"Okrągły stół – 20 lat później.
Oczekiwania a rzeczywistość"

Zapis konferencji, Płock, 12 lutego 2009 roku.

 

Zarząd Regionu Płockiego NSZZ "Solidarność" i Instytut Pamięci Narodowej zorganizowały konferencję pt. "Okrągły stół – 20 lat później. Oczekiwania a rzeczywistość". Mieszkańcy Płocka i uczniowie płockich szkół średnich wysłuchali refleksji dotyczących przyczyn i konsekwencji wydarzeń okrągłego stołu. W debacie uczestniczyli: profesor Jadwiga Staniszkis, wicemarszałek Senatu RP Zbigniew Romaszewski, dyrektor Biura Edukacji Publicznej IPN Jan Żaryn oraz historyk warszawskiego oddziału IPN Jacek Pawłowicz. Spotkanie odbyło się 12 lutego 2009 roku w auli Urzędu Miasta Płocka.
Poniżej przedstawiamy zapis konferencji (umieszczone poniżej odwołania przesuną tekst do początku konkretnej wypowiedzi):

 



Wicemarszałek Senatu, Zbigniew Romaszewski
Jadwiga Staniszkis
Jan Żaryn
Jacek Pawłowicz
Jadwiga Staniszkis
Jacek Pawłowicz

 


Zbigniew Romaszewski
Zasadniczą rzeczą jest powiedzenie, czym był okrągły stół i jakie było jego znaczenie. Wydaje mi się, że znaczenie, jakie się do niego przywiązuje jest pewnym anachronizmem. Włączamy do niego wszystko, co było potem. A to były wydarzenia, które już się rozwijały niezależnie i miały inne źródła. Mieliśmy aksamitną rewolucję w Czechach. Potem upadł mur berliński. Nawet Litwini postanowili uzyskać niezależność. W 1991 roku rozpadł się Związek Radziecki. Musimy powiedzieć jasno: idąc do okrągłego stołu nikt tego wszystkiego sobie nawet nie wyobrażał. Takiej wizji nie było. Zarówno chwalcy okrągłego stołu, jak i jego radykalni przeciwnicy przywiązują do niego zbyt wielką wagę. Był to niewątpliwie wyraz tendencji politycznych. Pierwsze zasygnalizowanie tendencji wśród polskiej opozycji. Właściwie było to włożenie nogi w drzwi, za którymi nikt nie wiedział co się znajduje. I ile nam naprawdę wolno. Dokąd możemy iść? Czego możemy żądać? To, jak się to potoczyło, jest wynikiem całego szeregu procesów. Waga, jak to się dzisiaj mówi, pr-owska okrągłego stołu jest pewnym nieporozumieniem.
Za wielki sukces trzeba uznać to, że doszło do częściowo wolnych wyborów. Opozycja uzyskała legalną reprezentację w parlamencie. Ale to nie znaczy, że wynik okrągłego stołu o czymkolwiek decydował. Bo po 1956 roku opozycja też uzyskała legalną reprezentację. Ale ograniczała się ona do klubu poselskiego Znak, w którym niektórzy uczestniczyli, a inni uznali, że to kompletne nieporozumienie. Kisielewski już się po jednej kadencji wycofał. Miał tej zabawy w udawanie polityka dość. Kiedy szliśmy do okrągłego stołu, nikt nie wiedział, że będzie w 100% nasz Senat, poza Stokłosą. I 100% wypełnienie tych 35% miejsc, które do zapełnienia mieliśmy. Tego nawet generał Kiszczak, ani jego służby nie przewidziały. Świadczy to, że te służby były słabe i żyły mitami, propagandą. Gdyby przewidywano taką katastrofę strony rządowej, to prawdopodobnie do okrągłego stołu by nie doszło. Urban kandydował na senatora. Wydawało się, że Urban, niezwykle popularny... Dzisiaj rzeczywiście o wejściu do Senatu decyduje rozpoznawalność nazwiska. Okazało się, że w ogóle nie miał szans. Nikt nawet nie myślał o czymś podobnym. Było strasznie dużo niewiadomych.
Czego dotyczyły obrady? Pewnie Państwo nie wiecie. Jakoś do tych realnych rezultatów się nie powraca. Wiemy, że okrągły stół wielkim był. Ale co, poza wyborami, uzyskał? Tu już panuje kompletne milczenie. Tego właściwie nie wiadomo. Miałem uczestniczyć. Koledzy mnie wysuwali, po tym procesie korowskim, któryśmy mieli. Rzeczywiście znałem się na problemach praworządności. Tym się z żoną zajmowaliśmy w zasadzie od 1976 roku. Było ostre weto ze strony rządu, żebym nie brał udziału. Okazało się, że udało się przeboksować Jacka Kuronia i Adama Michnika. Ale dla nas już miejsca nie wystarczyło. Tym niemniej występowałem jako ekspert w tzw. podstoliku wymiaru sprawiedliwości. Rezultaty są raczej kontrowersyjne. Całym wynikiem pozytywnym naszego podstolika była niezawisłość sędziowska. Udzielona nieco na wyrost. Skompromitowani sędziowie uzyskali niezawisłość. To jeszcze dzisiaj przeżywamy, szczególnie w Płocku, wyraźnie. Kryzys wymiaru sprawiedliwości miał tutaj też swoje źródło. Ale, że ta niezawisłość, która jest podstawowym atrybutem demokratycznego wymiaru sprawiedliwości, przybrała taki charakter, to jest już cała historia rozwoju Rzeczypospolitej. W pozostałych kwestiach spisaliśmy w zasadzie protokół rozbieżności. Żadnych zmian w kodeksie karnym nie dopuszczono, ani w kodeksie wykroczeń, co nas szczególnie bolało, bo główne represje biegły przez wykroczenia. W kodeksach proceduralnych zmian nie dopuszczono. Jeszcze Krajową Radę postulowaliśmy. Ona zaistniała. Jest to organ o zupełnie niejasnym przeznaczeniu. Wzmacniający samorządność zawodową, ale ponad normę. Stanowi to teraz bardzo poważny problem. Ponieważ przy okazji postanowiłem załatwić nasze sprawy interwencyjne, złożyliśmy z Jackiem Taylorem wizytę Kiszczakowi. On wspaniałomyślnie wypuścił z więzienia kapitana Hodysza. To tylko udało nam się zrealizować.
O tym trudno mówić. Bo w zasadzie nie wiedzieliśmy, jaka ma być ta Polska. Prawdopodobnie ktoś jakieś spekulacje mógł snuć bardziej szczegółowe. Że ma być wolna, niepodległa, suwerenna, że ma być wolność słowa, wyznania, zrzeszeń, zgromadzeń, związkowe. To właściwie wiedzieliśmy wszyscy. Ale jak to ma funkcjonować w pozostałych sferach życia społecznego, gospodarczego? Tutaj obraz był mglisty. To była podstawa tych negocjacji. To jednak był program przyjęty na Pierwszym Krajowym Zjeździe Delegatów „Solidarności” w roku 1981 w Gdańsku. To bazowało na rzeczach, które w ogóle zostały zapomniane. Naszym głównym celem było uzyskanie wpływu społeczeństwa na gospodarkę. To była po pierwsze koncepcja samorządności w zakładach pracy, tzn. udziału pracowników w zarządzaniu. To był chyba główny cel. Jeżeli chodzi o cele polityczne, to idąc do okrągłego stołu uważaliśmy, że sferę polityczną można rozszerzyć. O co? Nie o władzę. Tylko chociaż rozszerzyć lokalnie. Samorządy regionalne. O ile wszyscy wiedzieli, po co się zapisują do „Solidarności”, że jest to organizacja per excellance polityczna, ruch, który stawia sobie cele polityczne, o których mówiłem przed chwilą. To jednak w dokumentach takie pojęcia nie padały. Jasne było, że są to rzeczy w tych warunkach nierealizowalne. Z tym szliśmy do okrągłego stołu. Uzyskaliśmy jeszcze "Gazetę Wyborczą" i "Tygodnik Solidarność", które w tym czasie podlegały cenzurze. Nawet gdy objęliśmy władzę, to rząd premiera Mazowieckiego miał pewne obiekcje, czy znosić cenzurę. Ale bardzo szybko te obiekcje zostały rozproszone. Innych projektów regulowania życia społeczno-gospodarczego nie mieliśmy. To co nastąpiło jest w ogromnej mierze produktem sukcesów i błędów kolejnych lat.
