Prawo do sądu jest u nas iluzją

Z senatorem Zbigniewem Romaszewskim, przewodniczącym komitetu organizacyjnego III Międzynarodowej Konferencji Praw Człowieka rozmawia Anita Szarlik
Miniwywiad opublikowany w "Życiu" w dniu 16 października 1998 roku

 

Anita Szarlik: Jak dziś wygada przestrzeganie praw człowieka w krajach postkomunistycznych?

Zbigniew Romaszewski: Wszędzie problem łamania praw człowieka istnieje. Zarówno w Timorze Wschodnim, jak i w Szwecji. My plasujemy się gdzieś po środku. Od pierwszej konferencji w Mistrzejowicach w 1988 roku zmieniło się wiele. Mamy prawa polityczne, które były wówczas największym problemem. W znacznie gorszej sytuacji jest Białoruś.

A.S.: Jakie prawa człowieka są tam najbardziej zagrożone?

Z.R.: Wolność słowa. Za korzystanie z tego prawa idzie się do więzienia. Również prawa ekonomiczne, prawo własności. Odbieranie własności prywatnej, które ma miejsce w Białorusi, to cofnięcie się do czasów Związku Radzieckiego. Jeszcze trudniejsza jest sytuacja w republikach zakaukaskich. Nie wspominam nawet o krajach, gdzie toczą się wojny, np. w Tadżykistanie.

A.S.: Co w Polsce jest największym problemem?

Z.R.: Iluzorycznym zapisem jest u nas prawo do sądu. Postępowania karne przeciągają się w nieskończoność, na proces trzeba czekać po 18-20 miesięcy. Problemem nie jest źle napisane prawo, tylko brak pieniędzy na sprawne funkcjonowanie sądów.
Dużym zagrożeniem dla praw człowieka w Polsce i generalnie w tej części Europy jest przestępczość zorganizowana. Z jednej strony obywatele mają prawo do bezpieczeństwa z drugiej narzędzia do walki z przestępcami często polegają na ograniczeniu tych praw, np. korzystaniu z podsłuchu, zakupu kontrolowanego, świadka incognito. Problemem jest nie tyle wprowadzenie tych ograniczeń, co zapobieżenie, aby nie stały się one powszechnie dostępne.