Potrzeba obywatelskiej odpowiedzialności za Polskę

Spotkania z mieszkańcami Świebodzina, 18 października 2010 roku

 

Wicemarszałek Senatu RP Zbigniew Romaszewski przyjechał do Świebodzina na zaproszenie władz miejskich, powiatowych oraz NSZZ "Solidarność" Ziemi Świebodzińskiej. Jego wizyta była częścią obchodów dwudziestej rocznicy przemian ustrojowych w Polsce, oraz trzydziestej rocznicy podpisania Porozumień Sierpniowych i powstania NSZZ „Solidarność”. Senator uczestniczył w dwóch spotkaniach: z mieszkańcami, zorganizowanym w Galerii Inspiracje Świebodzińskiego Domu Kultury oraz z młodzieżą szkolną w świebodzińskim ogólniaku.

Wśród wielu poruszonych tematów Z. Romaszewski mówił o zbliżających się wyborach samorządowych i samorządzie w ogóle. Stwierdził, że samorząd absolutnie nie powinien być ideologizowany: Bo przecież dziura w moście jest głęboka i szeroka, a nie jest ani prawicowa, ani lewicowa. Są po prostu konkretne problemy do rozwiązania. Przekonywał także, że samorządy aktywizują społeczności lokalne, bo są bliżej ludzi, którzy mogą łatwiej kontrolować ich działalność. Przypomniał, że był zwolennikiem samorządów w 49 województwach, w których istniały już struktury, a dla których utrata statusu stolicy województwa była katastrofą. Jego zdaniem wybory do samorządów powinny być bezpośrednie i większościowe.

O ogólnokrajowej polityce nie wypowiadał się zbyt pochlebnie: – Mam raczej jej pesymistyczną wizję. Nie do takiej polityki się zapisywałem. Stwierdził, że nie rozumie podejścia niektórych polityków, których interesuje jedynie "władza dla władzy". Zdradził także, że martwi go brak społecznej reakcji na obecne w polityce kłamstwo i oszustwo. Zauważył, że politycy, ale i media, zajmują się sprawami, które tak naprawdę wcale nie są istotne, czyli głównie sporami personalnymi, a rzeczy ważne są pomijane. – Media wypełnia tzw. PR. Za komunizmu była to po prostu propaganda. Za Goebbelsa zresztą też. Żyjemy w epoce neogierkowskiej: jest nieźle, ale wszyscy strasznie się boją, że nagle się pogorszy, np. stracą pracę. Zupełnie jak w PRL. Dotyczy to niestety dziennikarzy, którzy filtrują informacje docierające do społeczeństwa. W tej sytuacji potrzeba obywatelskiej odpowiedzialności za Polskę. – wskazywał senator.

Zapytany o sprawę dopalaczy stwierdził, że jest to przykrywka medialna dla trudnej sytuacji budżetu państwa. Nieprzypadkowo, zdaniem wicemarszałka, ten istotny przecież problem wypłynął w tym momencie. Samą ustawę zakazującą obrotu groźnymi dla zdrowia substancjami nazwał wyjątkowo słabą, wymagającą jeszcze wiele pracy legislacyjnej, ale jak się wyraził: – Klub PiS ją poprze, mimo braków, bo trzeba chronić ogłupiałe dzieciaki przed cwaniakami.

Spór wokół zapłodnienia in vitro senator uznał za paradoksalny. Wyraził zdziwienie rzekomo postępowym dążeniem do posiadania za wszelką cenę własnego potomstwa. Świadczy to raczej, w jego ocenie, o sile iście średniowiecznych więzów krwi. Tymczasem, jak zauważył, istnieje możliwość adopcji sierot. Jednoznacznie opowiedział się przeciwko finansowaniu zabiegów zapłodnienia pozaustrojowego z budżetu państwa.

Senator opowiadał o sierpniu 1980 roku, pisaniu statutu związku zawodowego przez J. Olszewskiego i W. Chrzanowskiego i swoim ponownym zatrzymaniu przez władze. Wspomniał też o sporach o kształt organizacyjny Solidarności, która była nie tylko organizacją związkową, ale przede wszystkim wielkim ruchem niepodległościowym.

Senator zastrzegł, że nie można pomijać ważnej roli, jaką w przemianach odegrał L. Wałęsa. Niemniej ma do niego zróżnicowany stosunek: inny do Wałęsy przewodniczącego Solidarności, a inny do Wałęsy prezydenta. Z. Romaszewski zauważył, że człowiek, który stał się symbolem całego związku był też cwaniakiem, któremu w 1992 roku zabrakło poczucia honoru i prostej odwagi, żeby powiedzieć jak było. – Przez to uwikłał się w układy ze służbami specjalnymi PRL i III RP. „Bolka” znam od 1979 roku. Żadna tajemnica. Wiedzieli też Gwiazdowie, Walentynowicz, Borusewicz. Uznaliśmy jednak, że to tylko wpadka i nikt go z Wolnych Związków Zawodowych nie wykluczał. Gdy go wyrzucili z Elektromontażu, sam mu woziłem pieniądze, płaciliśmy mu stypendia. – mówił wicemarszałek Romaszewski.