Dlaczego doszło do okrągłego stołu? Ze strony „S” to jest w zasadzie jasne. „S” od początku do końca była zwolennikiem dialogu, negocjacji, uzgadniania stanowisk i uzyskiwania przestrzeni wolności na tej drodze. Cały 1980 i 1981 rok były z tego powodu stracone. Wszyscy, co bardziej aktywni i co lepsi działacze Związku, spędzali całe godziny, dnie, tygodnie na bezsensownych, tzw. negocjacjach, w których nic się nie robiło. Pamiętam, jak w Radomiu negocjowaliśmy przez dobry tydzień. Władza zgodziła się, że gigantyczny budynek milicji zostanie przekazany na szpital. Zobowiązali się. Po czym w dalszym ciągu trwał montaż radiostacji, przygotowania. Myśmy chcieli to sprawdzić, zakwestionować. Powstał problem, że nie mamy kasków i nie możemy wejść na teren budowy. To się ciągnęło tak dwa dni. Wszyscy byliśmy w tym momencie zajęci. Nawet nie było czasu, żeby budować i wzmacniać struktury, żeby akcja edukacyjna w społeczeństwie szła. To jakoś szło, ale ogromna część działaczy była z tego wyłączona. Ale dla Związku była to racjonalna droga rozwoju. Zajmowaliśmy się cały czas z żoną walką z represjami, pomocą osobom represjonowanym, monitoringiem represji. Rok 1988 to były wielkie strajki; w Stalowej Woli, w Hucie Lenina, w kopalniach, w stoczni szczecińskiej, w Gdańsku. Po czym była kwestia wypłat rekompensat postrajkowych. To było nasze zadanie. Myśmy te rekompensaty wypłacali. Organizowali to dla paru tysięcy ludzi. A wiec duże problemy. Mieliśmy w związku z tym bardzo dobre rozeznanie środowisk robotniczych. Na terenie całej Polski w zasadzie. Atmosfera w przededniu była bardzo zła. Strajki były w gruncie rzeczy przegrane. Odbudowanie struktur związkowych, podziemnych, opozycyjnych na terenie kraju, gotowych podjąć efektywne działania było kwestią 1,5 do 2 lat. W najlepszym wypadku. Żeby doprowadzić do akcji takiej jak strajk powszechny. Kondycja "S" nie była dobra. Zmęczenie. Rola opozycji sprowadzała się do przedstawiania sytuacji, dostarczania społeczeństwu informacji. To było chyba główne zadanie opozycji. Natomiast właściwym batem na władze komunistyczne była totalna odmowa społeczna. Sklepikarka, ludzie w tramwaju i nawet ten ubek, co cię inwigilował, też już wiedzieli, że dalej tak nie można. Władza w ogóle przestawała się liczyć. Z drugiej strony, przemiany które zachodziły w Związku Radzieckim powodowały pewne zagrożenie ze strony naszego „wielkiego brata”. Tym razem dla władzy. Bo jeżeli władza nie potrafi sobie poradzić ze społeczeństwem i budować stabilnego kraju socjalistycznego, to znaczy, że jest niepotrzebna i do niczego się nie nadaje. Nad nią wisiał taki bat. Że jeżeli czegoś nie zrobią, to może być z nimi źle. Np. zostaną nawiązane bezpośrednie kontakty z opozycją. Będzie się próbowało na drodze bezpośrednich rozmów coś uzyskać. Jeżeli chodzi o stronę rządową, to była ona pod zagrożeniem. Była zmuszona. Była lekceważona przez społeczeństwo. Nie była w stanie rządzić państwem. Obawiała się, że może dojść do kompletnej utraty władzy. A jednak głównym jej celem było zapewnienie dla establishmentu komunistycznego, dla nomenklatury, miękkiego lądowania przy zmianach systemowych. Nie wyobrażali sobie, że w wyniku wyborów władzę utracą. Czy do końca? To już jest osobna kwestia. Dalszy rozdział. Okazuje się, że ich wpływy są bardzo duże.

Jaswiga Staniszkis
Byłam w Płocku 40 lat temu, jako studentka drugiego roku miałam praktyki. Badaliśmy coś, co wiąże się z okrągłym stołem. Bo jest pewnego typu archetypem wymiany elit. Przyjechaliśmy tutaj, kiedy zaczynała się budowa kombinatu. Żeby analizować, robić rozmowy z ludźmi, którzy byli w elicie władzy w mieście i opisać wymianę elity. W ciągu kilku dni, kiedy w związku z nowymi problemami, usunięto, czy przesunięto na emeryturę, na mniej znaczące pozycje, ludzi, którzy kiedyś byli, powiedzmy z komunistycznej partyzantki. Bez wykształcenia. Wprowadzono ludzi bardziej kompetentnych. Pamiętam, m.in. pan Chojnacki, nauczyciel, stał się przewodniczącym Rady Miasta. A równocześnie, przeglądając książkę „W osaczeniu”, na temat tego, jak zintensyfikowano oplatanie tego terenu przez służby specjalne. Także w kościele. Ta wymiana elit przychodziła szybko. Ale w sumie zmieniało to tylko strukturę reżimu. Nie powodowało, że był mniej opresyjny. Wtedy robiłam rozmowę z panem Staszewskim, który był tutaj architektem. Zanim jeszcze Kazio Staszewski się urodził. To były ostatnie miesiące, czy tygodnie przed jego urodzeniem. Kilka dni po naszej rozmowie pan Staszewski pierwszy raz w życiu pojechał do Paryża. I wybrał wolność. Kazik spotkał go już jako dorosły. Bo pan Staszewski wiedział, jak to rzeczywiście wygląda. Miał wszystkiego dość. Przypomniało mi się, kiedy przeglądałam tę książkę o tej siatce służb. Bo ciągle pamiętam zdanie, które generał Jaruzelski wygłosił w czasie okrągłego stołu. Wiemy o tym z dokumentów znacznie późniejszych. Uspokojając Honeckera, szefa państwa enerdowskiego, mówił, że oddajemy firmę, ale zachowujemy większość akcji. Dla mnie, w związku z tym, prawdziwym momentem, kiedy można mówić o zmianie pewnej masy krytycznej, czyniącej powrót niemożliwym, był dopiero 1991 rok. Wtedy ten sam szef KGB, pan Kruczkow, który został szefem KGB w środku okrągłego stołu, zastępując Czeplikowa, który potem patronował tej selekcji; kto z opozycji jest odpowiedzialną jednostką, a kto jest tzw. siłą alternatywną i należy go marginalizować. W 1991 roku, kiedy ci sami, co poparli Gorbaczowa, uważając, że zostawiają dostatecznie dużą siatkę kontroli, wiedzieli już, że przegrywają. Że imperium upada. Zwijali to imperium, licząc, że wzmocni się jądro wokół Moskwy. Nieudany pucz, fakt, że Jelcyn wygrał, że ten sam Kruczkow w 1991, w sierpniu, z więzienia wysyłał grypsy, że jest zupełnie zdrowy na serce. Bo inni puczyści popełniali samobójstwa, umierali. Między innymi skarbnik KPZR. I to był właściwy koniec. Bo nawet, jeżeli pozostała ta siatka, to główka została wtedy odcięta. A to, że było przyzwolenie, warto pokazać pewien kontekst historyczny, którego oczywiście wtedy nie znaliśmy. Nie znali także ci, którzy ze strony solidarnościowej byli przy okrągłym stole.
Ja w książeczce „Postkomunizm”, która wyszła w 2001 roku, przytaczam fragmenty trzech dokumentów pisanych w Moskwie, na najwyższych szczeblach w 1988 roku. Pierwszy to jest dokument przygotowany dla drugiej osoby w państwie, Aleksandra Jakowlewa. Tego, który był głównym reżyserem pierestrojki. On tutaj pisze w 1988 roku: ”Ponieważ w niektórych państwach socjalistycznych mogą być utworzone struktury państwowe, na podstawie systemu koalicyjnego, z udziałem i znacznym wpływem opozycji, warto już dziś nawiązać kontakty z nowozałożonymi partiami, organizacjami i zrzeszeniami, włącznie ze związkami zawodowymi, które działają w ramach konstytucji.” „S” działała, bo przyjęła preambułę, że respektuje. Dalej, drugi dokument, pochodzący od Sowieckiej Akademii Nauk, z Wydziału Ekonomicznego, gdzie w wariancie optymistycznym podaje się właśnie stworzenie rządu koalicyjnego, różne warianty gospodarki rynkowej i zawarcie paktu antykryzysowego. Wariant pesymistyczny: główne zagrożenia to były beton w partii i OPZZ. Nie „S”. To pokazuje, jak dalece oni czuli się bezpiecznie. Wreszcie dokument Falina. To był sekretarz wydziału zagranicznego KPZR, któremu zresztą zarzucono, że Niemcy go przekupili w trakcie tych negocjacji. Potem został w Niemczech na stałe. Wybrał wolność. W każdym razie on pisał o potrzebie oparcia się na ekonomicznych i politycznych związkach, które jego zdaniem wystarczą, nawet przy koalicyjnym rządzie, dla pełnej kontroli. Trzeba powiedzieć, że 1991 rok to przerwał.
