Prawa wszystkich ludzi
W dobie globalizacji trzeba zadbać o propagowanie ideologii praw człowieka
Artykuł opublikowany w dzienniku „Życie” 15 grudnia 1999 roku
U progu XXI wieku nasz świat w coraz większym stopniu staje się jedną całością, w której skład wchodzą i amazońskie puszcze, i wyżyna Tybetu, i londyńskie City. Odległe problemy i problemy nasze, domowe, coraz bardziej mieszają się i zlewają. Choć dawne zło zostaje pokonane, pojawiają się wciąż nowe zagrożenia. W ich rozpoznawaniu i zwalczaniu bardzo istotnym narzędziem jest idea praw człowieka.
Ostatnie dziesięciolecia XX wieku przyniosły kolejną rewolucję techniczną, której znaczenie dla funkcjonowania ludzkiej cywilizacji trudno przecenić. Świat się skurczył. W ciągu godziny możemy przemieszczać się z jednego końca ziemskiego globu na drugi, prawie natychmiast jesteśmy w stanie przekazywać informacje, czerpać wiedzę z zasobów zgromadzonych w najodleglejszych bibliotekach i archiwach. Entuzjaści mówią o procesie globalizacji i stosunkowo mało zastanawiają się nad konsekwencjami i zagrożeniami, jakie on niesie.
Ja, ze swymi dość konserwatywnymi upodobaniami, do entuzjastów nie należę i zapewne wolałbym świat zachowujący pewne tradycyjne, systematycznie doskonalone formy funkcjonowania, Jednak globalizacja jest faktem, a my możemy najwyżej wpłynąć na jej przebieg i na kształt globalizowanego świata.
XXI wiek stawia przed nami zadania o nieprawdopodobnej wprost złożoności, jak uczciwie globalizować świat, którego obywatelem jest zarówno właściciel komputerów i łączności satelitarnej, jak i Indianin z Amazonii, żyjący w nie zmienionej od wieków cywilizacji? Jak pogodzić interesy i prawa tych społeczeństw, w których średni dochód na głowę ludności wynosi kilkadziesiąt dolarów i tych, w których jest ponad tysiąc razy wyższy? Co zrobić z zalewem informacji, których człowiek nie jest w stanie nie tylko zweryfikować, ale i zaabsorbować? Jak pokonać całkowicie legalne i wolnorynkowe pranie mózgu? Jak uniknąć ujednolicenia bogactwa kulturowego świata? Jak w świecie wydajności i efektywności pokonać problem narastającego bezrobocia? Postępująca mechanizacja i automatyzacja, obejmująca kolejne dziedziny gospodarki, będzie przecież produkowała na całym świecie kolejne rzesze ludzi niepotrzebnych. Co z nimi począć?
Przyjrzyjmy się bliżej tej ostatniej sprawie. Problem ludzi niepotrzebnych w procesie wytwarzania dóbr bynajmniej nie jest wydumany. W Polsce na przykład rolnictwo zatrudnia około jednej czwartej ludności. Tymczasem w warunkach globalnej konkurencji i mechanizacji pracę w tej dziedzinie i godziwe utrzymanie będzie mogło znaleźć nie więcej niż 8-10 proc. Jak rozwiązać problem bezrobocia, jeśli nawet przy dotychczasowej strukturze zatrudnienia bez pracy pozostaje 10-12 proc. ludzi?
Wyobrażam sobie, że jeśli nie dziś, to najdalej za lat dziesięć rozwój produkcji na świecie będzie w stanie zapewnić każdemu niezbędne środki przetrwania; odpowiedniego hamburgera na śniadanie, obiad i kolację, koszulę, dżinsy, jeśli trzeba, to coś ciepłego, nawet dach nad głową, aby miał gdzie oglądać telewizję. Pozostaje tylko pytanie: czy człowiek wyłączony z procesu produkcyjnego, zwolniony z odpowiedzialności za swoje życie, za swą rodzinę, będzie jeszcze człowiekiem. Praca to nie tylko sposób zaspokojenia potrzeb, ale również element konstytuujący człowieczeństwo.
Odpowiedzi na postawione pytania nie znajdziemy ani w rewolucji technologicznej, ani w rozwoju metod organizacji produkcji. Nie usłyszymy ich także w kipiących entuzjazmem mediach. Odpowiedź na nie mieści się w filozofii człowieka, w jego naturze, a ta słabo poddaje się rewolucjom.
