnością Inne przecież zadania mają dziennikarze, inne Instytut Pamięci Narodowej i badacze. Ci pierwsi dbają o atrakcyjność tematu, jego sensacyjny charakter, co nie zawsze pokrywa się z interesem społecznym.
TySol: A jak ten interes społeczny w kwestii lustracji określić?
Z.R.: Nadrzędną sprawą jest prawda.
TySol: Dowiemy się, kto był "Delegatem", poznamy okoliczności jego działania?
Z.R.: Nie wątpię, że tak. Dowiedzieliśmy się już przecież, skąd brały się intrygi w samym początku Solidarności. W wielkim ruchu od razu zarysował się konflikt Lecha Wałęsy z Anną Walentynowicz i Gwiazdami. Doszło do tego, że Ania musiała walczyć o to, żeby w ogóle pojechać w delegacji do papieża. Był problem dezintegracji Solidarności. Pracował rad nią .Delegat", działający w szczególnie wrażliwej dziedzinie kontaktów Solidarności z Episkopatem.
TySol: Ale można powiedzieć, że ta zamierzona przez służby bezpieczeństwa dezintegracja się nie powiodła, skoro w Rumunii, gdzie zabrakło podobnego do Solidarności ruchu społecznego zarejestrowano 600 tys. agentów, zaś w Polsce 130 tys., co wobec 10 milionów członków Związku stanowi krople w morzu?
Z.R.: Jestem zdania, że dezintegracja Solidarności się nie powiodła. Gdy mamy do czynienia z powszechną organizacją, do której każdy może wejść - podane przed chwilą liczby stanowią niezły wynik. Ludzie mieli dosyć systemu, buntowali się, zaś z tym systemem po kryjomu współpracowali naprawdę nieliczni w skali całego ruchu społecznego.
TySol: Jaka nauka płynie da dalszego procesu lustracji ze sprawy "Delegata"?
Z.R.: Badania, badania i jeszcze raz badania. A także: pokrzywdzeni, pokrzywdzeni i jeszcze raz pokrzywdzeni. To najlepsza droga do wyjaśnienia tych 70 kilometrów akt Zbadanie dokumentacji 400 tys. osób potrwa jednak długo, a nie podejrzewam, żeby akurat "Delegat" ubiegał się teraz o jakiekolwiek stanowisko publiczne.
TySol: Czy działania mediów w sprawie "Delegata" cechowała swego rodzaju nonszalancja?
Z.R.: Niewątpliwie media to nie instytut badawczy, nie cechuje ich stuprocentowa odpowiedzialność za to, co piszą. Daleki jednak jestem od osądzania ich postawy. Choć ze sprawą "Delegata" wyszło w znacznej mierze niefortunnie...
TySol: ...pojawiły się przecież oskarżenia wobec konkretnych osób i świadectwa moralności naprędce im wystawiane.
Z.R.: Jednak to media stymulują badania. Zaś dzięki temu opinia publiczna stopniowo dowiaduje się prawdy.