Druga sprawa: nie zdawaliśmy sobie wtedy sprawy. Ja już wtedy, bo teraz jest wielu przeciwników okrągłego stołu, pisałam, że być może jest to niepotrzebny ukłon w stronę komunistów. Że to oni bardziej tego potrzebują. Już wtedy były widoczne przedsięwzięcia w ramach nomenklaturowej prywatyzacji i pierwsze posunięcia po okrągłym stole, na które sami komuniści nie mogliby sobie pozwolić bez parasola „S”. Wewnętrzna wymienialność. Masowy import. Okazja, żeby ci sekretarze, którzy we wszystkich województwach wchodzili, stawali się szefami siatki banków komercyjnych. Mogli wykorzystać pewne atuty. Zdawali sobie sprawę, że skonsumowanie tego kapitału już ekonomicznego, który powstawał od pierwszej połowy lat 80., będzie możliwe tylko w sytuacji podzielenia się władzą i odpowiedzialnością. Bardzo wiele lat po okrągłym stole, bo dopiero w połowie lat 90., miałam okazję zetknąć się z dokumentami, które też są cytowane w tej książce. Dotyczyły pewnego kontekstu geopolitycznego. Między innymi dokument, w którym już w 1985 roku Gromyko, minister spraw zagranicznych ZSRS, proponuje neutralizację Europy Środkowej, czyli wycofanie wojsk. To było w 30. rocznicę neutralizacji Austrii. Wynikało z bardzo złożonego kontekstu, w którym politbiuro sowieckie nie kontrolowało do końca armii. W tym ostatnim zrywie, kiedy właśnie wojskowi zdawali sobie sprawę, że tylko już tamten system schodzi w dół, mogli próbować manewru, który miał polepszyć siły negocjacyjne. Tego manewru, o którym informacje przekazał m.in. pułkownik Kukliński. Czyli takiej ograniczonej operacji militarnej, wykorzystaniem wojsk NRD i zajęciem Niemiec Zachodnich. Politycy, którzy nie kontrolowali wojska, obawiając się tego, myśleli o takim buforze neutralnym, który spowodował zresztą, że Zachód nie zamontował na granicy z NRD rakiet średniego zasiegu. Więc był 1985 rok. W 1987, w Belgradzie, Gorbaczow proponujący rozwiązanie Paktu Warszawskiego. Oczywiście, nie wiedzieliśmy. Ale paradoksalnie, także strona partyjna nie posiadała informacji. Bo sposób dowiadywania się o tym, jak rokuje Moskwa i Waszyngton, odbywał się za pośrednictwem. Informowany był Watykan, nasz Papież, przez stronę amerykańską. Szło to przez Episkopat, do Barcikowskiego, który był z ramienia rządu i PZPRu członkiem Komisji Wspólnej rządu i PZPR. On informował Jaruzelskiego. Ta sytuacja rzeczywiście była grą w ciemno. Z tej perspektywy można dziwić się takim bardzo umiarkowanym żadaniom strony solidarnościowej. Był ten moment selekcji, ale z drugiej strony nie zdawano sobie sprawy, że to już jest właściwie po wszystkim. W książkach zachodnich, także dotyczących rozwoju Unii Europejskiej, na przykład pisze się, że 1986 rok to był moment, kiedy Unia już była przygotowywana do wchłonięcia tego obszaru. Rozpoczęła pewne przygotowania prawne, bo przedtem działała na zasadach niepisanych, jakby wspólnoty kulturowej. Pojawiła się książka Gajdara. Pierwszy raz trzy lata temu. Teraz jest wydanie uzupełnione. Premiera rządu Federacji Rosyjskiej za czasów prezydentury Jelcyna. On tam pisze, że koniec komunizmu możliwy był w 1984 roku. Ale kraje zachodnie – protestowała pani Thatcher – obawiały się zjednoczenia Niemiec. Nie były przygotowane. Tych parę lat, w czasie których, w latach 80. przecież zamordowano w Polsce ponad 100 osób, księży, działaczy. Skrytobójcze mordy, czy pobicia. Niewyjaśnione. Praktycznie tych kilka lat zostało straconych.
Paradoksalnie powtórzyła się ta sytuacja, którą nieświadoma obserwowałam na początku lat 60. W Płocku. Wydaje się, że system się racjonalizuje, a równocześnie zacieśnia się i ideologia i realna siatka władzy, już takiej podskórnej. Oczywiście, można dostrzec bardzo poważne także walory. Tego, że doszło, ja to nazywałam w tekście wydrukowanym w „Respublice”, w czasie trwania okrągłego stołu, gdzie pisałam o nim, jako pewnym rytuale komunikacyjnym. Gdzie chodziło także, tej stronie partyjnej, o pokazanie pewnej wspólnoty z opozycją. Stworzenie podstaw uprawomocnienia, ale także chodziło o zneutralizowanie własnego betonu. Bo przecież okrągły stół, w sensie technicznym, czyli decydowanie, kto zasiądzie, te wszystkie podstoliki, organizował najbardziej twardy aparat. Z sekretarzem, nazywał się, o ile pamiętam, Kubasiewicz. Sekretarz warszawskiego komitetu, który był przeciwnikiem. Sam fakt wciągnięcia go w ten proces. Jako organizator, nawet będąc przeciwnym, chciał żeby to się skończyło sukcesem. Bo to było jego także dzieło. W pewnym sensie go zneutralizowano. Okrągły stół stał się pewnym rytuałem powtarzanym. W krajach, gdzie represje były znacznie głębsze, gdzie opozycje nie mogły nawet powstać. Powtórzono to w Bułgarii, gdzie nie było opozycji. Wzięto socjologów, jako względnie krytycznych, z tytułu wykształcenia. W Mongolii, gdzie w ogóle nie było mowy o żadnej opozycji. To był pewien wehikuł, który tworzył komunistom taką iluzję kontrolowania. Ale fakt wieszania znaczka „S” na klapie Kiszczaka. Fakt, że to wszystko było w mediach, w telewizji. Ze spotkania na spotkanie, strona solidarnościowa musiała mieć coraz większą plakietkę. Bo strona rządowa coraz bardziej się do niej przylepiała. Mówiąc w języku. Podchwytywała symbole. To w ludziach, którzy patrzyli na to i którzy jednak pamiętali stan wojenny, to budziło pewien niesmak.
Tylko z perspektywy tego, co wiemy dzisiaj, można powiedzieć, że komunizm i tak by upadł. Byłoby to być może, tak jak w Czechosłowacji wtedy, kiedy do sekretarza Partii, Adamca, przyjechał, nie wiem, czy sam Gorbaczow, czy Jakowlew i mówił: róbcie tam okrągły stół. Oni byli przeciwni, co spowodowało, że nie było wówczas tych wszystkich nomenklaturowych uwłaszczeń na tę skalę. Powiedział: ja nie rozmawiam z tymi, którzy piją dużo piwa. Miał na myśli Havla. Po tym, jak odbyły się demonstracje na placu Wacława. Pogłoski o zabitym studencie. Doszło do rozmów. Ktoś z uczestników, który był zresztą marszałkiem parlamentu potem, opowiadał mi, jak to wyglądało. Wyciągnął Adamiec książkę Havla, wydaną w podziemiu, poprosił o dedykację Nie podali sobie ręki. I wyszedł. Nawet nie zachowywano pozorów. Musimy pamiętać, jak to wyglądało w innych krajach. Wyszła teraz książka w Instytucie Studiów Politycznych na temat Rumunii. Pokazująca kulisy tamtej zmiany władzy. Iliescu, który objął władzę, był powiazany z GRU. Od pierwszej połowy lat 70.. Informacje na ten temat, ten młody człowiek, do swego doktoratu, znalazł w klarysach, w stenogramach, wysyłanych wtedy z polskiej ambasady do MSZ. Wyniuchali, że tam rodzi się promoskiewska opozycja. Bo Caucescu wyszedł z Paktu Warszawskiego. Odsunął się. Praktycznie był to promoskiewski pucz. Co zresztą Caucescu wykrzyczał w momencie swojej egzekucji. Co więcej, do głosu doszli ludzie. Pamiętajmy, że po 1956 roku przywódca powstania węgierskiego, Imre Nagy, przez dwa lata był torturowany właśnie w Rumunii. Jednym z wysokich dostojników już po 1989 w Rumunii był Roman, syn człowieka, który przez dwa lata torturował Nagya, zanim go wreszcie powiesili. W każdym kraju wyglądało to inaczej. Za każdym razem, powiedział to umierając na raka pierwszy premier Węgier pokomunistycznych, tym który rozdawał karty był Kruczkow, szef KGB. Nie chodzi o agentury, tylko o ludzi, którzy mieli wyobraźnię, utrzymującą to w ryzach, tak właśnie jak ci wyobrażali sobie odpowiedzialność.
