Po co Senat?

Wykład wygłoszony przed studentami Wyższej Szkoly Handlowej w Radomiu, 8 kwietnia 2008 roku

 

Wicemarszałek Senatu Zbigniew Romaszewski był gościem Wyższej Szkoły Handlowej w Radomiu 8 kwietnia 2008 roku. W spotkaniu uczestniczył Andrzej Kosztowniak, prezydent Radomia, studenci, młodzież szkół średnich oraz mieszkańcy miasta. Zbigniew Romaszewski wygłosił wykład na temat: „Po co Senat?”

Senator przypomniał polityczny kompromis z 1989 roku, który dawał w pełni demokratycznie wybranej izbie kompetencję odrzucania ustaw. Sejm potrzebował 2/3 głosów do obalenia takiego „weta”. Niemniej Trybunał Konstytucyjny ograniczał uprawnienia Senatu poprzez narzucenie podwójnego głosowania nad poprawkami. Do 1993 roku Sojusz Lewicy Demokratycznej mówił o likwidacji izby. W rezultacie Konstytucja z 1997 roku pozwala na odrzucanie senackich poprawek zwykłą większością głosów i wyklucza powoływanie komisji śledczych. Orzecznictwo TK zakazuje izbie wyższej wychodzić poza materię ustawy nowelizującej.

Wicemarszałek zauważył, że dodatkowa dyskusja przyczynia się do wzrostu jakości stanowionego prawa, a znakomita wiekszość senackich poprawek znajduje akceptację w Sejmie. Niezwykle rzadko Senat odrzuca ustawy w całości.

Niestety w parlamencie uprawiana jest nie polityka, ale partyjniactwo, co nie pozwala na rozwiązywanie problemów w duchu konsensusu. Władza działa w interesie własnym, bądź niektórych grup społecznych, a wszystko determinują kwestie wizerunkowe.

„Senat mógłby być antidotum dla partiokracji”, ocenił senator. Ordynacja większościowa stwarza szansę ograniczenia wpływu klubów politycznych. Chodzi o to, żeby „zostawić poparcie polityczne dla kandydatów, ale przeciąć związki z partiami”, poprzez np. zakaz dyscypliny klubowej.

Zbigniew Romaszewski postuluje nadanie Senatowi funkcji parasądowych (jako Trybunał Stanu), podobnie do modelu amerykańskiego, a także możliwość powoływania komisji śledczych. Poza tym izba wyższa powinna wybierać członków Krajowej Rady Sądownictwa, Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, Rzecznika Praw Obywatelskich, prezesa Najwyzszej Izby Kontroli.

Zapytany o Traktat Lizboński senator powiedział, że „polityka to sztuka realizacji rzeczy możliwych”. W negocjacjach międzynarodowych udało się uzyskać maksimum, bez narażenia się na izolację. „Obecna, mocno zbiurokratyzowana UE stanowi zagrożenie dla programu integracyjnego”. „Budowa wspólnoty przy pomocy prawa stanowionego jest niebezpieczna i konfliktogenna”, bo wyprzedza procesy społeczne i prawo zwyczajowe.

Ważna jest integracja oddolna, gdyż 27 państw jest zbyt zróżnicowanych, by budować jeden system prawny. Uwarunkowania historyczne naszej części Europy są nie do pojęcia dla Zachodu. Nie można pominąć tożsamości narodowych.

Media przedstawiły błędny obraz głosowania „za”, lub „przeciw” samej UE. Tymczasem traktat z Nicei umożliwiałby dalsze działanie Wspólnot. Mimo ewidentnych korzyści z członkostwa Polski w Unii (rozwój rolnictwa, infrastruktury, swoboda wyjazdów), należy bronić naszych interesów. Wyrazem tego jest walka o mechanizm z Joaniny i protokół brytyjski.

Senator nazwał Kartę Praw Podstawowych „bardzo watpliwą”, jako że państwa są już sygnatariuszami podobnej konwencji Rady Europy. Problem stanowi jurysdykcja luksemburskiego trybunału, którego sędziowie nie rozumieją powojennych wydarzeń w Polsce. Kontrowersje budzą roszczenia niemieckie na Ziemiach Odzyskanych, gdzie po 1945 roku nie było własności. Nie dopilnowano zmian w hipotekach, które powinny uwzględniać zasiedzenie. Trudno też mówić o zwrocie nieruchomości w Warszawie, która została całkowicie odbudowana z gruzów.

Relację z wykładu przygotował Ignacy Grodecki.