Najtrudniejsza kadencja
Z Senatorem Zbigniewem Romaszewskim rozmawia Jan Forowicz
Wywiad opublikowany w Piśmie Lobbingowym "Decydent" we wrześniu 2001 roku
Od Redakcji "Decydenta": W minionej kadencji przeprowadzone zostały gruntowne reformy administracji państwowej i samorządowej, systemu emerytalnego oraz funkcjonowania służby zdrowia. Te reformy, chociaż wymagają korekt, stały się jednak faktem i będą rzutować na dalszy rozwój państwa - mówi senator Romaszewski.
Jan Forowicz: Obok wspomnianych reform można by postawić przygotowywanie integracji europejskiej.
Zbigniew Romaszewski: Toczone na różnych szczeblach rozmowy w sprawie integracji i negocjacje nabrały w ostatnich latach żywszego tempa. Sejm i Senat wspierały ten proces jak najszerszym ujednolicaniem polskich i unijnych norm prawnych. Patrząc z pozycji parlamentarzysty na dotychczasowy dorobek integracyjny nie spieszyłbym się jednak z wystawianiem ocen. Plan integracji nie musi się bowiem zakończyć sukcesem. Może to być porażka i w rezultacie niewstąpienie do Unii Europejskiej. Przesądzi wola obywateli. O możliwej porażce całego zamierzenia mogą zadecydować topniejące jak śnieg na wiosnę szeregi obywateli udzielających poparcia planom wejścia Polski do Unii.
Jestem zwolennikiem sumiennego rachunku integracyjnych zysków i strat. Tymczasem u nas wstąpienie Polski do Unii uczynione zostało problemem ideologicznym, bez mówienia o interesach. Stało się tak prawdopodobnie właśnie dlatego, że w Polsce jest to temat wysoce kontrowersyjny. Za mało mówi się o warunkach zjednoczenia. Na przykład postulat Polski zapewnienia swobody przepływu siły roboczej bezpośrednio po dniu wstąpienia do Unii można pokazać w postaci rachunkowej. Trzeba zapytać, czy bez spełnienia tego warunku cała integracja ma sens? Na przykład trzeba publicznie omówić zagrożenia stabilności państwa płynące z embarga zatrudnieniowego. Niekorzystny od lat bilans handlowy z krajami UE oznacza, że sami walcząc z horrendalnym bezrobociem fundujemy im około miliona miejsc pracy.
Tak więc jeśli jest wolny przepływ towarów to niech także będzie wolny przepływ siły roboczej. Wolny przepływ kapitału nic tu nie załatwia, chyba tylko to, że za chwilę będziemy żyli w kraju, którego własność przeszła w obce ręce.
J.F.: Gdy się o czymś publicznie nie mówi, łatwiej ubijać interesy.
Z.R.: Niestety, lubiliśmy się wdzięczyć do Zachodu, wszystkich banków światowych, funduszy monetarnych itd. Wobec zagranicy wykonywano gesty powiedziałbym - z punktu widzenia polskich interesów - niemądre. Akceptowaliśmy np. wywieranie presji na pospieszną prywatyzację powodującą drastyczne zaniżenie wartości zbywanego majątku narodowego. Skutki akceptowania głupich haseł zawsze są najdotkliwsze. Przykładowo: wbrew ostrzeżeniom wielu parlamentarzystów plan wysprzedaży własnych fabryk i otwarcie się na produkcję zachodnich koncernów farmaceutycznych nie został skojarzony z rysującym się kryzysem dostępności opieki zdrowotnej. Zagranicznym firmom farmaceutycznym powyprzedawaliśmy nasze fabryki leków i w rezultacie spora część ubożejącej ludności pozbawiona została szansy kupna wielu medykamentów. Nie można prowadzić polityki gospodarczej w oderwaniu od polityki społecznej. Tej ostatniej zaniechano bo wszystko miała załatwić "niewidzialna ręka rynku". Czy widział ktoś większy nonsens?
Mimo upływu tylu lat od 1989 r. nie rozliczyliśmy zaszłości komunistycznych. Mam na myśli przyjrzenie się grupie byłych aktywistów pezetpeerowskich wyjątkowo zasłużonych w represjach okresu PRL. Na emeryturze pobierają świadczenia w wysokości 75 proc. ostatnio otrzymywanych poborów. Tak to III Rzeczpospolita płaci rentę za wierność PRL i oportunizm. Podobne, ogromne poczucie krzywdy powstało wskutek chaotyczności procesu uwłaszczeniowego. Ta sama osoba ciągle wyrzuca tę samą osobę z pracy. Tyle, że dawniej działacza "Solidarności" wyrzucał towarzysz I sekretarz POP PZPR, a obecnie robi to już właściciel zakładu pracy.
Cztery lata zajęło udostępnianie obywatelom akt bezpieki. Trzy kwartały trwało ustanawianie prezesa Instytutu Pamięci Narodowej. Gdy go już wybrano zajmuje się tysiącem różnych spraw, konferencjami, Jedwabnem, a tymczasem zasadnicze zadnie - ujawnienie akt bezpieki jak stało, tak stoi w miejscu. Ten i wiele innych przykładów mogą wyjaśnić, dlaczego w gruzach legły nadzieje Polaków, iż państwo pod rządami koalicji AWS-UW da szaremu człowiekowi godną osłonę i opiekę oraz rozliczy zło. Usadowieni po stronie lewicowej liberałowie tacy jak Belka, Kaczmarek, Osiatyński, Goliszewski czy Olechowski już czekają na przejęcie pałeczki sztafetowej od rządzących jeszcze "prawicowych liberałów", panów: Balcerowicza, Balazsa, Syryjczyka albo Arkuszewskiego.
Patrząc wstecz oceniam, że w dziedzinie polityki społeczno-gospodarczej zamykana niebawem kadencja niczym nie różniła się od poprzedniej, kiedy rządziła koalicja SLD-PSL. To zła tradycja. Ster trzyma w ręku paru liberałów. Rządy ciągle, jednakowo liberalne, są kontestowane. Obywatele dostrzegli, że na bieg spraw państwa wpływu nie wywierają. Zaś zagraniczni partnerzy Polski utwierdzili się w przekonaniu, że nasze rządy kolejny raz nie mają realnego zaplecza politycznego. Trzeba będzie polską scenę polityczną budować od nowa wokół jednoznacznych programów. Ale na to trzeba czasu i wielkiej pracy uświadamiającej.
J.F.: Czy po podsumowaniu wszystkich plusów i minusów mamy sądzić, że była to stracona kadencja?
Z.R.: Myślę, że taką nie była. Dla mnie, jako kilkakroć wybieranego senatora, ta kadencja na pewno była natomiast najtrudniejsza.
J.F.: Dziękuję za rozmowę.