Wiara zamiast historii

Z Senatorem Zbigniewem Romaszewskim rozmawiają Amelia Łukasiak i Michał Karnowski
Wywiad nadany w warszawskim „Radiu Plus" i przedrukowany w „Zyciu” 5 czerwca 2001 roku

 

Amelia Łukasiak i Michał Karnowski: Środowiska żydowskie nie zgadzają się z treścią napisu na pomniku ku czci ofiar zbrodni w Jedwabnem. Chodzi głównie o tę frazę, która przestrzega przed tym, by „rozpalony przez niemiecki nazizm grzech nienawiści nie obrócił przeciwko sobie mieszkańców tej ziemi".

Zbigniew Romaszewski: Nie rozumiem tego i myślę, że to dotyczy jakiejś próby obejścia prawdy historycznej i prowadzi do banalizacji problemu holokaustu.

A.Ł. i M.K.: Dlaczego Pan tak mówi?

Z.R.: Bo jeżeli się mówi, że właściwie w tym problemie interesujące jest tylko to, że sąsiad zabił sąsiada, to trzeba powiedzieć inną rzecz, że to jest odrywanie tego zjawiska od całego kontekstu historycznego. Bo co to znaczy, że sąsiad zabił sąsiada? W Kosowie też sąsiad zabił sąsiada, także w Bośni sąsiad zabijał sąsiada i to trwało przez cale tysiące lat.

A.Ł. i M.K.: Czy w tych miejscach nie powinny więc stanąć pomniki z napisami „Tutaj sąsiad mordował sąsiada"?

Z.R.: Myślę, że cały świat byłby nimi pokryty. Problem polega na tym, że istnieją takie systemy jak nazizm, które doprowadzają do wybuchu straszliwej nienawiści. Mnie w tym napisie brakuje czegoś innego. Tego mianowicie, że to już nie była sprawa polskiej wsi, bo w Jedwabnem nie było polskiej administracji. Tam przeszła wcześniej nawałnica bolszewicka, potem nazistowska i wyrywanie tego z kontekstu jest dla mnie zupełnym nieporozumieniem.

A.Ł. i M.K.: Jaki zatem napis Pan by widział na pomniku?

Z.R.: Ten, który jest, w pełni oddaje to, co się tam rzeczywiście wydarzyło.

A.Ł. i M.K.: A jeśli po śledztwie okaże się, że sprawcami mordu byli Niemcy, albo odwrotnie, że inspiracja i sprawstwo było polskie, to może wtedy trzeba będzie powiedzieć prawdę? Że to byli Niemcy lub Polacy.

Z.R.: Zawsze trzeba mówić prawdę, jednak wokół tej sprawy narasta coś bardzo niedobrego.. Owszem, nastroje antysemickie w Polsce istniały, to jest rzecz bezdyskusyjna, ale trzeba też powiedzieć, że one istniały w całej Europie. Trzeba powiedzieć, że uwzględniając liczbę ludności żydowskiej, w Polsce te nastroje nie były najbardziej nasilone. Ludność żydowska uważała, że - mimo wszystko - w Polsce można najlepiej żyć. To są wszystko fakty.
Oczywiście były pogromy, ale nie tylko w Jedwabnem, lecz również na terenach obecnej Ukrainy i Białorusi. Dochodziło do nich właśnie wskutek zawieruchy, która została rozpętana.

A.Ł. i M.K.: Czy Pan chce przez to powiedzieć, że ten temat jest wykorzystywany politycznie?

Z.R.: Tak, bo jest to jakaś dziwna rzecz, że powstaje pewna praca, która ma ambicje naukowe, pojawia się jej weryfikacja, bo przecież wszystkie tezy naukowe podlegają weryfikacji, i nagle okazuje się, że powstają przeszkody, które nie pozwalają na weryfikacje tej tezy.
Muszę powiedzieć, że to jest dla mnie zaskakujące. Nagle ze strony naukowej wszystko przeszło w sferę religii. Teza naukowa prof. Grossa stała się w pewnym momencie prawdą wiary, prawdą objawioną, która nie podlega weryfikacji. W tym jest coś rzeczywiście chorego.
Muszę powiedzieć, że nie jestem zwolennikiem tych wszystkich przeprosin. Wydaje mi się, że ludzie, którzy w niczym nie zawinili, przepraszają ludzi, których nie skrzywdzono. To jest jakieś nieporozumienie, to jest budzenie niechęci pomiędzy narodami. To jest coś wręcz rasistowskiego. Przepraszać mogą ludzie winni i to nie za to, że skrzywdzono czyichś przodków. To zaczyna pachnieć jakimś nacjonalizmem.