Po co Senat?

Artykuł opublikowany w "Rzeczpospolitej" w dniu 6 września 2001 roku

 

Kampania wyborcza 2001 roku przebiega pod znakiem krytyki rządu Jerzego Buzka i gdyby nie rząd organizujący co pewien czas hepeningi obywatele nie bardzo by wiedzieli na kogo głosować. Tak chociaż wiedzą: nie głosować na AWSP winne wszystkim nieszczęściom, poprzeć SLD najbardziej radykalnego krytyka rządu. Cały kłopot polega na tym, że jeszcze miesiąc, półtora rząd Jerzego Buzka poda się do dymisji i co robić? Kogo krytykować?

Rząd Jerzego Buzka jest zły, bo minister Bauc chce zamrozić emerytury i uposażenia w sferze budżetowej. Rząd Jerzego Buzka jest jeszcze gorszy, bo zdymisjonował ministra Bauca i przyszłe decyzje strategiczne pozostawił SLD, a SLD woli obiecywać powszechną szczęśliwość niż podejmować trudne decyzje. Chociaż czasami podejmuje np. eksmisja na bruk wylansowana przez panią Blidę, sprzedaż mieszkań wraz z najemcami (ustawa z 1994 r) to decyzje trudne, ale przecież nie podejmowane w czasie kampanii wyborczej przez ugrupowanie wrażliwe społecznie.

Ale dość ironii. W kontekście załamania się koniunktury brak poważnej dyskusji w sprawie polityki społeczno-gospodarczej pomiędzy poszczególnymi ugrupowaniami startującymi w wyborach musi martwić. Mnie natomiast niezwykle zaniepokoiła wypowiedź p. Leszka Millera, który rozwiązania problemów społeczno-gospodarczych upatruje w sferze ustrojowej państwa.

Zdaniem przewodniczącego SLD demokracja za dużo kosztuje. Tych, którzy w to wierzą pragnę zapewnić, że nie jest to pogląd oryginalny. Podobne stanowisko reprezentował prezydent Łukaszenko i jakoś Białoruś nie stała się krajem szczęśliwych i dostatnich obywateli.

Likwidacja przerostów biurokratycznych to dobre i słuszne hasło, tylko czy na pewno to ma być 2500 etatów? Łatwo sobie wyobrazić, że np. Platforma Obywatelska przelicytuje pana Millera i co wtedy? Na dodatek 2500 etatów to najwyżej 100-150 min złotych co w porównaniu z 40-to miliardową dziurą budżetową jest niezauważalne.

Wszystko, co wyżej powiedziano, to prawdę powiedziawszy populizm, ale dopuszczalny w trakcie kampanii wyborczej. Gorzej wygląda sytuacja, gdy p. Miller proponuje likwidację Senatu i ograniczenia Trybunału Konstytucyjnego i Trybunału Stanu.

To prawda, że rozwiązania konstytucyjne w dziedzinie tych instytucji nie są najszczęśliwsze, co było od zawsze wiadomo, ale to nie ja, tylko p. Miller ze swoim ugrupowaniem je popierał.

Najtrudniej zrozumieć o co mu chodzi z tym Trybunałem Stanu. Przecież sędziowie Trybunału Stanu nie pobierają żadnych uposażeń, a Trybunał nie posiada własnej obsługi. Ponadto, co można policzyć na palcach, mniejszej liczby sędziów Trybunał już liczyć nie może. W pierwszej instancji sprawę rozpatruje 5-ciu sędziów, w drugiej 7-miu innych, to razem 12-tu w każdej sprawie. Rezerwa 5-ciu sędziów nie jest chyba przesadna, uwzględniając, że ludzie chorują mają problemy rodzinne, wyjeżdżają za granicę, a powtarzam nie biorą za swoją funkcję pieniędzy. O co więc chodzi? O likwidację Trybunału Stanu, o likwidację odpowiedzialności konstytucyjnej polityków? Trudno uwierzyć.

Można mieć również zastrzeżenia do konstytucyjnych uregulowań dotyczących Trybunału Konstytucyjnego. Pozbawienie Trybunału możliwości dokonywania wykładni przepisów prawnych, to nieporozumienie, które często dość boleśnie odczuwamy w parlamencie. Trudno również pogodzić się z sytuacją, kiedy w wypadku kontrowersji prawnych orzeczenie ostateczne zapada stosunkiem głosów 5 do 4 i głos jednego sędziego podważa pracę obydwu izb parlamentu. Ale na ten temat p. Miller się nie wypowiada, martwi go natomiast nadmierna liczba sędziów. I w tym momencie sprawa się chyba wyjaśnia. Nie martwiła go liczba sędziów w roku 1997, a martwi dzisiaj. Co się zmieniło? No oczywiście zmienił się skład Trybunału. Powstał Trybunał, który mógłby podważyć monopol władzy SLD, a to jest niedopuszczalne. Jeśli wmówi się ludziom, że to dużo kosztuje, to może zgodzą się na powrót władzy monopartii.

