"Polska jest najważniejsza"

Spotkanie z mieszkańcami i władzami Garwolina, 1 lipca 2010 roku

 

Na zaproszenie garwolińskiego komitetu Prawa i Sprawiedliwości Zbigniew Romaszewski spotkał się z przedstawicielami władz lokalnych, członkami i sympatykami PiS oraz mieszkańcami miasta i okolicznych gmin. Spotkanie służyło mobilizacji zwolenników Jarosława Kaczyńskiego. Wzięli w nim udział także posłanka PiS Teresa Wargocka i doradca J. Kaczyńskiego ds. ochrony środowiska Kazimierz Kujda. Wszyscy goście zachęcali do poparcia kandydatury prezesa PiS.

Wicemarszałek Romaszewski mówił m.in.: Po drugiej z debat prezydenckich optymistycznie patrzę na niedzielne wybory. Różnice są wyraźne i zdecydowanie na korzyść naszego kandydata. Najważniejsze wydaje się podejście do państwa jako instytucji i wspólnoty narodowej. PiS, w przeciwieństwie do PO, dostrzega słabość państwa. Odrzucamy budowanie instytucji w oparciu o liberalizm i konkurencję. Wolnorynkowa rywalizacja nie może zastąpić współpracy i solidarności. Powstaje pytanie, gdzie kończy się wolny rynek i własność prywatna, a gdzie zaczyna się bezpieczeństwo państwa. Drogi, koleje, ale też wały przeciwpowodziowe są wspólne, więc nikogo nie interesują. Komercjalizuje się służbę zdrowia. Obawiam się, że nieformalnie również wymiar sprawiedliwości. Pomysł, jaki rzucił premier Tusk, że to wójtowie są odpowiedzialni za wały, świadczy o braku wiedzy o funkcjonowaniu państwa. Samorządy dostały kompetencje i odpowiedzialność bez odpowiednich środków. My nie jesteśmy za centralizacją, ale za finansowaniem adekwatnym do zadań. Bo potem można tylko się przerzucać odpowiedzialnością: wójt zawinił, że wały się rozsypały. Cel jaki nam przyświeca w tych wyborach, to odtworzenie, odbudowanie państwa silnego, rządnego, sprawiedliwego, które odpowiada za swoich obywateli.

Z przykrością stwierdzam, że polska polityka wschodnia ponosi porażki. Straciliśmy przyjazną Ukrainę na skutek bałaganu, który tam panuje. To państwo buduje demokrację w bardzo trudnych warunkach. Na Białorusi sytuacja Polaków jest niekorzystna, choć stabilna. Ostatnio z prezesowania Związkowi Polaków na Białorusi zrezygnowała Andżelika Borys. Codzienna, uporczywa walka przez pięć lat w końcu ją zmęczyła. Pomysły negocjacyjne Sikorskiego zawiodły. Trzeba mieć również narzędzia nacisku. Należy o Białorusi rozmawiać z Rosjanami. J. Kaczyński wypowiedział się tak w czasie pierwszej z przedwyborczych debat. Miał rację. Dlaczego mamy rozmawiać w tej sprawie z Francuzami, albo Niemcami? Co oni w tej sprawie zrobili? Już od prawie trzech lat nie jesteśmy w stanie doprosić się od Unii Europejskiej dotacji na TV Bielsat, która nadaje na Białoruś, żeby budować tam demokrację. Mimo, że Polska włożyła już w ten projekt ponad 50 milionów złotych w ciągu dwóch lat.

