Prawa człowieka wobec globalizacji

Wystąpienie przygotowane przez Senatora Zbigniewa Romaszewskiego na konferencję w Bangkoku 16-18 XII 1999 roku.

 

Od Redakcji: Na konferencji w imieniu Senatora zamieszczone poniżej wystąpienie wygłosiła Zofia Romaszewska.

Szanowny Panie Przewodniczący! Szanowne Panie! Szanowni Panowie!

Bardzo mi przykro, że nie mogę wziąć osobiście udziału w Konferencji, niestety obowiązki parlamentarne końca roku i debata budżetowa zatrzymały mnie w Polsce.

Tematyka Konferencji jest dla mnie szczególnie interesująca ze względu na fakt, że odbywa się ona w Bangkoku i siłą rzeczy będzie się koncentrowała na problemach krajów Azji i Zachodniego Pacyfiku. Kraje te ze względu na swój potencjał demograficzny i cywilizacyjny niewątpliwie odegrają niezwykle ważną rolę w procesie globalizacji XXI wieku. Niestety ich specyfika jest tylko w minimalnym stopniu uwzględniana w wizji tzw. „globalnej wioski". Myślę, że to poważny błąd i że realizacja globalizacji opartej wyłącznie na doświadczeniach kilku lub kilkunastu najbogatszych krajów świata może doprowadzić do kompromitacji idei, a nawet do kataklizmu.

Dlatego też z najwyższym zainteresowaniem zapoznam się z materiałami Konferencji, a także opinią mego reprezentanta i współpracownika, żony.

Chciałbym podzielić się z państwem moimi przemyśleniami wynikającymi z dwudziestoparoletnich doświadczeń działacza praw człowieka w Europie Wschodniej. Będę mówił o prawach człowieka w globalizującym się świecie XXI wieku.

Niewątpliwie ostatnie dziesięciolecia XX wieku przyniosły kolejną rewolucję techniczną, której znaczenie dla funkcjonowania ludzkiej cywilizacji trudno przecenić. Świat się skurczył. W ciągu paru godzin możemy przemieszczać się z końca na koniec ziemskiego globu, prawie natychmiast jesteśmy w stanie przekazywać informacje, czerpać wiedzę z zasobów zgromadzonych w najodleglejszych bibliotekach, archiwach. Entuzjaści mówią z zachwytem o procesie globalizacji stosunkowo mało zastanawiając się nad konsekwencjami i zagrożeniami, jakie on niesie.

Ja, ze swymi dość konserwatywnymi upodobaniami, do entuzjastów nie należę i zapewne wolałbym świat zachowujący pewne tradycyjne, systematycznie doskonalone formy funkcjonowania, tym nie mniej globalizacja jest faktem i co najwyżej możemy wpłynąć na jej przebieg, na wartości, którym będzie służyć, na kształt globalizowanego świata. Na tym świecie żyjemy wszyscy i wszyscy odpowiadamy za świat, który przekażemy naszym dzieciom i wnukom. Dlatego też celowym wydaje się spotykanie i dzielenie swoimi problemami, swoimi refleksjami, swoją wizją świata.

Zadania, które stawia przed nami XXI wiek są zadaniami o nieprawdopodobnej wprost złożoności. Jak uczciwie globalizować świat, którego obywatelem jest zarówno właściciel komputerów i łączności satelitarnej, jak i Indianin z Amazonii, żyjący w niezmienionej od wieków cywilizacji? Jak pogodzić interesy i prawa tych społeczeństw, w których średni dochód na głowę ludności wynosi kilkadziesiąt dolarów i tych, w których dochód jest ponad tysiąc razy wyższy? Co zrobić z zalewem informacji, których człowiek nie jest w stanie nie tylko zweryfikować, ale wręcz zaabsorbować? Jak pokonać całkowicie legalne i wolnorynkowe pranie mózgu? Jak uniknąć zglajszachtowania całego bogactwa kulturowego świata? Jak zachować jego różnorodność? Jak w świecie wydajności i efektywności pokonać problem narastającego wszędzie bezrobocia? Postępująca mechanizacja i automatyzacja, obejmująca kolejne dziedziny gospodarki będzie produkowała na całym świecie kolejne rzesze ludzi niepotrzebnych w procesie produkcyjnym, co z nimi począć?

