Wszechpolacy pod sąd
Z Senatorem Zbigniewem Romaszewskim rozmawia Klara Klinger
Wywiad zamieszczony w "Dzienniku" 30 listopada 2006 roku
Klara Klinger: We wczorajszym "Dzienniku" ujawniliśmy materiał dotyczący nazistowskiej imprezy, na której byli obecni członkowie Młodzieży Wszechpolskiej, a na stronie Dziennik.pl ukazał się film rejestrujący to zdarzenie. Młodzi ludzie wznoszą okrzyki "Sieg Heil", umieszczają obok siebie flagi polską i nazistowską, pochodniami kreślą znaki swastyki. Jaka jest pierwsza pana reakcja po zobaczeniu tego materiału?
Zbigniew Romaszewski: To obrzydliwość wobec której brakuje słów. Odwoływanie się do symboli faszystowskich to rzecz, której nie można usprawiedliwić. Apoteoza faszyzmu jest czymś przerażającym. Odwoływanie się do tych tradycji jest po prostu odrażające, a z punktu widzenia prawnego - zakazane. To gloryfikowanie tych, którzy nas mordowali.
K.K.: Z jakimi konsekwencjami powinni spotkać się ci ludzie?
Z.R.: Pochwala systemów faszystowskich i komunistycznych jest konstytucyjnie zakazana. W polskim prawie odwoływanie się do symboliki i tradycji nazistowskiej, komunistycznej i faszystowskiej jest niedozwolone. W związku z tym reakcja prokuratury powinna być natychmiastowa. To nie ulega wątpliwości. Mam nadzieję, że sądy sobie z tym poradzą.
K.K.: A może był to tylko taki szczeniacki wybryk, płynący z głupoty, który można potraktować pobłażliwie?
Z.R.: Nie może być mowy o żadnej pobłażliwości. Tym musi się zająć sąd. Ja sam nie wiem, co bym zrobił, ale na szczęście mamy od tego ustawy, prokuraturę i sądy. Są normy i paragrafy, według których należy działać.
K.K.: Dlaczego nie machnąć jednak ręką? Młodzi wypili sobie, może trochę za dużo - to prawda - ale zrobili to we własnym, zamkniętym gronie...
Z.R.: Takich rzeczy nie można pozostawić bez reakcji. To w ogóle nie wchodzi w rachubę. To byłoby bardzo szkodliwe pobłażanie. Po to zresztą ustanowiono prawo zakazujące używania symboliki faszystowskiej, propagowania ideologii nazistowskiej, by do takich manifestacji nie mogło dochodzić. Takie zachowania - nienapiętnowane - mogą stanowić zagrożenie dla społeczeństwa. Propagowanie, choćby nawet nieświadome - bo czy tak było naprawdę, nie potrafię powiedzieć, nie rozmawiając z uczestnikami owego pikniku - to budzenie groźnych ekstremizmów. Tak więc niepodejmowanie żadnych kroków prawnych mogłoby prowadzić do niedobrych skutków. Ostra reakcja powinna być przestrogą dla innych.
Oczywiście, trzeba zbadać, co dokładnie powodowało tą młodzieżą. Trzeba zobaczyć, kim są i jaki jest stopień jej demoralizacji. Potem sąd musi wydać wyrok. Możliwość delegalizacji Młodzieży Wszechpolskiej też powinna być brana pod uwagę.
K.K.: Skąd biorą się takie zachowania?
Z.R.: Doszło do dewaluacji rozmaitych pojęć i definicji. Ich pierwotny sens został rozmyty. W ogóle nie są odbierane w takim znaczeniu, jakie naprawdę zawierają. Na przykład terminu "faszyzm" środowiska lewicowe używają w stosunku do dowolnej myśli konserwatywnej. Szczególnie w Stanach Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii.
K.K.: Czy możliwe jest, że przeciętny absolwent szkoły średniej może nie wiedzieć, co oznaczają słowa "faszyzm" i "nazizm" oraz co niesie ze sobą symbol swastyki?
