Okiem Senatora (Senat – Izba Szybsza)

Felieton do „Opcji na Prawo” - marzec 2004

 

Lata temu kiedy przed sądem w Warszawie toczył się proces Leszka Moczulskiego Sąd Wojewódzki w pewnym momencie postępowania uchylił mu areszt. Jednakże bezskutecznie. Nim Moczulski zdążył dotrzeć na Mokotów, by odebrać swoje rzeczy z aresztu, Sąd Najwyższy zdążył zebrać się na posiedzeniu, postanowienie Sądu Wojewódzkiego uchylić i powiadomić o zmianie decyzji więzienie. Wtedy to wybitny sprawozdawca sądowy Wanda Falkowska napisała felieton pt. „Sąd Najszybszy”.

Dziś obserwując prace Senatu dochodzę do wniosku, że stał się on z Izby Wyższej Izba Szybszą. Rzeczywiście rozpatrywanie ustaw w ciągu tygodnia od momentu uchwalenia przez Sejm stało się regułą. W ciągu tygodnia odbywają się komisje, komisje przedstawiają swoje stanowiska, odbywa się debata plenarna i ustawa zostaje „klepnięta”. Nie ma tu większego znaczenia czy sprawa jest drobną poprawką do ustawy, czy też porusza podstawowe problemy ustrojowe, czy społeczno-gospodarcze. Czasu na zastanowienie się nie ma, nie ma również czasu na pogłębioną dyskusję.

Pod znakiem tak prowadzonych prac upłynął również ubiegły tydzień. Rozpatrywaliśmy na przykład ustawę o współpracy Rady Ministrów z Sejmem i Senatem w ramach kontaktów europejskich. Jest to bez wątpienia ustawa rangi konstytucyjnej. Ustawa która reguluje rolę organów władzy państwowej wobec organu nadrzędnego jakimi są władze Unii Europejskiej. Na rozpatrzenie tej ustawy mieliśmy 5 dni. Przypomnę, że przygotowywanie Konstytucji RP zajęło więcej niż 2 lata.

Warto może przypomnieć bo często się o tym zapomina, że nasza integracja europejska opłacana jest suwerennością państwa polskiego. Akty normatywne wydawane przez Radę Europejską złożoną z przedstawicieli rządów krajów członkowskich są nadrzędne w stosunku do ustawodawstwa polskiego i obowiązują bezpośrednio. Zalecenia Komisji Europejskiej stanowią wzorzec dla polskiego Parlamentu do którego musi być dostosowane wewnętrzne ustawodawstwo polskie. W praktyce okazuje się, że 2/3 prawodawstwa jest stanowione nie przez parlament polski tylko w Brukseli.

Nikomu nie zaprząta uwagi fakt, że Sejm i Senat pełniący zgodnie z Konstytucją RP władze ustawodawczą abdykowały, a ich miejsce w procesach ustawodawczych Unii Europejskiej zajęła władza wykonawcza reprezentowana przez Rząd. Również Rząd rekomenduje bez zgody Parlamentu kandydatów na urzędników Unii. O ile można by przymknąć oko, na rekomendowanie np. komisarza, to rekomendacje Rządu do europejskich instytucji sądowniczych, czy kontrolnych są już zupełnym nieporozumieniem i stanowią drastyczne naruszenie podstawowej zasady demokracji jaką jest trójpodział władzy i równowaga władzy ustawodawczej, wykonawczej i sądowniczej.

Polska Konstytucja przewiduje, że organy władzy działają zgodnie z prawem i w granicach prawa. Tak więc w naszym państwie prawa, ponieważ Konstytucja nie pasuje do otaczającej nas rzeczywistości, to zamiast ją zmieniać, zmieniamy znaczenie słów i naciągamy interpretacje. Nie jest to zdarzenie nadzwyczajne i wyjątkowe.

Kolejnym punktem porządku dziennego zeszło tygodniowego Senatu była ustawa która inkorporowała do Kodeksu Postępowania Karnego pojęcie europejskiego nakazu aresztowania. Nakaz ten wydawany przez organ sądowniczy działający na terenie Unii Europejskiej np. sąd w Lyonie czy Edynbugu stanowi podstawę do aresztowania i wydania temu sądowi dowolnej osoby znajdującej się na terenie państwa polskiego, nie wyłączając z tego obywateli Rzeczpospolitej. Podstawą wydania nakazu jest podejrzenie popełnienia przestępstwa zagrożonego karą od jednego roku więzienia. Nie wchodząc w szczegóły chciałbym zauważyć jednak, że 55 artykuł Konstytucji RP jednoznacznie i bezwzględnie zakazuje ekstradycji obywatela polskiego do innego państwa. Tym niemniej polscy konstytucjonaliści uczenie wywiedli, że jeśli nie będziemy mówili o ekstradycji, a tylko o przekazaniu obywatela innemu państwu Unii Europejskiej to wszystko będzie zgodne z Konstytucją. Co prawda niektórzy spośród nich kiedyś dowodzili, że demokracja socjalistyczna nie jest systemem autorytarnym, tylko przejawem rozkwitu wolności, w niczym to jednak nie podważa ich autorytetu naukowego i wiarygodności.

Tak więc ogarnia nas powoli, tym razem „liberalny”, PRL. W tym tygodniu będziemy się zajmowali ograniczaniem prawa do zgromadzeń, a plan Hausnera zupełnie jak za PRL-u nie ma innej alternatywy.

Zbigniew Romaszewski