Problem ludzi niepotrzebnych w procesie wytwarzania dóbr to nie jest problem wydumany. Na przykład w Polsce rolnictwo zatrudnia w granicach 30-38 % ludności. W warunkach globalnej konkurencji mechanizacja rolnictwa, nowoczesne środki uprawy, zapewniają godziwe utrzymanie dla 8-10 %. Jak ten problem rozwiązać, jeśli nawet przy dotychczasowej strukturze zatrudnienia bezrobocie w Polsce waha się w granicach 10-12%?

Wyobrażam sobie, że jeśli nie dziś, to najdalej za lat dziesięć rozwój produkcji na świecie będzie w stanie zapewnić każdemu obywatelowi Ziemi niezbędne środki przetrwania, odpowiedniego hamburgera na śniadanie, obiad i kolację, koszulę, dżinsy, jeśli trzeba, to coś ciepłego, nawet dach nad głową, aby miał gdzie oglądać telewizję. Pozostaje tylko pytanie czy człowiek wyłączony z procesu produkcyjnego, zwolniony z odpowiedzialności za swoje życie, za swą rodzinę, będzie jeszcze człowiekiem. Praca to nie tylko sposób zaspokojenia potrzeb, ale również element konstytuujący człowieczeństwo.

Odpowiedzi na postawione pytania nie znajdziemy ani w rewolucji technologicznej, ani w rozwoju metod organizacji produkcji. Nie usłyszymy ich także w kipiących entuzjazmem mediach. Odpowiedź na nie mieści się w filozofii człowieka, mieści się w jego naturze, a ta słabo poddaje się rewolucjom.

Dlatego tak ważnym problemem w globalnym świecie są prawa człowieka. Nie mówmy o sprawiedliwości, bo ta do wielu nie przemawia, a przez innych jest interpretowana za szczególną przewrotnością. Powiedzmy po prostu o krzywdzie. Krzywdzie, która powoduje opór, która rodzi bunt, która burzy ulubioną przez polityków i inwestorów stabilność. Świat, który ma być stabilny, który ma zachować pokój, musi postawić granicę krzywdzie i stąd potrzeba skonstruowania i przestrzegania podstawowych praw człowieka. Rozmiary zbrodni popełnionych przez nazistów podczas II wojny światowej przeraziły świat i doprowadziły w roku 1948 do przyjęcia przez Narody Zjednoczone Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka. To niewątpliwie akt historyczny. Prawa człowieka, które przewijały się w naukach społecznych ostatnich dwóch stuleci, uzyskały sankcję prawa międzynarodowego. Deklaracja znalazła potem swoje rozwinięcie w Pakcie Praw Politycznych i Obywatelskich, Pakcie Praw Gospodarczych, Społecznych i Kulturalnych, a także licznych konwencjach regionalnych czy też konwencjach dotyczących poszczególnych problemów (zakaz tortur, prawa dzieci, prawa kobiet itp.). Czy Powszechna Deklaracja Praw Człowieka ma rzeczywiście charakter uniwersalny, czy też cechuje ją nadmierny europocentryzm - chciałbym usłyszeć Państwa opinię na ten temat. Ja mam wobec niej pewne zastrzeżenia dotyczące skoncentrowania się na prawach jednostki ludzkiej, przy pominięciu praw wspólnotowych - rodziny, narodu. Ale jak tu uchwalać np. prawo do samostanowienia, kiedy w szafie każdego głosującego ukryty jest szkielet? W dniu dzisiejszym wydaje się, że Powszechna Deklaracja Praw Człowieka jest wszystkim, na co nas stać i wszelkie próby jej podważenia mają raczej na celu ograniczenia praw człowieka i legalizację satrapii, niż dostosowanie Deklaracji do potrzeb XXI wieku i ludności całego świata.

