Sprawa referendum ogólnokrajowego

35. posiedzenie Senatu - 5, 6, 7 marca 2003

 

Senator zasadniczo skrytykował ustawę o referendum, jako przygotowaną pod konkretne europejskie referendum i stwierdził, że jest wielką polską bolączką przygotowywanie ustaw pod konkretne wydarzenia i osoby. Romaszewski uznał, że przepis mówiący, że "referendum wyznacza się na jeden albo dwa dni", jest przepisem, który nie powinien znaleźć się w ustawodawstwie państwa prawa. " Bo cóż to znaczy: na jeden albo dwa dni? - argumentował senator Romaszewski - będzie decydował rzut monetą: jak orzeł to jeden dzień, a jak reszka to dwa? Czy też może instytucja ustanawiająca referendum, kierując się wskazaniem, że jak referendum ma się udać, ma być wiążące, z pięćdziesięcioprocentową frekwencją, to dwa dni, a jeżeli ma być niewiążące, to jeden dzień? Przepraszam, tak prawa się nie stanowi."

Senator uznał też za zupełnie bezsensowną definicję kampanii referendalnej: "Otóż, Wysoka Izbo, twierdzę, że art. 37, który powiada, że kampanią referendalną jest prezentowanie swojego stanowiska przez obywateli, partie polityczne, stowarzyszenia, fundacje w sprawie poddanej pod referendum, jest artykułem całkowicie mylącym. To, co w nim podano, nie jest bowiem definicją kampanii referendalnej, tylko jest po prostu szczególną definicją wolności słowa. (...). Swoje stanowisko każdy z nas, a także stowarzyszenia, fundacje - wszyscy mogą na podstawie uprawnień konstytucyjnych wyrażać kiedy chcą i jak uważają. Romaszewski był zdania, że jest to przepis "gumowy", w który da się włożyć co się zechce i wprowadzający wiele zamieszania.

Senator zaproponował daleko idące poprawki do artykułów w sprawie agitacji referendalnej. Uznał bowiem, że różne podmioty, które taką agitację mogą prowadzić w ustawie nie są równo traktowane. Na przykład stowarzyszenia i fundacje mogą w kampanii referendalnej otrzymywać fundusze z zagranicy, a partie polityczne (zgodnie z ustawą o partiach) takiego prawa nie mają - mogą dostawać pieniądze wyłącznie od osób fizycznych. "Sytuacja, w której w kampanii referendalnej, dotyczącej podstawowych spraw suwerenności państwa, mogą uczestniczyć podmioty korzystające z finansów zagranicznych, zdecydowanie mi się nie podoba. - oświadczył Romaszewski - Proszę państwa, to troszeczkę tak jak w XVIII wieku, kiedy kampanie dotyczące problemów suwerenności robiło się za obce pieniądze".

Bardzo poważne wątpliwości senatora Romaszewskiego wzbudził też przepis ustawy mówiący, że prawo prowadzenia kampanii referendalnej mają te fundacje i stowarzyszenia, które działania związane z przedmiotem referendum mają zapisane w statucie.

"Jeżeli bowiem ktoś sobie napisał, że na przykład celem jego działalności będzie integracja z Unią Europejską - wyjaśniał Zbigniew Romaszewski - co ogromna liczba różnych fundacji i stowarzyszeń napisała, licząc na wsparcie ze środków europejskich, to dobrze. Ale jeżeli tego nie napisał, to nie ma prawa uczestniczyć w kampanii referendalnej, niezależnie od swoich istotnych interesów. A dotyczy to związków zawodowych, dotyczy to na przykład związku kółek rolniczych, związku gospodyń itd., itd. Takie organizacje można mnożyć." A przecież, argumentował dalej senator, problem akcesji dotyczy faktycznie wszystkich dziedzin życia.

Senator Romaszewski zaproponował wprowadzenie instytucji komitetów obywatelskich, które mogłyby prowadzić kampanię referendalną, ale musiałyby przedtem zebrać pięćset podpisów. Warunek zebrania pięciuset podpisów miał dotyczyć również fundacji i stowarzyszeń, które chciałyby brać udział w kampanii, żeby zweryfikować ich realne istnienie. Wszelkie środki finansowe, które mogłyby być użyte w kampanii, musiałyby natomiast - zgodnie z poprawkami zaproponowanymi przez Senatora - pochodzić od osób fizycznych. Jeżeli więc jakieś fundacje czy stowarzyszenia przekazywałyby pieniądze, konto komitetu referendalnego musiałoby być wyodrębnione. I jeżeli fundacje czy stowarzyszenia chciałyby na to konto przekazać pieniądze, musiałyby złożyć oświadczenie, że pieniądze te pochodzą od osób fizycznych, a nie są na przykład zagraniczną dotacją na propagowanie integracji. Taki warunek senator Romaszewski uważa za oczywisty w suwerennym kraju.

A oto jak Senator Romaszewski kończył swą próbę przekonania Senatorów do przyjęcia zaproponowanych poprawek:

"Ustawę przyjmujemy w bardzo szczególnych warunkach. Nie dalej niż trzysta metrów od naszej sali posiedzeń toczy się rozprawa w związku z próbą kupienia ustawy. Muszę powiedzieć, że w tych warunkach nieuregulowanie problemów finansowania kampanii referendalnej jest wyrazem szczególnej niefrasobliwości. (...) Wysoka Izbo, wydaje mi się, że tego rodzaju niefrasobliwość nie może zyskać poparcia w Senacie."- mówił Senator. Zaproponowana przez niego poprawka miała - zdaniem senatora Romaszewskiego - ograniczyć liczbę fikcyjnych podmiotów, które mogą uczestniczyć w kampanii referendalnej i stwarzała możliwość włączenia się do niej realnych podmiotów życia społecznego, których interesy mogą być związane z rozstrzygnięciami referendum, i wreszcie, o ile to jest możliwe, usiłowała unormować sposób finansowania kampanii wyborczej.

Jako jeden z solidniej pracujących parlamentarzystów senator Romaszewski bardzo często włączał się też w dyskusje nad porządkiem dziennym posiedzenia i zwracał uwagę, na najbardziej szkodliwe plagi prac parlamentarnych, na przykład, że punktów porządku dziennego jest za wiele by je porządnie rozpatrzyć, albo, że nie dano senatorom czasu na zapoznanie się z tematem, w którym maja podjąć ważne decyzje. I na tym posiedzeniu także zabierał głos właśnie w tej sprawie.

Więcej o dyskusji nad tym punktem na stronie Senatu RP.
patrz: stenogramy posiedzeń > 35 posiedzenie > ctrl + F > Zbigniew Romaszewski > pkt.2