Spotkanie z Klubem "Gazety Polskiej" w Rzeszowie
Fragmenty wypowiedzi Senatora Zbigniewa Romaszewskiego na spotkaniu, 6 kwietnia 2009 roku
Dlaczego Sikorski nie został sekretarzem generalnym NATO? Bo prezydent poparł Rasmussena. Podobnej bezczelności w życiu nie widziałem. Problem był czysto PR-owski. Gdyby Kaczyński powiedział, że absolutnie się na Rasmussena nie zgadza, też byłaby awantura. Złamał instrukcje, bo ich w zasadzie nie było. Rzekomo ustawił nas na marginesie opinii publicznej krajów NATO. Ci ludzie oszaleli. Do was to nie dociera. Na czym polegała instrukcja rządu dla prezydenta? Pan wicedyrektor MSZ napisał instrukcję; kto z kim, ile razy ma rozmawiać. Jak się ma witać: z lewej, czy z prawej. Posłał to do wicedyrektora Kuberskiego do Kancelarii Prezydenta. Tj. się pisze do ambasadora. Że w tych rozmowach ma powiedzieć to, a ewentualnie ma przyjąć takie stanowisko. Uważają, że to jest dla prezydenta wiążące. Odkąd rząd wydaje instrukcje prezydentowi? Jeżeli mają problemy, niech Tusk, a przynajmniej Sikorski omawiają sytuację, jeżeli jest kontrowersja. Jeszcze Cimoszewicz przegra w Radzie Europy. Nie wiem, co wtedy zrobię. Rozpłaczę się chyba.
Kiedy pisaliśmy społeczny projekt konstytucji w 1997 roku, pełnych rządów prezydenckich nie proponowaliśmy. Tym niemniej dużo bardziej jednoznaczną władzę prezydenta. Jest spór między premierem a prezydentem. Przy złej woli może być wykorzystywany. Rozstrzygnięcie tego problemu jest ważne. Choć ważniejsza jest też dobra wola. Należy przede wszystkim podejmować rzeczy, gdzie możliwe jest porozumienie. Gdybym miał większe wpływy w Senacie, zająłbym się ponadpartyjną dyskusją konstytucyjną.
Prowadząc politykę wschodnią realizujemy polskie interesy. Już Piłsudski uważał, że jedynym rozwiązaniem naszej sytuacji jest współpraca z najbliższymi sąsiadami: Ukrainą, Białorusią. Po to prowadziliśmy wojnę 1920 roku, która ostatecznie rezultatów nie dała, bo nawała bolszewicka doszła pod Warszawę. Środowiska endeckie nie dopuściły, by np. Białoruś zająć razem z Mińskiem. Takie były nasze dzieje. Tych, którzy kapitulują i rezygnują z Polski, z Polski kresowej. Po co w ogóle istnieją prawa człowieka? Po co istnieją prawa narodów? Jak się jest małym i słabym, to są dwie koncepcje. Albo stulić uszy i siedzieć jak mysz pod miotłą. Wtedy cię w każdej chwili rozdepczą. Albo uznać, że istnieje międzynarodowe prawo, istnieją prawa człowieka. I tego prawa bronić. Kiedy budowaliśmy „Solidarność”, to cały świat był zaangażowany, żeby nam w tym pomagać. Teraz mamy dług wdzięczności. Nie możemy ustępować. Bo najpierw będzie Osetia, potem Gruzja, Ukraina i Białoruś. A na końcu będzie Polska. To jest prosta polityka. Można jej nie rozumieć. Ale taka ona jest.
Nam nie jest łatwo odbudowywać demokrację, a Ukraina miała w swojej historii tylko pojedyńcze lata niepodległości. Nastąpiła tam bardzo daleko idąca rusyfikacja. Rosja wysuwa roszczenia. Państwo już wiele lat istnieje. Więc pewnie będzie raz do góry, raz do dołu. Może się utrzyma. Dla nas istnienie Ukrainy i Białorusi jest kwestią zasadniczą, jako państw buforowych, które dzielą nas od imperialnej polityki rosyjskiej.
Wiele mówimy o miłości w Europie i europejskości. Jednocześnie poszczególne państwa; Niemcy i Francja, reprezentują swoje interesy. Odciąga się przy tym uwagę ludzi od rzeczywistych procesów. Supernowoczesność jest zasłoną dymną. Ludzie zajmują się zabawą. Produkcja rozrywkowa, przemoc, seks absorbują uwagę społeczną. A ktoś po cichu uzyskuje wpływy. Nikt się nie buntuje. Ale dzikie miliardy, wręcz biliony, które będziemy płacili bankom, to są nasze pieniądze. Nie wiadomo, czy jakby tych pieniędzy nie dać, nie byłoby jeszcze gorzej. Tymczasem zarządy bez skrępowania przyznają sobie po parę milionów dolarów nagród za doprowadzenie banku do bankructwa.