Dlatego tak ważnym problemem w globalnym świecie są prawa człowieka. Nie mówmy o sprawiedliwości, bo to pojęcie do wielu nie przemawia, a przez innych jest interpretowane ze szczególną przewrotnością. Powiedzmy po prostu o krzywdzie, która powoduje opór, rodzi bunt, burzy ulubioną przez polityków i inwestorów stabilność Świat, który ma być stabilny, który ma zachować pokój, musi postawić granicę krzywdzie i stąd potrzeba skonstruowania i przestrzegania podstawowych praw człowieka.
Rozmiary zbrodni popełnionych przez nazistów podczas II wojny światowej przeraziły świat i doprowadziły w roku 1948 do przyjęcia przez Narody Zjednoczone Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka. W ten sposób te prawa, które przewijały się w naukach społecznych ostatnich dwóch stuleci, uzyskały sankcję prawa międzynarodowego.
Dziś można się już zastanawiać, jakie mankamenty ma ten dokument, czy ma rzeczywiście charakter uniwersalny, czy też cechuje go na przykład nadmierny europocentryzm. Ja mam wobec niego pewne zastrzeżenia, dotyczące skoncentrowania się na prawach jednostki ludzkiej przy pominięciu praw wspólnotowych — rodziny, narodu. Mimo to, wydają mi się, że Powszechna Deklaracja Praw Człowieka jest wszystkim, na co obecnie nas stać i jestem przekonany, że wszelkie próby jej podważenia mają raczej na celu ograniczenia tych praw i legalizację satrapii niż dostosowanie dokumentu do potrzeb XXI wieku i ludności całego świata. Dziś główny problem leży nie tyle w doskonaleniu katalogu praw człowieka, co w egzekwowaniu przyznanych praw. Pomijając usterki organizacyjne instytucji monitorujących prawa człowieka czy ograniczony zakres środków egzekucji, jakimi dysponują, grzechem głównym funkcjonującego systemu jest zdominowanie problematyki praw człowieka przez interesy polityczne poszczególnych państw. W końcu lat 60. Czerwoni Khmerzy wymordowali w Kambodży 2 mln ludzi i świat nie tylko nie zaprotestował, ale przez cały czas ludzie Pol Pota zasiadali jako oficjalni przedstawiciele Kambodży w Organizacji Narodów Zjednoczonych. Ludobójcy uczestniczyli w debatach na temat praw człowieka.
Przyjęcie przez rząd Cartera kryterium przestrzegania praw człowieka jako istotnej przesłanki polityki zagranicznej Stanów Zjednoczonych bardzo wzmocniło pozycję tej koncepcji w polityce międzynarodowej. W tym okresie prawa człowieka zaczęły się stawać ideologią świata demokratycznego, stanowiącą odpowiedź na wyzwanie komunizmu. Konsekwentna kontynuacja doktryny przez rządy Reagana przyczyniła się niewątpliwie do podważenia wiarygodności ideologii komunistycznej. Upadek systemu komurustycznego spowodował pewną niekonsekwencję w stosunku polityki międzynarodowej do praw człowieka. Z jednej strony "daje się zaobserwować cyniczne wręcz ich podporządkowanie interesom ekonomicznym, z drugiej zaś prowadzone są działania instytucjonaiizujące i wzmacniające sankcje w przypadku drastycznego łamania tych praw.
Cóż, działacz praw człowieka musi uznać za niewątpliwą porażkę przyznanie przez Bank Światowy kredytów na przesiedlenie ludności chińskiej na tereny tybetańskie czy przebieg wizyty Jiang Zemina w Europie (przyjęcie przez prezydenta Chiraca, brutalna pacyfikacja demonstracji w Paryżu, przejazd w karecie z królową brytyjską). To wszystko nie może zostać odebrane inaczej niż jako policzek wymierzony 60 min Chińczyków, uwięzionych nadal w obozach pracy. Podobnie nie sposób sobie nie zadać pytania, czy milczenie świata wobec Rosji, która w poszukiwaniu rzekomych terrorystów dokonuje konsekwentnej masakry całego narodu czeczeńskiego, nie trwa zbyt długo. Czy świat musi wspierać swoimi kredytami ludobójstwa w Czeczenii?
