Debata nad sprawozdaniem
Rzecznika Interesu Publicznego

8. Posiedzenie Senatu, 30 marca 2006 roku

 

Podczas dyskusji nad corocznym sprawozdaniem Rzecznika Interesu Publicznego Senator Zbigniew Romaszewski po raz kolejny omawiał sprawę zawartości akt pozostawionych przez byłą SB. To że akta te są całkowicie sfałszowane, zamętnione, że w ogóle się z nimi różne rzeczy działy, jest mitem. Akta te zawierają błędy i nieścisłości, bo były tworzone przez ludzi, ale nie mogły być całkowicie sfałszowane, ponieważ były gromadzone w celu korzystania z nich.

Senator mówił: przeczytałem wiele tomów tych akt... Na mnie jest około pięćdziesięciu tomów. Mam w ten sposób napisaną całą biografię. Z tymi aktami, jest tylko jeden problem – trzeba wiedzieć, jak oceniać źródło, w jakim celu to było pisane. Na przykład akta KOR, których jest trzydzieści dziewięć tomów zawierają niemal wyłącznie informacje o kłótniach i sporach... I wszystko to prawda, tak było! Tylko że gdyby rzeczywiście zachodziły tak głębokie konflikty, to po prostu my byśmy nie istnieli nawet przez trzy miesiące. A przecież KOR przetrwał cztery lata! A tego już się z tych akt nie wyczyta. Wyczyta się, że Adam Michnik nie znosił Antka Macierewicza, Antek Macierewicz nie znosił Adama Michnika – tak, to się wyczyta. Ale na przykład tego, że gdyby któremuś działa się krzywda i że gdybym zadzwonił do tego drugiego, to on natychmiast stanąłby w jego obronie, tego tam nie ma. Bo te akta były pisane i gromadzone w określonym celu! A błędy i zafałszowania są rzeczą ludzką. Np., mieli pilnować, ale poszli na piwo. W związku z tym piszą protokół, że do godziny 22 pilnowali, a ktoś wyszedł, powiedzmy, o godzinie 21. Tak to jest z wiarygodnością tych akt. Oczywiście te akta są dziurawe, na dodatek jest ich dużo i nie jestem pewien, czy do wszystkich do tej pory dotarliśmy, i nie wiadomo, czy reszta kiedykolwiek się pojawi. Na przykład w moich aktach w ogóle nie ma nic o całej działalności związanej z zagranicą – to widocznie gdzieś wyjechało i zostało albo zniszczone, albo gdzieś leży. Akta te po prostu wymagają oceny.

Senator zauważył także, że mówi się wiele o ocenie prawnej tych akt, a te akta wymagają przede wszystkim oceny eksperckiej przez ludzi, którzy dobrze wiedzą, jak było i potrafią to odczytać. Ocena prawna tych akt dokonana bez głębokiej znajomości realiów może prowadzić do poważnych błędów. Opinia, że należy się obawiać specjalistów z IPN również jest fałszywa. Specjaliści z IPN doskonale wiedzą, jak funkcjonowała opozycja, jak funkcjonowała Służba Bezpieczeństwa i wiedzą to dużo lepiej niż ci prawnicy, którzy to będą sądzić. To się wielokrotnie okazywało. Senator mówił, że poważnym problemem jest tu brak autorytetów, które w sposób obiektywny potrafiłyby oceniać zawartość tych akt. W tej chwili można jedynie powiedzieć: niech mówią same dokumenty. Ale tu potrzebny jest proces sądowy. Senator przypomniał, że były jednak przypadki osób, które po podpisaniu oświadczenia o współpracy mówiły: ja wczoraj podpisałem. I w związku z tym zrywały kontakty. Podpis leżał i leży w aktach, oni natomiast przestawali się kontaktować. Podobnie postąpił na przykład Mirosław Chojecki – jeden z czołowych działaczy opozycji. On sprawę od razu ujawnił i w komunikacie KOR zostało to napisane, że wymuszono, że podpisał, ale o współpracy nie było mowy. Wykluczenie instancji sądowej spowoduje, że nie będzie miejsca, gdzie można by złożyć taką relację.

Prace nad ustawą lustracyjną zaczynały się w Senackiej Komisji Praw Człowieka i Praworządności już w 1990 r. Temat stał się modny i projektów ustawy pojawiło się bardzo dużo, jednocześnie ugrupowania, postokrągłostołowe, robiły wszystko, ażeby te ustawy nie mogły wejść w życie i to w momencie, kiedy mogło nastąpić rozliczenie i wyeliminowanie z kolaborantów życia publicznego. Ten okres został zaprzepaszczony.

Senator mówił również na temat domniemania niewinności na którym sama ustawa lustracyjna jest oparta. Domniemanie niewinności funkcjonuje w procedurze karnej i powinno funkcjonować w sytuacji, gdy można kogoś wsadzić do więzienia lub skazać na karę śmierci. W życiu nikt jednak tak nie postępuje. Nie robi się interesów i nie pożycza się pieniędzy osobom uważanym za niewiarygodne, tu zachowuje się ostrożność, a nie domniemanie niewinności. Jak ktoś jest podejrzany, to nie utrzymuje się z nim kontaktów. Natomiast w państwie przy obsadzaniu stanowisk publicznych stosujemy domniemanie niewinności. Człowiek, który ma zająć takie stanowisko ma być najlepszy z najlepszych, poza wszelkimi podejrzeniami. Jak może funkcjonować państwo, które opiera się na zasadzie domniemania niewinności?

To jest przedłożenie interesu jednostki ponad interes państwa. Tu chodzi o obsadzenie najważniejszych stanowisk w państwie. Musimy tego państwa bronić. To jest nasz interes wspólny. Nigdzie na świecie nie stosuje się procedury karnej w postępowaniu przy obsadzaniu stanowisk publicznych. Wszędzie się uważa, że jeżeli jest tam coś niewyraźnego, to trudno, tak się temu panu ułożyło w życiu, ale to nie jest dobrze i nie może stanowiska zająć. A my, w Polsce domniemywamy niewinność. Sprawa FOZZ. Są oskarżeni, dziesięć lat trwa proces. W międzyczasie jest afera w Nisku, jest afera w banku w Stalowej Woli, jest afera ART.-B, jest afera z zamówieniami publicznymi dla wojska. Bohaterowie tych procesów dalej działają spokojnie, z domniemaniem niewinności. Dostają zamówienia publiczne. Jak można funkcjonować na tej zasadzie? Jak państwo ma się przed tym bronić? Istnieje pewna granica, którą jest bezpieczeństwo i interes państwa. Chciałbym zwrócić na to uwagę.

Senator Romaszewski jako przewodniczący Senackiej Komisji Praw Człowieka i Praworządności zapowiedział konferencję dotyczącą ustawy lustracyjnej. Konferencja odbędzie się pod auspicjami Komisji.

Więcej o dyskusji nad tym punktem na stronie Senatu RP.
patrz: stenogramy posiedzeń > 8 posiedzenie > ctrl + F > Zbigniew Romaszewski > pkt. 12