W Polsce tego problemu chwilowo nie ma. Mamy inne zagrożenia. W tej dziedzinie jesteśmy dosyć bezpieczni. Jest sprawa opcji. Będzie ciężko, jeżli zagraniczne banki zażądają od naszych przedsiębiorstw uzupełnienia zastawów. To jest rzeczywiście problem. Część firm wzięła kredyty i poszła do ostrego ataku na różnych kierunkach. Litwa, Niemcy, Ukraina: tam się rozwijały. Wzięli kredyty pod zastaw akcji. Akcje poleciały na łeb. Ich wartość przestała pokrywać kredyt. Za to mamy mędrców. W lipcu, sierpniu, eksperci ekonomiczni z różnych banków, specjaliści przekonywali: złotówka wzrośnie. Więc nasi przemysłowcy poszli na opcje. Eksperci przecież mówili. Nie wiem, czy byli opłacani, czy mówili w dobrej wierze. Ale ekspertami są ciągle. Wprowadzili społeczeństwo i gospodarkę w bagno.
Środowiska prawicowe zwyczajnie nie doceniają mediów. Nie doceniają mediów, w odróżnieniu od lewicy i Michnika, który uważał: mam media - mam władzę. Za największy błąd PiS uważam zdjęcie Bronka Wildsteina z funkcji prezesa Telewizji. On zaczął dla nas tworzyć środowisko medialne. Najlepsi dziennikarze, którzy byli poupychani po kątach i nie mieli prawa się pojawić, nagle wypłynęli. Mazurek, Zalewski, Zaremba, Karnowscy zaczęli istnieć. Zlikwidowano Wildsteina i wszystko się rozpłynęło. To była wielka kombinacja wprowadzenia Samoobrony i LPR. Koszty były jednak za duże. Poza tym nie ma żadnych warunków materialnych na stworzenie „naszych” mediów. Wszystkie partie dostają co roku 115 milionów. Za tyle nie założymy gazety. Biuletyn – tak. Lepszy, czy gorszy biuletyn, ale nie gazetę, która by miała trwałość, bazę, korespondentów i poważny, szeroki profil. Nie ma być 20, tylko 200 dziennikarzy. Natomiast pieniądze trzeba łożyć przez ładnych parę lat. Słynny atak na „Washington Times”: sekta Moon już chyba od 10 lat dokłada 2 miliardy rocznie. Był kiedyś porządny i popularny „Nowy Świat”, który rozwalono czym prędzej, kiedy tylko upadł rząd Olszewskiego. Wzięli się od razu za nich.
Lustracja trwa i ma trwać. Mam oczywiście zastrzeżenia. Np. kierowanie spraw lustracyjnych do rozpoznania sądów powszechnych. Brednia. Siądzie panienka 35 lat i będzie miała sądzić taką sprawę. Był Sąd Apelacyjny, gdzie ludzie nabrali już wprawy. Coś nt. archiwum wiedzieli. Sprawa Zyty Gilowskiej była najlepszym przykładem. Świetnie przeprowadzona sprawa. Teraz rozsypujemy po całej Polsce. 450 tysięcy w najlepszym wypadku, a może 700 tysięcy osób do zlustrowania. Po prostu głupota. Wszystko to jest to samo co nic. Brak opanowania; nie wiedzieć co zrobić i w jakich granicach, to jest katastrofa. IPN nie będzie w stanie. A kiedy pójdzie jeszcze do sądów powszechnych, to już szkoda czasu i pieniędzy. Zawracanie głowy. Zaczynają się nagle łowy. Zanussi? Jakiś dziennikarz, pewnie prowokator, podpowiedział „Gazecie Wyborczej”: Zanussi. Zaczyna się sprawa Zanussiego. A co on zrobił? Nic. Ale sprawa jest. Kolejna sprawa: Stasiński z „Gazety Wyborczej”. Nie ten, którego kochamy wszyscy, tylko jego brat, dobry specjalista od Ameryki Łacińskiej. Bardzo sensowny. Okazuje się, że ma zaświadczenie, które mu moja żona wypisała w roku 1981. Przyszedł i powiedział: tak, podpisałem, ale nie będę współpracował. Tego rodzaju prowokacje będą się powtarzały. I w IPN i w gazetach. Natomiast ci, którzy są rzeczywiście odpowiedzialni, odpowiedzialności unikną.
Relacja została opracowana przez Ignacego Grodeckiego