Jeżeli dzisiaj, bo przecież w tytule naszego spotkania jest dwadzieścia lat po okrągłym stole. Mam tutaj przed sobą odbite dwie strony. Zrobiłam to na użytek studentów. Dotyczy to Europy Środkowej z najnowszego raportu prognoz na 2009 rok z „The Economist”, brytyjskiego, poważnego pisma. Tytuł jest ze znakiem zapytania. „Dwadzieścia lat kapitalizmu. Czy było warto?”. Uważam, że jednak było warto. Ale przytacza cyfry. Otóż wszystkie te gospodarki pokomunistyczne, łącznie z Federacją Rosyjską, dystans dochodu na głowę z 1989 roku, w całym tym regionie, jest teraz większy niż był wtedy. W naszych krajach: Polska, Węgry, Czechy, sytuacja się poprawiła. Ale dopiero po 2000 roku. Nastąpił przyrost produktu krajowego o 25% średnio. Obecny kryzys może to zjeść z powrotem. Ale jeżeli chodzi o cały blok w 1989, to Zachód poszedł bardziej do przodu. Mimo wszystko. Wtedy średni dochód w całym regionie, 100% - kraje piętnastki europejskiej, wszystkie nasze kraje - 43%. W tej chwili 39,6%. To pokazuje i on tutaj opisuje koszty transformacji. Koszty, które były także kosztami uformowania bogactwa w rękach postkomunistycznych elit. Te koszty pochodzą z mechanizmów, które przyjęliśmy, a które ułatwiły im skapitalizowanie tego, co zagarnęli. Uważam ciągle, że było warto. Że ten poziom by się załamał w komunizmie. To był system upokarzający, eksploatujący najgorsze cechy natury ludzkiej. O czym panowie z IPN wiedzą najlepiej. Niszczący godność. Nieracjonalny głęboko. Ale cena transformacji, wynikająca także z braku przygotowania do wzięcia władzy przez „S”. Nikt nie wierzył. Nawet ci, którzy trochę się orientowali. Wszystkie te mówienia wtedy, że jednak Moskwa się zgadza, że są te negocjacje, byli atakowani wtedy, między innymi ja, że to jest teoria spiskowa. Dzisiaj jesteśmy w innej sytuacji. I okrągły stół się jednak do tego przyczynił.
Ale musimy pamiętać, że gdyby nie rozpad imperium sowieckiego w 1991, to byłaby to taka wolność jednak ustrukturyzowana, kontrolowana i przeżarta przez te powiązania. Wydaje się, że dzisiaj tamte powiązania mają mniejsze znaczenie. Ale pojawia się nowe niebezpieczeństwo. Czyli podglebie takiego oportunizmu, bylejakości moralnej. To, z czym „S”, wydawało się, zwyciężyła w 1980 roku. W tej chwili tamto zwycięstwo, pod naciskiem i stanu wojennego i lat 80. I tego bardzo skomplikowanego zwycięstwa, które jest podszyte właśnie takim zgniłym kompromisem. Te ostre kryteria zniknęły. W wielu środowiskach, szczególnie w środowisku, w którym ja funkcjonuję – uczelni, do głosu dochodzi to pokolenie, które było asystentami w latach 70.. Gdzie niby był taki pseudodobrobyt, taka tolerancja represywna, ale równocześnie te siatki służb się zintensyfikowały. Atmosfera w pewnym sensie na uczelniach jest bardziej dwuznaczna w wielu sytuacjach. Różnych awansów, habilitacji. Niż była wtedy. To jest proces i wychodzenie z tego i dlatego tak ważne jest, żeby młode pokolenie zdawało sobie sprawę, że to nie jest tak, że coś się skończyło i zaczęło się coś nieproblematycznego. Budowa kapitalizmu pod ciężarem kryzysu i dzielącej się w tej chwili realnie Unii Europejskiej. Bo widać, każdego dnia są nowe informacje, jak stosuje się podwójne standardy. Jednak wobec tej Nowej Europy inne i gorsze. Przed wami, mówię teraz do młodych ludzi, naprawdę jest zadanie, żeby to zwycięstwo utrwalić. Żeby wrócić do pewnej potrzeby pryncypialności, uczciwości, która była tak widoczna w czasie tej pierwszej „S” roku 1980/81. Bo inaczej będzie to sytuacja, w której fasada będzie kryła coś niekonkluzywnego, a kapitalizm będzie podszyty szarą strefą, która umożliwi jakieś trwanie. Wtedy tego nikt nie wiedział. Przynajmniej tutaj. Choć powinien był wiedzieć. Nawet komuniści nie zdawali sobie sprawy do końca.
W tej książce „Postkomunizm”, która ukazała się w niewielkim nakładzie i w sumie przeszła bez większego echa, przytaczam taką ekspertyzę. Powstała ona na początku lat 80. Na zamówienie KGB zwrócono się do dyrektora instytutu zajmującego się Ameryką Łacińską z pytaniem, jak mógłby wyglądać kapitalizm po komunizmie. Jakie byłyby skutki powrotu krajów; Związek Sowiecki, Europa Środkowa, w zakres oddziaływania globalizacji. Ten człowiek napisał wtedy prognozę, którą cytuję tutaj, bardzo przenikliwą i odpowiadającą temu, co się potem stało. Była scenariuszem, dla tych, którzy się uwłaszczali. Bo pokazywała miejsca, które trzeba opanować, żeby mieć władzę. Tam się mówiło, że to nie będzie już kapitalizm taki wolnorynkowy, że średnia, drobna własność nie wytrzyma presji globalizacji. Że to będzie kapitalizm od razu zorganizowany w wielkie korporacje. O pozycji będzie decydowało, czy się opanuje system finansowy. Powstawały potem, za rządu Rakowskiego, komercyjne banki, firmy ubezpieczeniowe. Opanowywanie tego. Już w 1995, ci sami nomenklaturowi współtwórcy tej siatki, oddawali swoje udziały obcemu kapitałowi. Bo wiedzieli, że nie wytrzymają. Stawali się rentierami. Ja w tej książeczce to opisywałam. Bez emocji. W żargonie socjologicznym. Może dlatego to nie wywołało emocjonalnych reakcji. Ale ten proces miał swoją podskórną logikę. Inną, niż takie slogany, które były w wolnych mediach.
Myślę, że warto się temu przyglądać. Po pierwsze, bo to jest ciekawe. Po drugie, bo wyjaśnia, dlaczego jednak komunizm skończył się w sposób bezkrwawy. Gdyby nie te uwłaszczania, oni by tak łatwo nie przeszli do tej nowej sytuacji. To wyjaśnia dlaczego od początku, w czasie okrągłego stołu nie zgodzono się na to, żeby wróciła ta prawdziwa „S”, władze wybrane na ostatnim zjeździe i podziemne. Tylko już chodziło o okrojony, kadłubowy skład. To było demoralizujące i zniechęcające, ale to skończyło coś, co dla kilku pokoleń Polaków było złamaniem ich życia. Mimo, że to się kończyło w sposób taki dwuznaczny, to dzięki Bogu, że jednak się skończyło. Okrągły stół, jako pewien rytuał przejścia niczego nie kończył. Był pewnym etapem, który zaczął się wcześniej i skończył się później. W 1991. Ale był ważnym etapem, bo pozwolił na takie pełzające zachowanie pewnego balansu.

Jan Żaryn
Historyk stawia sobie różne pytania, które mu pomagają w dotarciu do odpowiedzi. Nie tylko na te pytania. Ale również szerszą rzeczywistość, którą próbuje jakoś tymi pytaniami ogarnąć i zrozumieć. Otóż temat nasz dzisiejszy: „Oczekiwania a rzeczywistość”, wywołał u mnie pytanie związane z pierwszym wyrazem. Czyli oczekiwania. Pytanie o intencje władz komunistycznych. Ewidentnie lepiej je dzisiaj rozumiemy. Lepiej są one rozpoznane na poziomie dokumentacyjnym. Można to pytanie postawić też w taki sposób, kiedy z punktu widzenia władz komunistycznych zaczął się okrągły stół. Odpowiedzi mogą być różne. Pamiętam kiedyś, w połowie lat 90., miałem niebywałe szczęście poznać pewną profesurę uniwersytetu w Zielonej Górze. Uniwersytet bardzo skomunizowany. Tam otrzymałem odpowiedź, kiedy zaczął się okrągły stół. 13 grudnia 1981 roku. Przy czym była to odpowiedź podana w latach 90. Odbijająca pewną mentalność osób, które taką prawdę głosiły. Nie było to kłamstwo wprost, tylko była to właśnie mentalność pewnych kategorii ludzi. Które tak jeszcze w połowie lat 90. myślały.