Podobną przeszkodę w monopolu władzy stanowi Senat. To wprost nie do wiary jak historia lubi się powtarzać. Zasiadając w Senacie, trudno sobie wyobrazić, że ma on aż tak wielkie znaczenie ideologiczne. A jednak ma. Kiedy przystępowano do budowy zrębów komunistycznego państwa, co było przedmiotem referendum 1946 roku? Istnienie Senatu. Co miało być gwarantem odradzania się demokracji w Polsce? Powstanie Senatu. Co dziś może pokrzyżować plany p. Millera? Również Senat. Dlaczego?

Myślę, że przede wszystkim dla tego, że w wyborach do Senatu funkcjonujące na scenie politycznej ugrupowania posierpniowe zdołały się porozumieć i stworzyć ponad partyjny Komitet Wyborczy Blok Senat 2001 desygnujący kandydatów do Senatu. To może złamać SLD-owską hegemonię w parlamencie. Nawet osiągnięcie przez SLD większości w Senacie zaczyna być problematyczne. Ale to są doraźne problemy taktyczne.

Argumenty oszczędnościowe również nie wytrzymują krytyki. Budżet Senatu wynosi 125 min zł (w tym 75 mln na funkcjonowanie Senatu i 50 mln na wsparcie działalności polonii zagranicznej, głównie na wschodzie). Przy budżecie państwa 181,6 mld działalność Senatu kosztuje 0,041% państwowych wydatków. Tak więc tezę, że likwidacja Senatu przyniesie istotne oszczędności trzeba po prostu odrzucić jako niepoważną.

Spróbujmy sobie wobec tego odpowiedzieć na pytanie po co jest Senat i dlaczego tak przeszkadza SLD?

Zgodnie z zakresem kompetencji określonym przez Konstytucję III RP, Senat poprawia ustawy przychodzące z Sejmu. W bieżącej kadencji Senat wniósł ponad 6000 poprawek, w ponad 750 rozpatrywanych ustawach. Różna była ranga tych poprawek i różny był ich los. Były poprawki usuwające oczywiste błędy legislacyjne i były poprawki merytoryczne proponujące rozwiązania inne od zaproponowanych przez Sejm. Część poprawek Sejm akceptował, część z dużą łatwością (przy odrzuceniu poprawki Senatu obowiązuje bezwzględna większość głosów) odrzucał. Niekiedy, odrzucone przez Sejm poprawki senackie, powracały do nas jako kolejne inicjatywy ustawodawcze nowelizujące niedawno uchwalone ustawy, ponieważ Trybunał Konstytucyjny kwestionował przyjęte przez Sejm rozwiązania. Czasami Senat korzystał z inicjatywy ustawodawczej. Taką inicjatywą senacką było rozszerzenie uprawnień osób z Kresów Wschodnich do ubiegania się o odszkodowania za krzywdy doznane w wyniku walki o niepodległe Państwo Polskie.

Senat zajmuje się przede wszystkim pracą legislacyjną i nie ma (z czego nie wszyscy zdają sobie sprawę), żadnego wpływu na władzę wykonawczą. W tych warunkach na osiągnięcia Senatu szczególnie zły wpływ ma partyjniactwo. Utrzymująca się od dwóch kadencji sytuacja zdominowania Senatu przez silne, poddane dyscyplinie partyjnej ugrupowanie prowadzi do zanegowania podstawowej roli Senatu jako izby refleksji. W trzeciej kadencji taką rolę pełniło SLD, a w ostatniej, czwartej AWS. Upartyjniony Senat powtarza w gruncie rzeczy z nieistotnymi zmianami ustalenia Sejmu prowadzącego grę partyjną. Rozmija się to z zasadniczą rolą jaką powinien spełniać Senat. Istotą pracy legislacyjnej Senatu powinno być ponowne rozpatrzenie rozwiązań proponowanych przez Sejm w innym gronie, z wykorzystaniem innych ekspertów; oderwanie się od doraźnych uwarunkowań kierujących przedłożeniami Rządu i Sejmu i spojrzenie na nie z perspektywy generalnej wizji rozwoju państwa.