Z.R.: To mogły być wygłupy, które wyrastają na gruncie nacjonalizmu. Choć, szczerze mówiąc, nie bardzo rozumiem, jakie motywy nimi kierowały. Może moda. W tym wypadku olbrzymią rolę odgrywają media. Media, chcąc nie chcąc, funkcjonują jako przekaźnik pewnych zjawisk niezależnie od tego, co chciałyby propagować. Jest to efekt uboczny. Jak pewne wiadomości padają na podatny grunt, to taki jest rezultat, tak to się kończy, jak można było zobaczyć w państwa gazecie. Media na przykład pokazują demonstracje faszystów w Niemczech, a głupcy czerpią z tego wzory. Ci ludzie poszukują czegoś spektakularnego. Ich zachowanie według mnie nie miało głębokiego podłoża ideowego. To był spektakularny akt. Pewne gesty mogli zaczerpnąć z reportaży dotyczących zachowania neofaszystów niemieckich.
K.K.: Co jest w tym takiego pociągającego? Kult siły? Silnej władzy?
Z.R.: Tam, gdzie są rozchwiane struktury społeczne, gdzie państwo jest wycofane i wkrada się chaos, gdzie nie ma czytelnej dla wszystkich hierarchii wartości, tam odzywa się tęsknota za siłą i autorytetem. Pragnienie przywrócenia silnej władzy. Ja też jestem za silnym państwem. Ale faszyzm na pewno nie jest tym wzorcem, za pomocą którego można to silne państwo budować. Przywoływanie go jest gloryfikowaniem tych, którzy nas mordowali.
K.K.: Spotkał pan osobiście kogoś, kto by się do takich symboli odwoływał?
Z.R.: Bezpośrednio nie. Ale na początku lat 90. istniał ruch budowany przez Bolesława Tejkowskiego, bardzo nieprzyjemny, wykorzystujący elementy faszystowskie. Wtedy czułem niepokój. To było, a potem ucichło. I nagle teraz pojawia się znowu.
K.K.: Jak temu przeciwdziałać?
Z.R.: Trzeba pogłębić wiedzę na temat tego, czym był faszyzm. Należałoby pokazywać choćby film "Zwyczajny faszyzm" Michaila Romma obrazujący powstawanie faszyzmu w Niemczech. Genialny dwugodzinny dokument. Pokazujący, jak atrakcyjny dla słabych, pozbawionych indywidualności jednostek może być maszerujący zgodnie tłum ze sztandarami, w którym można odnaleźć wspólnotę, poczuć siłę. Jak się obejrzy demonstracje faszystowskie, to bardzo wiele wyjaśnia - jesteś w grupie, jesteś silny, jesteś solidarny. W wypadku tych ludzi też mogło zadziałać doświadczenie wspólnoty, której im brakuje. Działanie w silnej grupie. Odwoływanie się do tych, a nie innych symboli to przejaw głupoty. Ale one symbolizują pewną wspólnotę, która może się podobać.
K.K.: Młodzież Wszechpolska, której członkowie brali udział w "pikniku", odwołuje się do wartości patriotycznych - to jest ich myśl przewodnia, słowo klucz. Jak się ma symbolika nazistowska do patriotyzmu?
Z.R.: To nie ma nic wspólnego z patriotyzmem. To przejaw aberracyjnego szowinizmu. Wręcz patologicznego nacjonalizmu. To jest totalna patologia, która przekracza wszelkie racjonalne granice. To absurd łączyć ich akcje z patriotyzmem. Patriota powinien kochać własny kraj, kochać własne społeczeństwo, podejmować działania dla jego dobra. Czuć się związany ze wspólnotą narodową.
Zbigniew Romaszewski, polityk, fizyk. Od 1976 współpracownik Komitetu Obrony Robotników oraz członek KSS "KOR". Współorganizował w 1979 Komitet Helsiński zajmujący się przestrzeganiem praw człowieka w PRL. Od 1980 członek NSZZ "Solidarność"; uczestnik obrad Okrągłego Stołu. Od 1989 nieprzerwanie senator RP.