W związku z tym wydaje mi się, że te intencje ówczesne, właśnie na rok 1989, są istotne, żeby je rozpoznać. Żeby się zorientować, czym de facto ten okrągły stół był. Bez wątpienia, sądząc po zachowanej dokumentacji, reperowanie systemu komunistycznego przez ekipę Jaruzelskiego zaczęło się rzeczywiście po 13.12.1981 roku. W sposób tradycyjny dla komunistów i w pewnym sensie klasyczny. Tzn. poprzez próbę wciągania w orbitę władzy reprezentacji niereprezentatywnych, udających, że tworzą jakieś zaplecze realne. A jednocześnie na potrzeby propagandy zewnętrznej tworzenie obrazu o reformowalności systemu i umiejętności dostosowywania się tego systemu do zmieniających się realiów. Zmieniających się pod wpływem rzeczywistych kryzysów. Bo już tych kryzysów, szczególnie ekonomicznych, nie dało się zakrzyczeć, niejako propagandowo. Zarówno działania związane z tworzeniem OPZZ, jak i OKONów, a potem PRON, są taką ilustracją mentalności komunistycznej, która wikła się własną przeszłością i nie potrafi przeskoczyć rzeczywistości, w której było już to pokolenie wychowane. Można powiedzieć, że ten typ mentalności komunistycznej w sposób ostateczny, zdaniem samych komunistów, czy przynajmniej części tej elity komunistycznej, przegrał wraz z powstaniem Rady Konsultacyjnej, czyli z końcem roku 1986. Wydaje się, że to jest ten moment, w którym z jednej strony zachodzą na tyle istotne zmiany w skali międzynarodowej, a z drugiej strony już w samych umysłach kierownictwa komunistycznego widać tak wyraźne wypalenie się dotychczasowej formuły sprawowania władzy, że rozpoczyna się w tymże kierownictwie komunistycznym poszukiwanie nowych rozwiązań. Czy od początku musiał być tym nowym rozwiązaniem powrót do rozmów z „S”? Wydaje mi się, że nie. Alternatywnie szukali komuniści różnych, innych sposobów docierania bądź do wybranych grup opozycyjnych, bądź do struktury, z którą mieli najdłuższy czas na prowadzenie rozmów konsultacyjnych. Mam na myśli Episkopat Polski. Taką próbą była m.in. sondowana rozmowa z reprezentacją Ruchu Młodzieży Polskiej. To były filtry, czyli sondażowe rozmowy z konkretnymi uczestnikami szeroko pojętej opozycji w podziemiu solidarnościowym. W jakiej mierze są oni skłonni do ewentualnych rozmów i negocjacji. Filtry zresztą z obydwu stron wysuwane. I ze strony komunistycznej, i ze strony podziemia solidarnościowego. Jednym z takich pomysłów strony komunistycznej był, jeszcze nawet w 1988 roku proponowany biskupom, układ odtworzenia partii chadeckiej. Na bazie KIKów, na bazie ewentualnego, reaktywowanego PZKSu. Próby wychodzenia z ram, które komuniści uznawali do 1986 roku za jedyną szkołę politycznego myślenia. To wyjście wcale nie kierowało się tylko i wyłącznie w tę stronę, która wygrała, czyli tzw. konstruktywnej opozycji, mówiąc językiem tamtejszym. Te dotykania różnych podmiotów, które mogły być ewentualnie zainteresowane wchodzeniem w układ z władzą komunistyczną, nie zostały przerwane. Mimo pewnego wydarzenia, które w zasadzie komunistom powinno podpowiedzieć, że nie ma innego wyjścia, jak rozmowy z „S”. Mam tutaj na myśli trzecią pielgrzymkę Jana Pawła II do Polski z 1987 roku. Podczas której Papież ewidentnie wskazując, czy reaktywując „S”, nie tylko w ceremoniale, czyli w homiliach i we wszystkim co głosił, ale również w sposobie wywołania nastroju społecznego, odwołującego się de facto do etosu „S” z roku 1980-81. Nie zrobił tego w sposób sentymentalny, ale również polityczny. Dał wskazówkę komunistom, że bez „S” nie da się. I Kościół w Polsce nie pójdzie na żadne inne „układy”, pt. reaktywowanie partii pozornie, czy nawet w rzeczywistości chadeckiej, czy to na bazie PZKS, zniszczonego w 1983. Chodzi o ekipę Zabłockiego. Czy to na bazie szerszej płaszczyzny kikowskiej. Mimo to komuniści dalej próbowali dreptać w miejscu. I szukać jakiejś alternatywy.
Dlaczego w związku z tym i w którym momencie, w tych intencjach władz znalazła się konstruktywna opozycja, jako partner? Nie będę tu specjalnie nowatorski, gdy powiem, że tymi momentami przełomowymi, jeżeli chodzi o myślenie władz komunistycznych, były strajki roku 1988. Zarówno te pierwsze wiosenne, jak i sierpniowe. Spowodowały w ekipie Jaruzelskiego i Kiszczaka bardzo dla nich dramatyczny i trudny wybór. Podkreślam słowo „dramatyczny” z ich punktu widzenia wybór; czyli w stronę „S”. Ponieważ on rodził bardzo duże komplikacje, o których głośno sobie panowie powiedzieli, m.in. podczas bardzo ważnego, z punktu widzenia zrozumienia intencji komunistycznych, posiedzenia Sekretariatu KC PZPR z października 1988 roku. W skrócie przebieg tej dyskusji i te problemy, które władze komunistyczne wówczas miały. Z jednej strony Związek Sowiecki wyraźnie daje sygnały. Ekipa Gorbaczowa, była już tutaj o tym mowa: musicie zacząć radzić sobie sami, bo mamy własne problemy. I to centrum jest w tej chwili najistotniejsze, jeśli chodzi o tworzenie bezpieczeństwa regionu z punktu widzenia interesów komunistycznych. W związku z tym możemy się także dogadać z inną strukturą. Niekoniecznie PZPR. Na marginesie, też była o tym mowa, po stronie solidarnościowej, której intencje są dużo mniej rozpoznane dla historyków, że jednak wśród tych działaczy „S”, którzy myśleli w kategoriach polityki i strategii ogólnoświatowej, czy przynajmniej ogólnoeuropejskiej, 1988 rok był momentem, kiedy zrozumiano, że należy podjąć nowe rozwiązania. Mamy na razie takie dwa, krótkie dowody tej tezy. Ale bardzo charakterystyczne. Pierwszy to dzięki panu dr Henrykowi Głębockiemu został opublikowany w jednym z numerów Biuletynu IPN bardzo ciekawy list. Jego autorstwo jest wiadome. Autor nie negował tego faktu. Czyli pan prof. Bronisław Geremek, który napisał do pana Sorosa. W języku francuskim, wysłane do Francji. Tam jest mowa przede wszystkim o tym, jak bieżąca sytuacja polityczno-społeczna, nastrojowa, wygląda na terenie kraju. List ten, jak się wydaje na dziś, nie ma 100% dowodu, ale chyba został zreferowany przez Sorosa, który nieprzypadkowo, akurat w tym momencie, kiedy list otrzymał, jechał do Moskwy. List miał służyć Sorosowi, żeby przeniósł na teren Moskwy i Gorbaczowa pewien sygnał ze strony kierownictwa opozycji w Polsce, że jest zainteresowana rozmową również osobiście. To komuniści polscy nie byli tym zainteresowani. Obawiając się skutków polegających na wyłączeniu ich z monopolistycznego udziału w relacjach Moskwa – Polacy. Drugi fakt, o którym wiemy nieco więcej, to wyjazd Michnika, też w 1988 roku, do Moskwy. Z relacji tamtejszej, moskiewskiej wynika, poprzez sieć operacyjną Wisła, czyli grupę wywiadowców sowieckich, którzy pilnowali relacji pomiędzy polskimi komunistami, a moskiewskimi. Z tego wynika, że my w Moskwie uważamy, że źle zrobiliście, komuniści polscy, że nie wypuściliście wcześniej Michnika do nas. Ponieważ on starał się jeszcze wcześniej. To jest znowu dowód, że w tych intencjach, które komuniści mieli na październik 1988 roku, pojawiły się dla nich nowe komplikacje, których wcześniej sobie nawet nie wyobrażali.
