Dziś widzę, że tamta pielgrzymka była cudem

Z Wicemarszałkiem Senatu, Zbigniewem Romaszewskim rozmawia Ewa Czaczkowska
Rozmowa opublikowana w "Rzeczpospolitej" 2 czerwca 2009 roku

 

Ewa Czaczkowska: Pamięta pan 2 czerwca 1979 roku?

Zbigniew Romaszewski: Nie byłem wtedy w Warszawie. Musiałem wreszcie napisać doktorat. Wziąłem trzymiesięczny urlop bezpłatny i pod koniec maja wyjechałem w góry, by tam w odosobnieniu, bez telefonów, pisać pracę. Nie byłem więc na placu Zwycięstwa, ale uczestniczyłem we mszy z papieżem w Nowym Targu.

E.Cz.: Należał pan wówczas do KSS KOR, wspólnie z żoną prowadził Biuro Interwencji. Na mszy na placu Zwycięstwa pojawiły się ulotki opozycji, ale nie KOR. Nie chcieliście wykorzystywać uroczystości do celów politycznych?

Z.R.: Ani nie chcieliśmy, ani nie mieliśmy ku temu specjalnych możliwości. Stosunek Kościoła, kard. Wyszyńskiego do KOR był bardzo sceptyczny. Niemniej przygotowaliśmy dla papieża dokument dotyczący łamania praw człowieka, praworządności, sytuacji więziennictwa, choć w tym akurat momencie nie było w Polsce więźniów politycznych. Konsultowaliśmy ten dokument z Bohdanem Cywińskim, który był zaprzyjaźniony z papieżem i miał mu go przekazać. Chodziło o to, aby Jan Paweł II był zorientowany w sytuacji.

E.Cz.: W trakcie pielgrzymki "New York Times" pisał, że nie zagraża politycznemu porządkowi w kraju ani w Europie Środkowej. Kiedy pan się zorientował, że jednak doprowadzi do zmiany porządku?

Z.R.: Wcale nie było łatwo zorientować się, że w społeczeństwie szykuje się jakiś gigantyczny przełom moralny. Przeciwnie. W marcu 1980 r. myślałem, że nie ma ona żadnego znaczenia. Wtedy w wyborach do Sejmu 96 proc. Polaków poszło głosować na listę Frontu Jedności Narodu.

E.Cz.: Co się stało między marcem a sierpniem 1980 roku?

Z.R.: Myślę, że zakończyło się trawienie tego, co papież powiedział w czerwcu: o prawdzie, uczciwości, wolności, miłości. Wreszcie zaczęło to kiełkować. Kiedy latem 1980 r. wybuchły strajki, ludzie wiedzieli już, że milicję i SB mogą nakryć czapkami. Wiedzieli, że chcą tego samego - zmiany: chcą prawdy, chcą się lubić, nie lękać, chcą być takimi ludźmi, o jakich mówił papież. Dlatego, gdy wybuchł strajk w Stoczni Gdańskiej, myśleli: skoro popieramy ten strajk, to mamy obowiązek o tym głośno powiedzieć. Musimy przestać się lękać. W rok zmienił się obraz społeczeństwa. Z dzisiejszej perspektywy widzę, że tamta pielgrzymka była cudem. I dla mnie to jest dowód świętości Jana Pawła II.