Jednakże główny problem leży nie tyle w doskonaleniu katalogu praw człowieka, a w egzekwowaniu przyznanych praw. I tu trzeba stwierdzić, że, pomijając niedomogi organizacyjne instytucji monitorujących prawa człowieka czy ograniczony zakres środków egzekucji, jakimi dysponują, grzechem głównym funkcjonującego systemu jest zdominowanie problematyki praw człowieka przez interesy polityczne poszczególnych państw.

No cóż, w końcu lat sześćdziesiątych Czerwoni Khmerzy wymordowali w Kambodży 2 mln ludzi i świat nie tylko nie zaprotestował, ale przez cały czas przedstawiciele Pol - Pota zasiadali jako oficjalni przedstawiciele Kambodży w Organizacji Narodów Zjednoczonych. Ludobójcy uczestniczyli w debatach na temat praw człowieka.

Uznanie przez rząd Cartera przestrzegania praw człowieka, jako istotnej przesłanki polityki zagranicznej Stanów Zjednoczonych, bardzo wzmocniło pozycję praw człowieka na arenie polityki międzynarodowej. Koncepcja praw człowieka stała się w tym okresie ideologią świata demokratycznego, ideologią stanowiącą odpowiedź na wyzwanie komunizmu. Konsekwentna kontynuacja tej doktryny przez rządy Reagana przyczyniła się niewątpliwie do podważenia wiarygodności ideologii komunistycznej. Mnie, jako Polakowi, i to zaangażowanemu w problematykę praw człowieka, a więc w jakiś sposób beneficjentowi tak prowadzonej polityki amerykańskiej, trudno bez sympatii mówić o osiągnięciach tego okresu, ale jeśli ktoś zauważy, że koncepcja Cartera nigdy nie objęła np. Chin Ludowych, to będę się musiał z tym zgodzić.

Upadek systemu komunistycznego spowodował pewną niekonsekwencję w stosunku polityki międzynarodowej do praw człowieka, bo z jednej strony daje się zaobserwować wręcz cyniczne podporządkowywanie stosunku do praw człowieka interesom ekonomicznym, z drugiej zaś prowadzone są działania instytucjonalizujące i wzmacniające sankcje wobec przypadków drastycznego łamania praw człowieka.

Cóż, działacz praw człowieka musi przyjąć jako niewątpliwą porażkę przyznanie przez Bank Światowy kredytów na przesiedlenie ludności chińskiej na tereny tybetańskie. Również przebieg wizyty Jiang Zemina w Europie (przyjęcie przez prezydenta Chiraca, brutalna pacyfikacja demonstracji w Paryżu, przejazd w karecie z królową brytyjską) musi zostać odebrany jako policzek wymierzony 60 mln Chińczyków, uwięzionych w obozach pracy Laogai.

Czy milczenie świata wobec Rosji, głoszącej i realizującej, w poszukiwaniu rzekomych terrorystów, zagładę całego narodu czeczeńskiego, nie trwało zbyt długo? Czy świat musi wspierać swoimi kredytami ludobójstwo w Czeczenii?

To tylko przypadkowo wybrane przykłady z ostatniego okresu, można by ich podać dziesiątki z różnych stron świata, świadczące o tym, jak przestrzeganie praw człowieka usuwane jest z centrum zainteresowania polityki międzynarodowej.