Z jednej strony jest rząd Rakowskiego, który ma swoją własną dynamikę i cele; taką próbę rzutu na taśmę władzy absolutnej, komunistycznej, bez ewentualnego udziału drugiej strony w negocjacjach. To ma swoją własną logikę działania. Z drugiej strony komuniści, którzy dyskutują ze sobą na tymże posiedzeniu Sekretariatu KC. Ton dyskusji jest mniej więcej taki; nie możemy zgodzić się w jakimkolwiek stopniu na „S”, a powodem głównym jest nie tylko to, że opozycja szuka w ten sposób swojej bazy organizacyjnej, bo to jej ułatwi demontaż systemu. Przede wszystkim mamy swoje zaplecze i musimy o to zaplecze dbać. A zaplecze nie dorosło do sytuacji, w której się już znajdujemy i o tym już wiemy, czyli konieczności szukania konstruktywnej opozycji. Jest to jeden z bardzo istotnych elementów gry, która odbywała się na najwyższych szczeblach władzy komunistycznej. Tzn. przygotowywanie własnego aparatu do tego, że to co za chwilę się stanie, nie jest zdradą. Dlaczego to było takie istotne? W latach 1981-88 to nie generał Jaruzelski i Kiszczak wyłącznie ze swoimi funkcjonariuszami poddawali represji społeczeństwo, ale przede wszystkim aparat niższego rzędu. W województwach, w różnych strukturach zawodowych. To „świnienie”, które odbywało się pod parasolem ochronnym ekipy zarządzającej mogło być bezkarne, tak długo, jak ta ekipa rządząca parasol daje. Aparat w związku z tym, w 1988 roku stał się hamulcowym tego, do czego już kierownictwo komunistyczne zaczynało powoli dochodzić. Czyli zdawać sobie sprawę, że PRON to już nie jest ten etap historii dziejów. Już się nie da po raz kolejny wejść w tę samą rzekę. Ta tradycyjna forma udawactwa nie jest już możliwa do spełnienia, bo Gorbaczow i Breżniew to nie są tożsame osoby. Mówiąc w skrócie.
To jest bardzo istotna kwestia związana z oczekiwaniami okrągłego stołu. Tzn. w jakiej mierze doprowadzić do takiej sytuacji, żeby wykorzystać maksimum możliwości jakie on daje. Żeby przybliżał nas do PRON, a w jakiej mierze nie jesteśmy już w stanie tego zrobić, bo o tym wiemy. W związku z tym musimy te koszta operacji okrągłego stołu zmniejszyć. Próbować je również tak przenieść na grunt własnego elektoratu komunistycznego, żeby z porażki stało się to sukcesem. Stąd konstrukcja opozycji konstruktywnej. Próba włączenia co najmniej dwóch elementów do projektu okrągłego stołu, który został przez komunistów stworzony w końcu 1988 roku. Pierwszy, stary projekt, czyli dezintegracja, dezinformacja. A więc stworzenie takiego nacisku na grupy opozycyjne, żeby stanowiły one same potencjalnie grupę ochotników do udziału w obradach okrągłego stołu i żeby tylko jedni w tym długodystansowym biegu wygrali i zasapani usiedli na tych krzesłach. A inni żeby zostali z tego wyłączeni. Inni, czyli np. KPN, „S” Walcząca. Tworzenie atmosfery wyraźnego podziału wewnątrz samych grup opozycyjnych.
Drugi wariant, który wydaje się być w intencjach komunistycznych szalenie naiwny. Ale trzeba go wyartykułować, bo taki istniał. Z jednej strony komuniści wiedzą, że nie ma powtórki 13.12.1981 i dalszego ciągu tamtych zdarzeń, czyli pacyfikacji i „S” i opozycji szerzej pojętej. A z drugiej strony marzenie o 13.12 oczywiście jest. W związku z tym ta alternatywna droga do okrągłego stołu nadal jest analizowana. Alternatywna, czyli przygotowania do wprowadzenia stanu wojennego. Nie jest tak, w intencjach komunistycznych, że okrągły stół w rozumieniu maksymalistycznym, najchętniej powtórka z PRON, a w najgorszym razie kontrolowane podzielenie się władzą. To jest jedyna droga, która komunistów interesuje. Jeżeli przegramy okrągły stół, to liczymy się z tym, że wprowadzimy ponownie stan wojenny. Analizy wewnętrzne, esbeckie, tej trójki: Pożoga, Urban, Ciosek, która miała głos bardzo istotny na zapleczu generała Jaruzelskiego, dawały sygnały. Grupa ta sterowała, była zapleczem intelektualnym dla Jaruzelskiego i Kiszczaka. Stwierdzali, że nie da się tego romantycznego planu przeforsować. Że okrągły stół może stać się drogą do autentycznego dzielenia się władzą. Analizując te dokumenty, co zrobił zarówno Jan Skórzyński, jak i Antoni Dudek, autorzy dochodzą do wniosku, że przełom, jeśli chodzi o zgodę komunistów na rejestrację „S” i później konieczność wytłumaczenia się z tego błędu przed własnym aparatem, to jest moment zgody na debatę Miodowicz – Wałęsa. Debatę, która ma znowu swoją własną logikę. Że OPZZ i Miodowicz byli tutaj stroną, która zauważyła nagle groźbę swojej nieobecności. W tym procesie, który zaczyna się dziać. Miodowicz chciał się przeobrazić nie w podwykonawcę, jak do tej pory posłusznie to robił, tylko jako trzecia strona, stanowiąca alternatywę dla społeczeństwa. Wobec tej dychotomii, która zaczyna być realna. Debatę przegrał z kretesem. Większość z nas, tu siedzących to oglądało. Pamiętamy ile słów, jednoznacznie określających naszą wspólną świadomość wypłynęło z ust Lecha Wałęsy. A jak kłamliwa i pokraczna była argumentacja Miodowicza. Na poziomie języka i używanych słów, aż po poziom koncepcji, które się w jego głowie wówczas wykluwały. Debata stanowiła podstawę do tego, by na najbliższym spotkaniu Komitetu Centralnego i później w węższych gronach doszło do decyzji, podczas których szczególna była rola m.in. Mieczysława Rakowskiego. Próbował on udowadniać, żeby ten okrągły stół jednak zmajstrować.
To w skrócie intencje władz komunistycznych, czyli strony, która pod wpływem zewnętrznych czynników ekonomicznych i politycznych, doszła do wniosku politycznego, że musi, zachowując władzę, spowodować jej większą, czy mniejszą utratę. Celem jest mniejsza utrata. Dudek wielokrotnie o tym pisał i mówił. W swojej książce pisze o dwóch modelach dalszego rozwoju, proponowanych wewnątrz władzy komunistycznej. Pierwszy najpierw lansował wyraźnie Rakowski, jako premier rządu. To model chiński. Mówiąc w skrócie. Drugi, który był lansowany w okresie okrągłego stołu, ale wcześniej wymyślony przez wspomnianą trójkę. To tworzenie systemu prezydenckiego. Czyli przeniesienie centrum władzy, które znajdowało się w Biurze Politycznym Sekretariatu Partii i jednocześnie generalicji – Jaruzelskiego i Kiszczaka. Na teren nowego ośrodka władzy, prezydenckiego, o którym wprawdzie w czasie obrad okrągłego stołu nie powiedziano zbyt wiele, ale wiadomo było, zdaniem przynajmniej komunistów, że będzie nim Jaruzelski. Że strona partnerska, solidarnościowa, się na ten układ zgodzi. Nie przewidywano takiego wyniku wyborów 4 czerwca, który mógł zachwiać tym układem, zdaniem komunistów istniejącym podczas okrągłego stołu. Ośrodek prezydencki miał stanowić formę poczekalni dla wygrzebania się komunistów z ich, że tak powiem, słabości, jeśli chodzi o oddziaływanie na społeczeństwo. Stąd koncepcja, że demokratyczne wybory odbędą się za cztery lata. W ciągu tych czterech lat odbuduje się prestiż partii komunistycznej i odzyskają władzę. Dlaczego się odbuduje prestiż? Bo konstruktywna opozycja sama się skompromituje, czyli wejdzie w ten układ odpowiedzialności za stan gospodarki i stanie się w tym układzie de facto odpowiedzialna za cały okres trwania reżimu komunistycznego.
