Oficjalna strona senatora Zbigniewa Romaszewskiego
Trudne rozliczanie państwa bezprawia
Z senatorem Zbigniewem Romaszewskim
rozmawia Krzysztof Grzesiowski
wywiad z radiowych "Sygnałów Dnia" z dnia 1 sierpnia 2006 roku
Krzysztof Grzesiowski: Dziś naszym gościem jest senator Zbigniew Romaszewski, przewodniczący Komisji Praw Człowieka i Praworządności, senator Rzeczpospolitej. Dzień dobry, panie senatorze.
Zbigniew Romaszewski: Dzień dobry panu, dzień dobry państwu.
K.G.: W projekcie ustawy lustracyjnej, który Sejm przekazał do Senatu w lipcu tego roku możemy przeczytać, że zostanie poszerzony krąg osób objętych lustracją, że zniesiona zostanie kategoria osób pokrzywdzonych i obowiązek składania oświadczeń lustracyjnych przez osoby pełniące funkcje publiczne, że zlikwidowany będzie sąd lustracyjny i urząd Rzecznika Interesu Publicznego, że wreszcie IPN ma opublikować listę funkcjonariuszy i osobowych źródeł informacji komunistycznych służb specjalnych. To, oczywiście, nie wszystko, to, oczywiście, z grubsza. Ale część tych zapisów panu się nie podoba.
Z.R.: No tak, bo tu się mówi, że poszerzony zostanie krąg osób objętych lustracją, a po prostu lustracji nie będzie zwyczajnie żadnej, po prostu nie ma lustracji, ponieważ ta ustawa w ogóle nie przewiduje żadnej sankcji. Jednak ustawa poprzednio obowiązująca, obowiązująca teraz wymagała, to się odbywało w ten sposób, że składało się jednak oświadczenie, czy byłeś współpracownikiem czy nie byłeś współpracownikiem, i jeżeli skłamałeś, to za to groziła sankcja – pozbawienie stanowiska i niemożność pełnienia funkcji publicznych przez dziesięć lat.
K.G.: A w myśl tych nowych przepisów?
Z.R.: W myśl tych nowych przepisów to wszyscy składają wnioski o zaświadczenie. Zaświadczenie obejmuje spis tego, co na twój temat jest, takie zaświadczenie, jakie materiały w ogóle są, opisuje materiały IPN-u, które są na temat danej osoby i to jest wszystko. Mówi się, że to zaświadczenie należy złożyć przed objęciem stanowiska lub przed zarejestrowaniem na przykład na listach wyborczych, tyle że to jest po prostu zwyczajnie niewykonalne, bo jeżeli podmiotów, które mają poddać się lustracji jest 400 tysięcy, a IPN jest w stanie rocznie przejrzeć 40 tysięcy, no to jest to proces na 10 lat. Efektem tego jest, że w dobrym wypadku po 2-3 latach takie zaświadczenie jest. No i pytam się: co z tego? No i nic z tego po prostu. W wypadku radnych na przykład, którzy będą wybierani w tych wyborach w listopadzie jest powiedziane, że oni muszą tylko, bo wszyscy wiedzą, że to jest niewykonalne w tym wypadku, wobec tego oni muszą złożyć już tylko zaświadczenie, że starają się o zaświadczenie poświadczone przez IPN, czyli że zażądali takiego zaświadczenia, dostać na tym pieczątkę i na podstawie tego są rejestrowani. I teraz po dwóch latach, przypuśćmy, dowiadujemy się, że na przykład ktoś był współpracownikiem. No to po prostu może to sobie wziąć i powiesić na haczyku, bo innego sensu to nie ma, bo jeżeli jest radnym, już go wybrano, to i tak nie ma sposobu, żeby go pozbawić pełnionej funkcji. Więc po co jest ta cała gigantyczna praca, którą mają wykonać ludzie? Ja tego po prostu w ogóle nie rozumiem.
K.G.: A dlaczego, panie senatorze, uważa pan, że należy powrócić do pomysłu tak zwanej osoby poszkodowanej?
Z.R.: Bo to jest bardzo ważne, bo już raz ci ludzie... Nie można wydawać zaświadczeń tak samo i takich samych w gruncie rzeczy osobom, które walczyły, które były prześladowane, które z tego powodu potraciły kariery co najmniej, które siedziały i na tej samej liście wszyscy, takie same zaświadczenia będą dostawały osoby, które były po prostu normalnymi szpiclami. Na miłość boską, już raz to pomieszano, kata i ofiarę, prześladowcę i prześladowanego, ale to wcale się nie odbiło dobrze na kondycji moralnej kraju, jeżeli się tych rzeczy bardzo wyraźnie nie odróżnia, tym bardzie