Kogo obchodzą miłosne listy

Z Senatorem Zbigniewem Romaszewskim rozmawia Agnieszka Sopińska
Wywiad zamieszczony w "Dzienniku" 21 sierpnia 2006 roku

 

Senator Romaszewski uważa, że przyjęta przez posłów ustawa lustracyjna jest niesprawiedliwa

Jutro decydujące starcie w Senacie w sprawie ustawy lustracyjnej. Zbigniew Romaszewski i Krzysztof Piesiewicz domagają się przywrócenia statusu osoby pokrzywdzonej i oświadczeń lustracyjnych. Ich zdaniem dzięki takim poprawkom osoby represjonowane przez komunistyczne służby bezpieczeństwa będą miały zapewnioną ochronę, której pozbawia ich ustawa przyjęta przez Sejm. Obaj senatorowie są bowiem przeciwnikami ujawniania całej zawartości teczek osób publicznych.
Jutro głosowania, a już dziś wieczorem senatorowie PiS będą się zastanawiać, które z tych poprawek wprowadzić do ustawy.

Agnieszka Sopińska: Czy możliwy jest kompromis w sprawie ustawy lustracyjnej?

Zbigniew Romaszewski: Nie ma mowy o żadnym kompromisie. To kwestia poprawienia tej ustawy. Myśmy przygotowali szereg zmian, które umożliwią jej dobre funkcjonowanie.

A.S.: Czyli?

Z.R.: Po pierwsze, nie można likwidować oświadczeń lustracyjnych, jeżeli się nie ma pewności, że tę ustawę da się zrealizować. Moim zdaniem Instytut Pamięci Narodowej nie będzie w stanie wydać szybko setek tysięcy zaświadczeń. A po drugie, nie można stawiać ludzi, którzy byli inwigilowani przez SB i walczyli o wolną Polskę, w dużo gorszej sytuacji niż reszta obywateli. Zgodnie z tą ustawą wszystkie osoby publiczne mają ujawniać dane dotyczące ich życia prywatnego. Na miłość boską, czegoś takiego nie może być! Jeżeli ktoś miał tego pecha, że pisał pamiętniki czy listy, które SB kopiowała, to teraz ma to być wszystko ujawnione? Z jakiej racji?! A jak ktoś palcem nie ruszył i w archiwach IPN nie ma nic na jego temat, to ma być do przodu? Przecież to nie ma sensu.

A.S.: Zwolennicy otwarcia całości akt twierdzą, że wyborcy mają prawo wszystko wiedzieć o osobach publicznych.

Z.R.: O czym? O tym, kto z kim sypia w łóżku? O tym, że ktoś pisał do kogoś listy miłosne. No ludzie, zastanówcie się na miłość boską! Co to ma wspólnego z działalnością publiczną? Przecież to nie jest dom publiczny. To jest jakieś wyjątkowe głupstwo. Próbuje się ustawiać osoby publiczne w całkowicie nierównej sytuacji: w zależności od tego, czy działały na rzecz niepodległości, czy nie. Przecież w archiwach nie ma materiałów dotyczących życia prywatnego ubeków, donosicieli czy osób, które nic nie robiły. Tam jest tylko życie prywatne przedstawicieli opozycji.

A.S.: Byli działacze opozycji sami powinni dziś decydować, co ma być ujawnione?

Z.R.: Tak jest. Powinni decydować, jaką część informacji dotyczących ich życia prywatnego zamierzają ujawnić, a jaką nie. Dlatego chcemy przywrócenia statusu osoby pokrzywdzonej.

A.S.: Arkadiusz Mularczyk, poseł PiS, zaproponował ostatnio, by zobowiązać IPN do utworzenia listy osób represjonowanych. Ma to być przeciwwaga dla listy osobowych źródeł informacji, którą także ma przygotować Instytut. Co pan o tym sądzi?

Z.R.: Ja nie mam nic przeciwko temu. Ale to nie rozwiązuje problemów, o których mówimy. To całkowicie inna sprawa. Najważniejsze jest zapewnienie osobom represjonowanym elementarnej ochrony ich prywatności.

A.S.: Szef senackiego klubu PiS Krzysztof Putra uważa, że Senat nie powinien wprowadzać zbyt głębokich zmian do ustawy. Proponowane przez pana poprawki na takie wyglądają.

Z.R.: One po prostu pozwalają na to, by ta ustawa mogła funkcjonować. Bez tych zmian będzie zamęt w instytucjach publicznych. Jeżeli zakłada się, że będzie 400 tys. osób do zweryfikowania, a IPN rocznie jest w stanie wydać od 40 do 50 tys. zaświadczeń, to wniosek jest prosty, proces wydawania zaświadczeń może trwać nawet 10 lat. Po dwóch latach nastąpi całkowity paraliż i stanowiska publiczne będą mogły obejmować tylko osoby, które nie muszą występować do IPN, bo urodziły się po 1972 r. Być może w Sejmie zbudowano logiczną konstrukcję prawną. Problem polega jednak na tym, że jest ona całkowicie oderwana od rzeczywistości.

A.S.: Dziś wieczorem będzie posiedzenie senatorów klubu PiS. Uda się panu przekonać kolegów do poparcia tych zmian?

Z.R.: Mam o nich wysokie mniemanie. Wierzę, że dojdą do wniosku, że ustawę trzeba zmienić, tak jak proponujemy.

Zbigniew Romaszewski, senator Prawa i Sprawiedliwości, w latach 70. działacz opozycji, a potem Solidarności