Czym Słupsk różni się od Haarlemu?

Z Senatorem Zbigniewem Romaszewskim rozmawia Marek Świercz
Wywiad opublikowany w „Dzienniku Zachodnim” 29 stycznia 1998 roku

 

Marek Świercz: Jak ocenia pan wydarzenia w Słupsku? Młodzi sprowokowali zamieszki, ale wiemy już dziś, że nie bez powodu. Wcześniej policjant zabił ich kolegę.

Zbigniew Romaszewski: To niezwykle złożony problem, który ma co najmniej dwa aspekty. Podstawowy to nie doszkolona i, co równie ważne, nie dopilnowana policja. Nie da się również ukryć, że podstawą tych wszystkich zajść był brak wiary społeczeństwa w to, że policjant, który dopuścił się pobicia czy zabicia tego chłopca, zostanie ukarany. I niestety, trzeba jasno powiedzieć, że społeczeństwo ma swoje powody, żeby tak sądzić. Musimy tu mówić o odpowiedzialności władzy, prokuratury i policji, które powinny dopilnować, by takie ekscesy się nie zdarzały. A jeżeli już nie dało się ich uniknąć, władza winna działać tak, żebyśmy mieli pewność, że przemoc została użyta tylko w tych rozmiarach, w jakich była naprawdę niezbędna. To jest trudne dla policjanta, bo musi panować nad sobą, gdy go wyzywają, plują na niego. To wymaga ogromnej odporności, wręcz tresury, ale taka właśnie musi być policja. Jak się okazało — nie jest.

M.Ś.: W jakiej mierze o postawie sił porządkowych decydują złe doświadczenia z przeszłości? Czy gdzie indziej jest lepiej?

Z.R.: Trudno tu mówić o jakichś idealnych wzorach. Pamiętamy przecież zamieszki w Los Angeles, które wybuchły po pobiciu przez dwóch policjantów czarnoskórego kierowcy.

M.Ś.: Wspomniał pan o drugim aspekcie słupskich zajść.

Z.R.: Rzeczywiście, nie można ograniczyć się do dyskusji o postawie policji, trzeba też pamiętać o drugiej stronie konfliktu, o postawie młodzieży. I tu wypada zacząć od tego, że naszej młodzieży w gruncie rzeczy nie przedstawia się żadnych pozytywnych i jednocześnie osiągalnych wzorców. Pamiętajmy, że młodzież w takim Słupsku ma niesłychanie ograniczone perspektywy życiowe. To budzi frustrację, prowadzi do tworzenia agresywnych grupek czy całych band. Słupsk to tylko jeden z przykładów, za chwilę mieliśmy przecież Spodek. Frustracja młodych ma swoje uzasadnienie — czym ich sytuacja tak naprawdę różni się od sytuacji murzyńskiej młodzieży ze slumsów Haarlemu?

M.Ś.: Ten rok zaczął się od zamieszek w Głuchołazach, zaraz potem mieliśmy Słupsk, ostatnio Spodek. Wygląda na to, że styczeń zapamiętamy jako miesiąc zadym. I wszędzie główną rolę odgrywała młodzież.

Z.R.: Przy pomocy policji młodzieży wychowywać się nie da. Jeśli godzina gry w kręgle kosztuje 20 złotych, a godzina na korcie tenisowym nawet 50, to wiadomo, że takie ceny przekraczają możliwości tych dzieciaków. Ale skoro w Warszawie na terenach w centrum miasta zabudowuje się dokładnie wszystkie boiska, to co młodzi mają robić? Co im się oferuje w zamian? Nic! I jak tu się dziwić, że tracą szacunek dla wartości i nie mogą znaleźć sobie żadnych pozytywnych wzorców. Przecież takim wzorem nie będzie dla nich Carrington. To nie jest wzorzec dla chłopaka ze Słupska! Co gorsza, telewizja wpaja mu przekonanie, że świat jest zły, zdominowany przez pieniądz i o swoje walczyć można tylko używając przemocy. A w rodzinnym domu wzorców osobowych też przecież nie ma, bo jakim wzorem może być dla niego bezrobotny ojciec?

M.Ś.: Wszystkie badania opinii społecznej pokazywały ostatnio, że stale rośnie poziom zaufania do instytucji publicznych. Polacy ufają już nie tylko Kościołowi czy wojsku, ale także telewizji i na koniec wreszcie policji. Czy te ostatnie wystąpienia przeciwko władzy nie oznaczają jednak kryzysu zaufania do instytucji publicznych?

Z.R.: Jeżeli panuje powszechna opinia, że instytucje państwowe są skorumpowane, że o wszystkim decyduje pieniądz, jeżeli wymiar sprawiedliwości jest tak strasznie niesprawny, to kryzys zaufania jest nieunikniony.

M.Ś.: Wspomniał pan o wymiarze sprawiedliwości. O sędziach źle mówił ostatnio minister Piotrowski, Senat popart pomysł odebrania przywilejów sędziom i prokuratorom, którzy nie popisali się w czasach PRL. Niektórzy mówili, że to dość ryzykowny zamach na czwartą władzę, ostrzegali przed podważaniem zaufania do wymiaru sprawiedliwości.

Z.R.: Dla mnie właśnie takie głosy są dowodem, że mamy do czynienia z prawdziwym kryzysem elit. Jak inaczej mogę zinterpretować protesty przeciwko odebraniu przywilejów oprawcom, którzy pastwili się nad ludźmi walczącymi o niepodległość Rzeczypospolitej czy bronili praw człowieka? Jeśli ktoś jest gotów uznać, że człowiek pokroju pana Zarako-Zarakowskiego powinien spokojnie przejść w stan spoczynku i otrzymywać 75 procent poborów prokuratora krajowego, to jest to moralna ślepota. Przecież w grę wchodzą tu ludzie, którzy doczekali się prywatnych cmentarzyków! Jak można walczyć o przywileje dla zbrodniarzy przyznane im przez komunistów? Przyjęta nowelizacja ustawy o ustroju sądów naprawdę była konieczna. Powiada ona, że osoby, które sądziły w tak zwanych „kiblówkach", sądach tajnych i specjalnych, były dyspozycyjne wobec służb bezpieczeństwa i sprzeniewierzyły się etyce zawodowej, takich gratyfikacji otrzymywać nie będą. Dla mnie rzecz jest oczywista.