To tylko przypadkowo wybrane przykłady z ostatniego okresu, a można by podać dziesiątki podobnych, z różnych stron świata - wszystkie świadczące o tym, że przestrzeganie praw człowieka bynajmniej nie leży w centrum zainteresowania polityki międzynarodowej.
Jednocześnie jednak przed Międzynarodowym Trybunałem w Hadze prowadzone jest postępowanie przeciwko winnym zbrodni ludobójstwa w Rwandzie i Bośni; przeprowadzono też udane interwencje sił międzynarodowych w Kosowie i Timorze. To zupełnie nowa jakość w egzekwowaniu przestrzegania praw człowieka. W obu tych bardzo jednoznacznych przypadkach byłem zwolennikiem podjęcia zbrojnej interwencji. Sprawnie i przy ograniczonej liczbie ofiar przeprowadzane operacje stanowią pewien pozytywny precedens. Nie może bowiem istnieć skutecznie funkcjonujące prawo bez sankcji. Wydaje się również, że tam, gdzie nienawiść wywołana rachunkiem wzajemnie wyrządzonych krzywd przesłania możliwości pokojowego współistnienia, powinny móc działać instytucje międzynarodowe.
Warto jednak przy tym zastanowić się, czy w realnym świecie możliwość stosowania sankcji militarnych w obronie praw człowieka nie zostanie nadużyta dla całkiem innych celów. Można oczywiście uściślać prawnie warunki interwencji, jej przebieg, granice, budować procedury, tyle tylko że przy złej woli efektywny instrument rozwiązywania konfliktów zamieni się w nieużyteczną atrapę.
Na marginesie warto też zastanowić się nad sceptyczną uwagą mojego przyjaciela, znanego rosyjskiego dysydenta i obrońcy praw człowieka Włodzimierza Bukowskiego, który stwierdził, że gdyby jugosłowiańska opozycja demokratyczna dysponowała jedną dziesiątą środków materialnych, które zostały użyte w Kosowie, to już bardzo, bardzo dawno zapomnielibyśmy o Miloszevciu i nie byłoby problemu ani w Bośni, ani w Kosowie.
Obraz praw człowieka w polityce międzynarodowej, który tu nakreśliłem, nie jest zbyt optymistyczny i ma niewiele wspólnego z wizerunkiem sprawiedliwie i racjonalnie zorganizowanej globalnej wioski XXI wieku. Ale na tym właśnie polega wyzwanie.
Jakie stają przed nami zadania? Powinniśmy umacniać i usprawniać dotychczasowe procedury międzynarodowe w dziedzinie monitoringu praw człowieka. Kiedy obserwuję obrady Komisji Praw Człowieka ONZ w Genewie, często czuję się zawiedziony czy wręcz mam poczucie niesmaku. Jednakże to właśnie tutaj przedstawiciele autorytarnych reżimów muszą się tłumaczyć, kłamać, obiecywać, muszą sobie choć na chwilę przypomnieć, że jest coś takiego jak prawa człowieka i że międzynarodowa opinia publiczna domaga się ich przestrzegania.
Powinniśmy wzmocnić i usprawnić funkcjonowanie sankcji związanych z drastycznym łamaniem praw człowieka. Doprecyzować warunki i sposób prowadzenia interwencji międzynarodowej.
Powinniśmy budować niezależne instytucje promujące ideologię praw człowieka i kształtujące opinię publiczną. Funkcjonując jako senator w oficjalnej polityce już od dziesięciu lat doskonale zdaję sobie sprawę z tego, jak wiele problemów mają do rozwiązania politycy i jakie niebezpieczeństwa niosą ze sobą kompromisy, ale jeśli zdołamy stworzyć silną presję opinii publicznej, jeśli stworzymy - powiedziawszy prosto — odpowiednią modę, to żadnemu politykowi nie przyjdzie do głowy sprzedawać praw człowieka za Airbusy.
Prawa człowieka nie są wewnętrzną sprawą poszczególnych państw i dlatego w walce o nie powinniśmy się wszyscy wspierać.
Zbigniew Romaszewski
Autor jest wieloletnim działaczem opozycji demokratyczne], senatorem i przewodniczącym Senackiej Komisji Praw Człowieka i Praworządności.