Czy własną pozytywistyczną aktywnością można wpływać na rozwój sytuacji politycznej kraju?
Budowa programu naprawczego państwa to nie jedyna trudność, jaka stoi przed tymi, którzy chcieliby te zadania podjąć. Kolejny - wcale nie mniejszy problem, to zagadnienie, jak zbudować i ustrukturalizować bazę społeczną takiego ruchu. Przemiany, jakie zachodzą w organizacji produkcji, powodują głębokie zmiany w strukturze społeczeństwa. Znikają wielkie zakłady produkcyjne, a na ich miejsce powstają tysiące drobnych przedsiębiorstw produkcyjnych i usługowych.
Status majątkowy najszerszej rzeszy drobnych przedsiębiorców niewiele się różni od statusu lepiej płatnych pracowników. Jeśli do tego dodamy 20% bezrobocia, to musimy dojść do wniosku, że siły domagające się prospołecznych przemian są bardzo rozproszone przestrzennie i bardzo zróżnicowane, jeśli chodzi o charakter zatrudnienia.
Zjawiska te, jak również swobodny przepływ kapitału, będą systematycznie wpływały na ograniczenie roli związków zawodowych. Utyskiwania altruistycznych stowarzyszeń pracodawców na roszczeniowość związków są raczej wyrazem powszechnie odczuwalnego załamania gospodarczego, niż rzeczywistym problemem społecznym. Związki zawodowe są bowiem jedną z nielicznych słabnących struktur kontestującego społeczeństwa.
Oczywiście społeczeństwem niezorganizowanym łatwiej jest manipulować, natomiast dramatyczny problem powstaje wtedy, gdy sytuacja robi się gorąca. Nie bardzo jest wtedy z kim rozmawiać, nie ma jak podjąć negocjacji. Argentyna jest tego dobrym przykładem.
Nie zamierzam sugerować, że nasza sytuacja w najbliższej przyszłości grozi wybuchem, ale powstanie ugrupowań radykalnych, zamiana w kolejnych wyborach ugrupowań władzy na opozycję, a przede wszystkim niska 40% frekwencja wyborcza, wskazująca na poczucie bezsilności szerokich rzesz społecznych, sygnalizują narastanie procesów kontestacyjnych. Myślę więc, że już najwyższy czas wyartykułować i zracjonalizować społeczne oczekiwania.
Problem zbudowania programu i wspomniane wyżej rozproszenie społeczeństwa nie wyczerpują trudności związanych z budową ugrupowania stawiającego sobie za cel promowanie tradycyjnych wartości pro społecznych. Jak dotrzeć do społeczeństwa? Jak zdobyć jego zaufanie? Wszak krótkie, 1-2 stronicowe hasłowe programy, nawet bardzo odległych od siebie partii politycznych, są do siebie podobne jak bliźnięta, zaś te szczegółowe, jak to się mówi „konkretne", jeśli powstaną, są w gruncie rzeczy czytelne dla bardzo wąskiego grona.
A zaufanie? To towar chyba najbardziej deficytowy na naszym wolnym rynku. Co gorsza - nie sposób go zastąpić zbiorem pięknie brzmiących słów, podlegających zresztą systematycznej inflacji. Odbudowanie zaufania wymaga długotrwałych pozytywnych działań skierowanych do tzw. prostych ludzi. Wymaga rozbudzenia ich aktywności i przekonania ich, że właśnie tą aktywnością są w stanie wpływać na losy kraju i na losy swoje własne.
Aby to zrealizować, potrzebne jest ugrupowanie, które zapewnia podmiotowość swoim członkom, wspiera ich aktywność społeczną i funkcjonuje nie tylko w okresie przedwyborczym, ale jest nośnikiem treści społecznych również między wyborami - i to niezależnie od tego, czy je wygrało, czy przegrało. Wydaje się, że jedynym źródłem odbudowy zaufania może stać się praca pozytywna.
Są ludzie, dla których dobro wspólne nie jest pustym frazesem i którzy są skłonni poświęcać swój czas i energię celom wybiegającym poza ich doraźny prywatny interes. Prowadzą działalność charytatywną, usiłują organizować życie młodzieży, pomagają ludziom zaplątanym w dżunglę państwa prawa, monitorują wymiar sprawiedliwości i służbę zdrowia, środowisko, uczestniczą w samorządach lokalnych i czynią to na dodatek bezinteresownie. Nie jest ich dużo, ale są.
Wiele zrobiono aby i ich poddać kontroli.
Partyjna ordynacja wyborcza wymiata ich z samorządów, bądź zmusza do politycznych kompromisów. Część organizacji społecznych, poszukując środków na działalność, stała się klientami bądź partii politycznych, bądź wielkiego biznesu. Do niedawna źródłem pieniędzy była akcesja do Unii Europejskiej, dziś moda przyszła na Irak. Ale jak działać bez pieniędzy? Być może ustawa o wolontariacie jest jakimś sposobem na odbudowanie aktywności społecznej, ale jest to dopiero pierwszy krok, który w warunkach dość powszechnej korupcji może okazać się nowym sposobem na wyprowadzanie pieniędzy z budżetu.
Niewątpliwie patologia sięga bardzo głęboko, ale sądzę, że w tych, którzy - niezależnie od wszelkich przeciwności - realizują jakiś cel, można próbować zasiać przekonanie, że nie muszą tego robić wbrew państwu, że można zbudować państwo, które na takich pozytywnych działaniach będzie się opierać. Przekonanie, że „polityka nie musi być brudna".
Senator Zbigniew Romaszewski
Warszawa, dnia 17 czerwca 2003 roku.