Na zakończenie chcę odnieść się do rzeczywistości, która ostanio stała się w mediach bardzo wyraźna. I spróbować ją pokrótce zanalizować. W jakiej mierze ona stanowiła ewentualnie fragment właśnie tej drogi kompromitowania solidarnościowej strony okrągłego stołu. Mam tutaj na myśli zbrodnie na dwóch kapłanach, czyli ks. Suchowolcu i ks. Niedzielaku. Obydwie w styczniu 1989 roku. Jak się dziś wydaje, choć osoby zbrodniarza wskazać nie potrafimy, stanowiły element gry prowadzonej, jeśli można użyć w tym przypadku tego słowa, przez resort Spraw Wewnętrznych. Znając inne przypadki równoległe, m.in. dot. niedoszłego ataku na życie ks. Adolfa Chojnackiego, zdajemy sobie sprawę, że te dwie zbrodnie stanowiły element aktywności służb specjalnych. Jest pytanie w związku z tym dla historyka naturalne, czy te zbrodnie stanowiły element oporu betonu wewnątrzpartyjnego. Który nie pogodził się z losem, że jednak za chwilę parasol zostanie zamknięty. A „S” nas na pewno powywiesza na latarniach. Czy też odwrotnie; jest to element nacisku i poszukiwania kompromitujących materiałów na za chwilę uczestniczących w operacji okrągły stół ludzi „S”. Wydaje się dziś, że obydwie tezy są równie uprawnione. Tym bardziej, że krótkie, ale dramatyczne przemówienie mecenasa Siły-Nowickiego na rozpoczęcie obrad okrągłego stołu, za zgodą obydwu stron zostało wycięte. Nie stało się elementem powszechnego rozpoznania rzeczywistości tych obrad. To jest typowy mechanizm gry operacyjnej SB, wplątującej pewną grupę, czy środowisko, do udziału w odpowiedzialności za zło.
To jest pytanie, w jakiej mierze oczekiwania zostały spełnione. Rzeczywistość – to jest drugi człon naszego tematu. Z mojej perspektywy, historyka, a nie politologa, wydaje mi się, że rzeczywistość w tym punkcie, w którym okazała się najbardziej bolesna, poza sprawami ekonomicznymi; uwłaszczeniem nomenklatury, olbrzymimi niesprawiedliwościami procesu transformacji. To wszystko o czym wiemy. Pani profesor też o tym opowiadała. I opowiada też wielokrotnie dużo lepiej ode mnie i kompetentniej. Niewątpliwie w rzeczywistości po 1989 roku jedna rzecz jest dla mnie osobiście szczególnie bolesna. Do napiętnowania. Mianowicie udało się części przynajmniej środowisk solidarnościowych wejść w intelektualny układ z cześcią znowu aparatu partyjnego. Nie mówię o wykonawcach rzędu pierwszy sekretarz POP. Tylko tych umysłowo kontrolujących rzecz całą. Układ, który miałby doprowadzić do tego, że ideowo scena polityczna, scena dyskusji w wolnej Polsce nie może nawrócić w żadnej mierze do czasów II RP. Ani w sensie terytorium Państwa Polskiego. Mówię tylko hasłowo. Kwestie, które powinny i mogłyby stać się udziałem Polaków, ponieważ stanowiły dowód suwerenności Narodu, gdyby się pojawiły. Tzn. prądy ideowe, niepodległościowe sprzed 1939 roku. Piłsudczycy, narodowcy, chadecy, socjaliści rzeczywiści, a nie udawani. Rzeczywiste myślenie w kategoriach myśli ludowej, sięgającej Witosa, a nie zblokowany układ, w którym Bartoszcze jest wyrzucany i stanowi wyłącznie listek figowy dla ZSLowskiej kontynuacji myśli ludowej. Jeśli to można nazwać myślą. A więc układ ideowy, który po 1989 roku okazał się być tak silnie zblokowany przez porozumienie między cześcią elit „S”, a częścią elit komunistycznych, że nie dało się z Narodu wykrzesać tego, co w nas było i w naszych rodzinach. Czyli pamięci o rzeczywistej, ideowej suwerenności Narodu Polskiego. Nie ma dziś rzeczywistego socjalizmu i po 1989 roku nie odrodził się w myśleniu zbiorowym. SLD zawłaszczył tę część sceny politycznej. Totalnie zachwaszczając i niszcząc jakikolwiek związek z tradycją myśli socjalistycznej. Nie ma myślenia chadeckiego i narodowego zorganizowanego, ponieważ grupa wiodąca, m.in. w „S” uznała, że są to prądy intelektualne, które mogą sprowadzić nas na poziom rzekomego państwa wyznaniowego i ciemnogrodzkiego. W związku z tym większym wrogiem jest ciemnogród, niż oświecone warstwy komunistyczne. To są potworne koszta, które zostały w tej rzeczywistości już, a nie oczekiwaniach, zostały nam zaaplikowane w 1989 roku. W jakiejś mierze nas to oddaliło, przynajmniej przez pierwsze lata niepodległości, od kontaktu, mówię o całym narodzie, a nie wybranych grupach, kontaktu z pokoleniami przeszłymi. Które walczyły o to, żebyśmy wreszcie mogli mieć wolną Ojczyznę. Wydaje mi się, przepraszam, że zakończę takim akcentem osobistym, w jakiejś mierze IPN i jego powstanie w 2000 roku spowodowało pewne zachwianie tego układu ideowego, który powstał po 1989 roku. IPN na pewno nie należy do instytucji mile widzianych przez osoby, które ten układ ideowy potworzyły po 1989.

Jacek Pawłowicz
Ponieważ zajmuję się ziemią płocką, Mazowszem, pozwolę sobie opowiedzieć, co działo się tutaj. Bo to co Państwo opowiadaliście, na przykładzie Płocka potwierdza się w skali mikro. Najpierw przypomnijmy, co się działo wcześniej. Ogromnie spacyfikowana „S”. rozbita, skłócona. Którą próbują odradzać ludzie, którzy w pierwszej „S” nie uczestniczyli. To są ludzie związani z Federacją Młodzieży Walczącej. Darek Stolarski, Krzysiek Kowalski, Robert Kalota. Oni docierali do działaczy pierwszej „S”: Elizy Jadczak, współpracującej z Komisją państwa Romaszewskich, Janka Chmielewskiego, nieformalnego przewodniczącego regionu płockiego „S” w okresie podziemia. Docierają do komisji zakładowych do Petrochemii, do Waldka Barcikowskiego, świętej pamięci. Do Jurka Tokarczyka, Jana Ignaczewskiego w Fabryce Maszyn Żeliwnych, też ś.p. Niestety już coraz mniej jest tych osób. W pewnym momencie ta próba odtworzenia „S” w Płocku rzeczywiście się udaje. Pod patronatem w zasadzie FMW, do której dołączają rozbitkowie z „S”. Powstaje Płocka Rada „S”. Która skupia i ludzi ze Związku i z KPN, PPS, FMW. Jednocześnie, niezależnie od tej grupy, działa płocka grupa Grupy Roboczej. Skupiona przy pani Went-Przybylskiej. Te dwie grupy się niestety zwalczają. W tej chwili, z perspektywy czasu i poznania dokumentów, które znajdują się w archiwum IPN, wiemy, że ludzie „S” byli poddani wielu działaniom operacyjnym, których celem było przede wszystkim skłócenie środowiska i niedopuszczenie do tego, żeby to środowisko się zjednoczyło. W tych grupach działali TW, którzy wykonywali polecenia oficerów prowadzących.