W sprawie wyjaśniania przyczyn katastrofy smoleńskiej polski rząd przyjął klienckie stanowisko wobec Rosji. Wiąże się z tym nieodpowiedzialne dzielenie społeczeństwa na społeczeństwo 7 kwietnia i 10 kwietnia. To trzeba tym panom pamiętać. To była ich decyzja. Ich wola, że polskiego prezydenta można nie zaprosić na uroczystość. Okazuje się, że są Polacy dwóch kategorii. Jest zaprzyjaźniony premier i nieprzyjazny prezydent. Reszta jest ciągiem dalszym. Jak wyglądała podróż Jarosława w celu identyfikacji zwłok brata? Samolotem do Witebska. Milicja przeprowadza do granicy rosyjskiej. Nagle zajeżdża drogę rosyjska policja drogowa. Jadą 20 km/h. Zdenerwowani Polacy zatrzymują się. Policjanci tłumaczą, że dostali takie polecenie. Wtem na pełnej prędkości mija ich konwój z Tuskiem. Do prawdy dojdziemy, aczkolwiek bardzo się to utrudnia. Niewystąpienie o prowadzenie wspólnego śledztwa jest rzeczą skandaliczną.

W 2006 r. do Senatu przyszła wspólna ustawa lustracyjna autorstwa PiS i PO. Szczególnie promował ją poseł Nitras i Girzyński. Jej nienaprawialne głupstwo polegało na tym, że poddawała lustracji 750 tysięcy osób. To jest niewykonalne. Jestem przeciwny pisaniu głupich ustaw. Muszą dać się realizować. To był koncert życzeń. Kto miał lustrować i za co? W Komisji, którą kierowałem razem z Piesiewiczem, odbyła się szeroka dyskusja i wniesiono ponad 30 poprawek. Senat je odrzucił. Ustawa w pierwotnym kształcie trafiła na biurko prezydenta. Nie wywieraliśmy żadnej presji. Prezydent podzielił nasz pogląd i wniósł nowelizację ustawy, nim weszła w życie.

Nie zawsze Polska była rządzona przez partie. Był taki okres, kiedy byliśmy solidarni. Piesiewicz występował jako przedstawiciel ks. Popiełuszki. Za to zamordowano jego matkę. Była związana dokładnie tak samo jak Popiełuszko. Przez cztery kadencje prowadziłem z Piesiewiczem Komisję Praw Człowieka i Praworządności. Bardzo ceniłem jego pracę. Mieliśmy uzupełniające się poglądy. On był zawsze wiceprzewodniczącym. On był indywidualistą i patrzył jednostkowo. Moje spojrzenie na prawa człowieka było bardziej społeczne. Oprócz lustracji zajmowaliśmy się m.in. ustawą o uznaniu za nieważne wyroków PRLowskich sądów. Dobrze nam się współpracowało. Był to spokojny, aktywny senator. Równie dobrze mógłby być w PiS. Razem byliśmy w RdR Olszewskiego i w ROP. Nie istniał podział na PiS i PO. Dopóki on będzie istniał, Polska nie pójdzie naprzód. Absurdem jest to, że nie można mieć takich samych poglądów, bo decydują dyspozycje partyjne. Wniosek prokuratury ws. Piesiewicza był generalnym oszustwem. Jedynym dowodem było zdjęcie, jak on coś wciąga. Wyjęto to zupełnie z kontekstu szantażu, który trwał półtora roku. W ogóle to prokuratura pominęła. To tak, jakby rozpatrywać podejrzane kontakty rodziny Olewników bez uwzględnienia porwania i zabójstwa ich syna. Piesiewicz źle się zachował, bo poddał się szantażowi. Ale nie można eliminować jednego z bardziej zasłużonych senatorów, bez mocnych dowodów i pomijając kryminalne tło. Prokurator Zalewski wymarzył sobie, że będzie prokuratorem generalnym. Stąd pośpiech i niedbały wniosek o uchylenie immunitetu.

Na początku lat 90. próbowałem sprawę repatriacji załatwić u Skubiszewskiego. Wtedy było to relatywnie proste. Mieliśmy opuszczone przez Sowietów całe osiedla: Legnica, Borne-Sulinowo. Było gdzie tych ludzi przenieść. Z moich szacunków wynikało, że potrzeba było wówczas około 5 miliardów dzisiejszych złotych, żeby repatriować z Kazachstanu wszystkich chętnych rodaków. Teraz zrzucono wszystko na samorządy, które nie mają środków.