Jednocześnie przed Międzynarodowym Trybunałem w Hadze prowadzone jest postępowanie przeciwko winnym zbrodni ludobójstwa w Rwandzie i Bośni, przeprowadzono udane interwencje sił międzynarodowych w Kosowie i Timorze. To zupełnie nowa jakość w egzekwowaniu przestrzegania praw człowieka. Osobiście byłem zwolennikiem podjęcia interwencji w obydwu niezwykle jednoznacznych przypadkach. Sprawnie i przy ograniczonej liczbie ofiar przeprowadzane operacje stanowią pewien precedens. Nie może istnieć skutecznie funkcjonujące prawo bez sankcji. Wydaje się również, że tam, gdzie nienawiść wywołana rachunkiem wzajemnie wyrządzonych krzywd przesłania możliwości pokojowego współistnienia, powinny móc działać instytucje międzynarodowe. Jednakże czy w realnie istniejącym opisanym przed chwilą świecie możliwość stosowania sankcji militarnych w obronie praw człowieka nie zostanie nadużyta dla całkiem ubocznych celów, to bardzo trudne pytanie. Można oczywiście uściślać prawnie warunki interwencji, jej przebieg, granice, budować procedury, tyle tylko, że przy złej woli efektywny instrument rozwiązywania konfliktów zamieni się w dysfunkcjonalną atrapę.

Na marginesie warto zastanowić się nad sceptyczną uwagą mojego przyjaciela, znanego rosyjskiego dysydenta i obrońcy praw człowieka, Włodzimierza Bukowskiego, który stwierdził, że gdyby jugosłowiańska opozycja demokratyczna dysponowała jedną dziesiątą środków materialnych, które zostały użyte w Kosowie, to już bardzo, bardzo dawno zapomnielibyśmy o Miloseviciu i nie byłoby problemu ani w Bośni, ani w Kosowie. To bardzo ciekawy punkt widzenia.

Jaki jest bilans praw człowieka na przełomie wieków? Sądzę, że z punktu widzenia większości zgromadzonych tutaj niezbyt korzystny: systemy autorytarne, dyktatury wojskowe, drastyczne łamanie praw człowieka. Jednakże te problemy dają się rozwiązać. Jest niełatwe, ale możliwe do zrealizowania. Rozwiązaniem jest państwo demokratyczne.

Demokracja jednak to bardzo trudny system, wymagający nie tylko aktywności, ale również i świadomości. Po odzyskaniu prze Polskę niepodległości w 1919 roku pierwszym aktem nowego rządu było wprowadzenie bezpłatnego powszechnego nauczania i nie wykluczam, że właśnie ten akt zadecydował o tym, że po prawie 50 latach totalitarnych komunistycznych rządów Polacy potrafili wywalczyć sobie możliwość budowy demokratycznego państwa. Dlatego tez nie wyobrażam sobie budowy autentycznej demokracji bez przełamania analfabetyzmu i kształcenia świadomego swoich praw i obowiązków społeczeństwa. W innym przypadku, nie będzie budowana demokracja, tylko anarchia, a ta jest dla praw człowieka groźna i w efekcie zawsze prowadzi do ograniczenia praw jednostki.

Współcześnie nagminnie przedstawia się, moim zdaniem, fałszywą wizję że demokracje można osiągnąć idąc na skróty. Wolny rynek utożsamia się z demokracją, albo twierdzi się że jest to najlepsza do niej droga. Tak nie jest. Demokracja co prawda wyzwala mechanizmy wolnego rynku i nie istnieje bez niego, na tym polega przecież jej gospodarczy sukces, ale wolny rynek wcale nie musi stymulować rozwoju demokracji, a tym bardziej nią nie jest. Mnóstwo krajów funkcjonujących w systemie gospodarczym wolnego rynku jest brutalnymi dyktaturami.

Trzeba sobie dobrze zdawać sprawę z tego, ze pomiędzy zasadami systemu demokratycznego, a wolnym rynkiem istnieje pewna antynomia. System demokratyczny zakłada równość: jeden człowiek - jeden głos, natomiast wolny rynek hierarchizuje ludzi, ponieważ oparty jest na konkurencji. Musimy sobie z tym radzić odnajdując równowagę pomiędzy stymulującymi zaletami wolnego rynku, a głęboko humanitarną zasadą równości wszystkich ludzi. Stawianie więc znaku równości pomiędzy wolnym rynkiem i demokracją jest albo głębokim nieporozumieniem, albo po prostu oszustwem.

