Mógł nim być
Wypowiedź dla „Super Expressu” z dnia 3 grudnia 2009 roku
Osoby publiczne muszą się liczyć z tym, że ich przeszłość będzie znana opinii publicznej, gdyż podlegają wyborowi – i wyborcy tę wiedzę powinni mieć. Dziś media z tajnych współpracowników robią demony – każdy ma ogon i rogi. Nie, szanowni Czytelnicy "Super Expressu", tak nie jest. 95 proc. z nich to ludzie, którzy kiedyś chcieli sobie załatwić jakieś mniejsze lub większe sprawy lub byli szantażowani sprawami osobistymi.
Choć stawiali podpis, to jednak zachowywali charakter i poglądy. Nikt mnie nie przekona, że Boni albo Moczulski działali ze złych pobudek. Po prostu zdarzały się takie ludzkie przygody w PRL, które dziś dla wyborcy mogą znaczyć tylko tyle, że jeden czy drugi facet potrafi się załamać. Pozostałe 5 proc. to przypadki takie jak Maleszka czy żona Jasienicy.
Co się tyczy byłego prezydenta, uważam, że jego psychika nie wyklucza tego, że mógł zdecydować się wesprzeć swoją karierę współpracą. Poza tym SB nie prowadziła 70-kilometrowego archiwum samych błędów i pomyłek - choć tak wynika z twierdzeń niektórych. Ale nawet gdyby był TW do demonów nie należał.