Kiedy dochodziliśmy do okrągłego stołu, który Płock zaskoczył. Bo tu górę brała opcja, że z komunistami się nie rozmawia. Że to jest niegodne. Związek, czyli Płocka Rada „S”, z której z czasem wyłonił się Międzyzakładowy Komitet Organizacyjny. Dzisiejszy Region jest kontynuacją tego Związku. Miał kierunek radykalnie niepodległościowy. Z komunistami się nie rozmawia. Tuż przed rozmowami okragłego stołu strajk w MPK płockim. Pierwszy w Polsce komunistycznej lock-out, kiedy zlikwidowano zakład, żeby spacyfikować strajk. W okresie tego strajku ostatnie aresztowania. Zatrzymania. Ostatnie kolegia za ulotki drukowane dla MPK. Swoją drogą, dziękuję za zapłacenie kolegium za to, bo ta działalność Państwa w Płocku była ogromnie ważna. Ponieważ pozwoliła zarówno młodzieży i kolegom starszym ze Zwiazku tę działalność prowadzić. Nie musieli się bać, że za chwilę stracą cały majątek życia. Bo mieli w Państwa osobie pomocników. Próby, które zakończyły się powodzeniem, zjednoczenia Związku, doprowadziły do tego, że kiedy zaczął się okrągły stół... tutaj nie do końca zgodziłbym się z Panem Marszałkiem. Bezpieka wiedziała, że muszą być zmiany, ale była mocna. Zaczęła wtedy w Płocku prowadzić ogromnie dużo działań, które miały za zadanie skompromitowanie ludzi o radykalnych poglądach. Z drugiej strony spolaryzowanie sytuacji na tyle, żeby w Płocku utworzyć taki mały podstolik. Regionalny podstolik. Była taka próba. Na szczęście wszystkie grupy „S” odmówiły. Przewodniczący Wojewódzkiej Rady Narodowej rozesłał zaproszenia na takie spotkanie. Jednak kłócenie się „S” odniosło swój skutek. Ponieważ w Płocku efektem okrągłego stołu było jakby wypchnięcie poza układ solidarnościowy Jana Chmielewskiego. Który w proteście wobec rozmów okrągłego stołu, tego daleko idącego kompromisu, który owocował później wyborami, zrezygnował z funkcji przewodniczącego PRS. Są na sali ludzie związani z podziemną „S”. Przecież pamiętacie, co się działo z Jankiem. Jak w pewnym momencie został alkoholikiem. Wszyscy mówili, że jest alkoholikiem, defrauduje pieniądze, że się niemoralnie prowadzi. To samo się działo w stosunku do tych małolatów. Stolarski, który był maratończykiem, stał się narkomanem. Kowalski alkoholikiem. Stolarski zresztą ś.p. Zamordowany przez nieznanych sprawców. Już w wolnej Polsce. O sobie nie będę mówił: TW, dziwkarz. Miałem kochankę, narkomankę, która była w dodatku w ciąży. Jest na sali moja mama. To do niej docierały te informacje. Mama, ta pani, co ci powiedziała o tym, była w stopniu sierżanta. Takie działania były. Niestety w Płocku efektem okrągłego stołu było to, że nie doszło do zgody wewnątrz ludzi „S”. Zgoda nastąpiła kilka lat później. Już w wolnej Polsce. Już kiedy powstał Instytut. Kiedy zaczęliśmy robić te wystawy. Kiedy była rocznica powstania „S”. Rocznica stanu wojennego. Kiedy zaczęliśmy ze sobą wreszcie rozmawiać. Ale wewnątrz tych naszych struktur działali: TW „Kunkowski”, TW „Blondyna”, TW „Dziadek”, TW „Michał”. Ci ludzie byli rozgrywającymi. Po prostu kłócącymi nasze środowisko. Po to, żeby je spacyfikować, żeby nie można było zaprotestować. Żeby nie można było powiedzieć, bo był taki pomysł w Płocku, okrągły stół – nie. Ta pacyfikacja się w Płocku udała.
To zresztą zaowocowało później, kiedy powstał już rząd Mazowieckiego, zaczęli wypływać ludzie, którzy byli znani z działalności w pierwszej „S”. Ale przez cały stan wojenny ich właściwie nie było. W pewnym momencie wypływają „wielkie autorytety”, uznawane przez wszystkich, które zostają wojewodą i piastują inne funkcje. Jednocześnie następuje przejmowanie majątku przez komunistów. Nikt nie protestuje. Te głosy, które wychodziły ze środowiska Chmielewskiego, były pacyfikowane. Przecież są ludzie z Komitetu Obywatelskiego, którzy nic nie mówią. Wszystko jest w porządku. Tworzymy spółki. Trzeba się rozwijać. Nowy system. Nowy ustrój. W Płocku skończyło się tak, jak się skończyło. Dyrektor Urzędu Wojewódzkiego za komunizmu był do końca w zasadzie istnienia województwa płockiego nadal dyrektorem. Pierwszy wojewoda niekomunistyczny miał duże problemy lustracyjne. Zaznaczam, żeby nie było procesu; sąd go uniewinnił. Aczkolwiek są duże wątpliwości. Gdzie są ludzie „S”? Ci, którzy siedzieli w więzieniach, działali, tworzyli Związek w najgorszym okresie. Nie ma ich. Jan Chmielewski, Ignaczewski, Barcikowski, Rysiek Karaszewski, Stolarski – nie żyją. Można wymieniać te nazwiska. Krzysiek Kowalski żyje w nędzy. Pobity przez MO w czasie jednej z akcji malowania napisów. Na szczęście dzięki Związkowi, Jurkowi Tokarczykowi, ma wypłacaną przez MSW rentę za to pobicie. Państwo znacie wielu ludzi Związku. Nie ma ich. Pochowali się. Żyją w bardzo trudnych warunkach. Co się dzieje z komunistami? Mają swoje spółki, zakłady. Przejęli za bezcen majątek wielu wspaniałych, płockich zakładów, które raptem, z dnia na dzień poupadały. Niestety, w Płocku efekt okrągłego stołu to jest właśnie to. Spółki aparatu komunistycznego i nędza ludzi „S”. Próby Tokarczyka, Zybera, czy teraz Wojtka, żeby Związek w Płocku funkcjonował, to jest nawiązywanie do najwspanialszej tradycji solidarnościowej. A nie szukanie zgniłych kompromisów. Tylko powrót do jądra „S”. Kiedy jako wielki ruch społeczny powiedziała: walczymy o wolną Polskę. Dlatego w Płocku, mimo że z radochą przyjęliśmy nową Polskę, bo ona jest inna. Nie zamykają nas. Nie mamy tych kolegiów. Możemy dzisiaj rozmawiać. Ale, tj. państwo powiedzieliście, to nie było jedno wydarzenie, ale cały ciąg. Które miały miejsce nie tylko w Polsce, ale w Europie Środkowo-Wschodniej.

Jadwiga Staniszkis
Możemy rozmawiać, ale medialny obraz jest całkowicie fałszywy. Rozmawiamy tutaj w dużym, ale niewielkim gronie. Medialny obraz tego wydarzenia jest całkowicie uproszczony.

Jacek Pawłowicz
Pamiętam okres okrągłego stołu, kiedy w Płocku pojawiła się Polska Partia Zielonych. Zjawisko. Fenomen. Ludzie znikąd. Nieznani kompletnie. Z bardzo dziwną przeszłością. Teraz już wiemy, dlaczego powstali. W większości były to działania inspirowane przez SB. Objawili się, a przez sieć TW dostali uwiarygodnienie. Ta działalność bezpieki, bo te badania prowadzę, była bardzo aktywna, mocna. Niestety mieli efekty. Tak na koniec; ta wizyta studentów 40 lat temu, ona jest odnotowana w dokumentach SB. Że pojawili się jacyś studenci, którzy prowadzą badania. Zasiali niepokój w gronie starszych towarzyszy. O co chodzi, to nie było wytłumaczone.
Natomiast są na sali ludzie: Stefan Boczek, Zenek Witkowski, Wojtek, który uczestniczył później w pracach Komitetu Obywatelskiego. Jak wy postrzegaliście ten okrągły stół? Bo z jednej strony to było obrzydliwe. Dogadywanie się z komunistami. Ale z drugiej strony to był taki oddech jednak. Myśmy po raz pierwszy, przed okrągłym stołem, Stefan pamiętasz, jak żeśmy wywieszali transparent na nieistniejącym budynku plebanii Stanisławówki. Przy głównej ulicy Płocka rozwieszony pod koniec 1988 roku transparent „S”. I nikt nas za to nie bije i nie zamyka. Pomimo działań operacyjnych bezpieki, że nas obserwowali, że we wszystkich pomieszczeniach gdzie się spotykaliśmy zamontowane były podsłuchy, to jednak ludzie złapali oddech. Nawet ludzie zgorzkniali przychodzili, brali i rozprowadzali te gazetki. Powielacz kręcił się cały czas na Stanisławówce. Tutaj ogromny ukłon do księży, zwłaszcza salezjanów. Przygarnęli nas. Tam się odbywały nasze spotkania. Klub dyskusyjny. Pokazy filmów Nowej. W starym kościele, w zakrystii, odbywały się tajne spotkania PRS. Było już ogrzewanie wyłączone. Zimno jak choroba. Jednak ludzie zaczęli przychodzić. Nakład gazetek z 200 zwiększył się do kilku tysięcy egzemplarzy. W Płocku to się udało. Bo po pewnym czasie Związek stanowił tu realną siłę. Mamy mocno mieszane uczucia. Była nadzieja. Jakaś szansa. Aczkolwiek komuniści próbowali nas po raz kolejny oszukać. Nie udało im się.

Relacja została opracowana przez Ignacego Grodeckiego