Okiem Senatora (Prawo, a zdrowy rozsądek)
Felieton do „Opcji na Prawo” - październik 2004
Trzy lata temu, jeszcze jako minister sprawiedliwości, Lech Kaczyński pozwolił sobie w Radiu Zet na stwierdzenie, że Lech Wałęsa dopuścił się przestępstw, a Mieczysław Wachowski to wielokrotny przestępca. Nic też dziwnego, że obydwaj wymienieni z nazwiska panowie poczuli się dotknięci i wytoczyli Kaczyńskiemu proces o naruszenie dóbr osobistych.
Z rozpraw sądowych nie dowiedzieliśmy się jednak na czym Kaczyński opierał swoje supozycje, gdyż po pierwsze sąd nie był zainteresowany jego argumentacją, a po wtóre rozprawy odbywały się przy drzwiach zamkniętych. Tym nie mniej sądy trzech kolejnych instancji uznały działanie Kaczyńskiego za bezprawne, argumentując to tym, że za przestępcę można uważać wyłącznie osobę, która została skazana prawomocnym wyrokiem sądu karnego.
O ile, o samej materii procesu toczonego przy drzwiach zamkniętych trudno mieć jakiś pogląd, to podstawowa przesłanka wyroku musi budzić gwałtowny sprzeciw. Otóż Wysoki, Niezawisły Sąd wykroczył poza zakres swoich kompetencji i rozstrzygnął sprawę w oparciu o wypracowane na jego potrzeby zasady użycia języka polskiego, a te ustalają raczej poloniści niż prawnicy. Tak się składa, że żaden ze słowników języka polskiego, od Lindego po całkiem współczesne, nic nie mówi o tym, aby na przestępcy musiał ciążyć "prawomocny" wyrok sądu karnego.
Przed sądem nie stanął Hitler, Stalin, a także nie stanęli i zapewne nie staną organizatorzy i wykonawcy zbrodni katyńskiej oraz wielu innych mniejszych i większych przestępców. Wysoki, Niezawisły ulega przesadnemu, kłócącemu się z rzeczywistością przekonaniu, że wszyscy przestępcy stanęli przed sądem i zostali ukarani.
Zgodnie z orzecznictwem naszych sądów, można by uważać, iż zbrodni nie było, bo nie osądziły jej sądy. Bo w ogóle, z tymi sądami nie jest chyba najlepiej. Jak dotychczas w sprawie FOZZ jedynym "przestępcą", a więc człowiekiem prawomocnie skazanym przez sąd jest dziennikarz, który pozwolił sobie napisać "o złodziejskich praktykach FOZZ". Z samą sprawą sądy nie uporały się i zapewne już nie zdążą się uporać.Za zamkniętymi drzwiami rozpatrywane są sprawy lustracyjne, za zamkniętymi drzwiami przywraca się dobre imię, a społeczeństwo nie ma prawa wyrobić sobie w tych sprawach własnego poglądu.
Jest to niesłychanie destrukcyjne społecznie ponieważ paraliżuje opinię publiczną. W tych warunkach przestępstwo nie tylko pozostaje bezkarne, ale z karą spotyka się wszelka próba jego napiętnowania.
Tak więc jeśli Lech Kaczyński przegra proces karny, to okaże się, że ponieważ obraził wiele osób, to nie może pełnić funkcji prezydenta Warszawy, natomiast ciągle do tej roli doskonale nadają się oskarżeni w aferze FOZZ. W tych warunkach trzeba mieć nadzieję, że obrażeni przez Lecha Kaczyńskiego zezwolą na otworzenie drzwi wytoczonego przez siebie procesu karnego, by wszyscy mogli stwierdzić jak dalece bezpodstawnych pomówień dopuścił się Kaczyński.
Czy da się żyć w państwie takich paradoksów?
Polska jest konstytucyjnym państwem prawa, a nie prawników. Tak więc panie i panowie prawnicy więcej pokory wobec społeczeństwa!
Zbigniew Romaszewski
Warszawa, 30 września 2004 roku