W tym miejscu muszę zauważyć, że nadmierna ekonomizacja życia społeczno-politycznego stanowi poważne zagrożenie dla realizacji praw człowieka w XXI wieku.

Niewątpliwie rozwój nauk ekonomicznych pozwolił na dobre opisanie procesu wytwarzania i wymiany dóbr. Jednakże bardzo często zapomina się, że życie społeczeństwa podobnie jak życie człowieka, nie składa się, dzięki Bogu, z samego procesu wytwarzania i wymiany. Jest ono znacznie bogatsze i nie byłbym w stanie wymienić wszystkich imponderabiliów, emocji, przyzwyczajeń, wierzeń, które się na nie składają. Jak już mówiłem, praca to nie tylko element procesu produkcyjnego, ale wartość konstytuująca człowieczeństwo.

Dlatego też z pewną nieufnością odnoszę się do globalizacji opartej na wolnym przepływie kapitału, towarów i usług która nie obejmuje przepływu ludności, a jednak liberalni zwolennicy globalizacji jakoś nie lubią na ten ostatni temat mówić. Przecież eksport towarów i usług do krajów o niezbilansowanym obrocie gospodarczym to nie tylko eksport postępu ale również bezrobocia. Podobnie kapitał inwestycyjny, jest po prostu niezbędny dla rozwoju krajów słabo rozwiniętych, ale jest równocześnie zawłaszczaniem ich bogactw.

Szczególnie niepokojące jest ograniczanie funkcji państwa również demokratycznego i systematyczne eliminowanie go ze sfery gospodarki i polityki społecznej (oświata, nauka, zdrowie). Myślę tu o koncepcjach Banku Światowego. Oznacza to w praktyce ograniczanie pola demokratycznie podejmowanych decyzji. Tak więc na miejsce demokratycznego państwa serwuje się nam rządy ponadnarodowego kapitału. Kto będzie w takiej sytuacji gwarantem praw człowieka? Państwo w swej wersji demokratycznej jest ich gwarantem. Jeżeli się je zmarginalizuje, kto zajmie jego miejsce?

Ponieważ nie umiem w sposób zadowalający na to pytanie odpowiedzieć, to jestem nadal zwolennikiem demokratycznych państw połączonych ogólnoludzką solidarnością.

Obraz miejsca praw człowieka w polityce międzynarodowej, który państwu nakreśliłem, nie jest zbyt optymistyczny i ma niewiele wspólnego z obrazem sprawiedliwie i racjonalnie zorganizowanej „globalnej wioski XXI wieku". Ale na tym właśnie polega wyzwanie, przed którym stajemy. Jakie stają przed nami zadania?

  1. Umacniać i usprawniać dotychczasowe procedury międzynarodowe w dziedzinie monitoringu praw człowieka. Kiedy obserwuję obrady Komisji Praw Człowieka w Genewie, często czuję się zawiedziony czy wręcz mam poczucie niesmaku. Jednakże to właśnie tutaj przedstawiciele autorytarnych reżimów muszą się tłumaczyć, muszą kłamać, muszą obiecywać, muszą sobie choć na chwilę przypomnieć, że jest coś takiego jak prawa człowieka i że międzynarodowa opinia publiczna domaga się ich przestrzegania.
  2. Wzmocnić i usprawnić funkcjonowanie sankcji związanych z drastycznym łamaniem praw człowieka. Doprecyzować warunki i sposób prowadzenia interwencji międzynarodowej.
  3. Budować niezależne instytucje promujące ideologię praw człowieka i kształtujące opinię publiczną.

Istnienie współpracujących ze sobą solidarnych instytucji może stworzyć na tyle silną presję opinii publicznej, że żadnemu politykowi nie przyjdzie do głowy sprzedawać prawa człowieka za Airbusy.

Prawa człowieka nie są wewnętrzną sprawą poszczególnych państw i dlatego w walce o nie powinniśmy się wszyscy wspierać.