Ażeby uniknąć nieporozumień powiedzmy sobie jasno: politykę prowadzi się w oparciu o partie polityczne. Rząd jeśli ma sprawnie wykonywać władzę musi dysponować stabilną większością w Sejmie. Dyscyplina partyjna jest w tym wypadku niezbędna. Jednocześnie ten sam Rząd musi dokładnie zdawać sobie sprawę, że może funkcjonować jedynie w granicach platformy politycznej wyznaczonej przez popierające go partie. W przeciwnym wypadku grozi mu zawężenie bazy parlamentarnej i chaos.

Oczywistym jest, że Rząd mysi również rozwiązywać kwestie doraźne, że musi zawierać kompromisy, że kompromisy te muszą uwzględniać interesy partyjne. Jeśli interesy te zaczynają dominować nad interesem państwa, jeśli pojawia się zjawisko korupcji, rodzi się patologia, zaczyna się partyjniactwo.

Nie ma rozwiązań idealnych, ale jakimś antidotum na klęskę partyjniactwa może być Senat. Sprzyja temu większościowa ordynacja wyborcza, w której wyborca głosuje nie na enigmatyczne partie polityczne, ale wybiera poszczególnych ludzi, których poglądy, postawę, rzetelność jest w stanie ocenić. Za swoje decyzje i postawę odpowiadają przed wyborcami nie anonimowe partie, ale poszczególni ludzie i to osobiście. Ta osobista odpowiedzialność powoduje, że nawet w upartyjnionej grupie trudno odbudować bezkrytyczny „centralizm demokratyczny". Myślę, że to jest główna przyczyna dla której Senat jest aż tak niepożądany.

Senat nie jest w stanie i nie powinien ingerować w bezpośrednie działania władzy wykonawczej. Powinien natomiast stanowić układ odniesienia, w oparciu o który społeczeństwo mogłoby zorientować się, czy w wyniku dziesiątków meandrów wykonywanych przez Rząd, poruszamy się jeszcze w tym kierunku w którym zamierzaliśmy, czy też idziemy już zupełnie gdzie indziej, a może z powrotem. Taką funkcję może spełnić jedynie odpartyjniony, taki w którym nie ma dyscypliny partyjnej, niezależny Senat i taka koncepcja legła u podstaw utworzenia Bloku Senat 2001.

Powołany w ten sposób Senat mógłby spełniać dużo szerszą i znakomicie bardziej pozytywną rolę, niż ta jaką wyznacza mu aktualna Konstytucja. Myślę, że powinna to być przede wszystkim rola kontrolna i para sądownicza. Prowadzenie przez Sejm uwikłany w taktyczne około Rządowe intrygi przesłuchań, śledztw, postępowań konstytucyjnych to chyba nieporozumienie. Dlaczego upartyjniony Sejm ma mianować funkcjonariuszy publicznych na stanowiska w swej istocie apolityczne: Rzecznika Praw Obywatelskich, Prezesa IPN-u, Inspektora Danych Osobowych, Rzecznika Interesu Publicznego, Rzecznika Praw Dziecka i wielu, wielu innych?

Czemu Senat nie posiadający żadnego wpływu na Rząd jest rozwiązywany wraz z upadkiem Rządu i Sejmu? Praktycznie likwiduje to niezależność Senatu i wikła go w doraźne rozgrywki polityczne. Warto by o tym pomyśleć. Jeśli komuś związano nogi to pogląd, że słabo biega jest na pewno prawdziwy, ale czy konstruktywny?

Jak już pisałem, nie ma rozwiązań idealnych, ale bywają lepsze i gorsze. Istniejąca ordynacja wyborcza do Senatu na pewno trudna i stawiająca przed wyborcą wyższe wymagania niż w wyborach do Sejmu, stwarza możliwość by Senat stał się gwarantem demokracji.

Na koniec jeszcze dwie uwagi.

Niezależnie od postulatu likwidacji Senatu SLD wystawił w wyborach do Senatu 100 kandydatów. Jaka ma być ich rola w Senacie? Piątej kolumny? Sądzę, że nie wszyscy sobie na nią zasłużyli.

Osobiście mam pewną ilość przemyśleń, które zamierzałem przetworzyć na artykuły. Uważałem jednak, że okres kampanii wyborczej nie jest może najlepszym okresem do zalewania prasy wystąpieniami kandydata, Trwający jednak w mediach publicznych festiwal p. Millera przekonał mnie, że moje poglądy są anachroniczne. Pan Miller wygłasza niezwykle kontrowersyjne opinie na tematy ustrojowe państwa, a TVP nawet nie próbuje przekazać opinii publicznej wiedzy, że istnieją zupełnie inne poglądy na ten temat. Rzetelność dziennikarska ustępuje miejsca niczym nie ukrywanemu zaangażowaniu w kampanię wyborczą po stronie SLD.

Zbigniew Romaszewski