Złotówka na politykę

Z senatorem Zbigniewem Romaszewskim rozmawia Dominika Wielowieyska
Wywiad opublikowany w „Gazecie Wyborczej” 24 lutego 1998 roku

 

Dominika Wielowieyska: Jakie wnioski trzeba wyciągnąć z afery żelatynowej?

Zbigniew Romaszewski: Partie nie mogą być uzależnione od przedsiębiorców. Trzeba zlikwidować możliwości korumpowania polityków i zmienić przepisy dotyczące finansowania partii politycznych. Partie powinny utrzymywać się ze składek i z dotacji z budżetu państwa. Tę dotację otrzymywalibyśmy dzięki temu, że każdy obywatel przy wypełnianiu zeznania podatkowego oddawałby jedną złotówkę na działalność partii, przy czym miałby prawo wskazać to ugrupowanie, któremu ową złotówkę darowuje.

D.W.: Po ostatnich wyborach na dotacje i refundacje kampanii wyborczej partie dostały w sumie 14 min zł...

Z.R.: ...a według nowych zasad podzieliłyby między siebie 24 mln zł, bo tylu jest podatników. I to co roku, a nie co cztery lata. Oczywiście, część podatników nie ma określonych preferencji politycznych i zapłaci złotówkę bez wskazania adresata. Tę pulę pieniędzy podzielimy według proporcji wynikających z zeznań obywateli, którzy wskazali swoją partię.

D.W.: Ludzie, którzy z założenia nie lubią partii i polityki, będą niezadowoleni.

Z.R.: Nikt nie jest zadowolony z faktu, że płaci podatki. W tym wypadku każdy będzie mógł sobie powiedzieć, że jego złotówka ma tę samą moc co złotówka "króla żelatyny" Kazimierza Grabka.

D.W.: Konstytucja zakłada, że posłowie każdej partii, gdy już raz zostaną wybrani, są aż do następnych wyborów niezależni od swych wyborców. Pański pomysł sprawia, że co roku ich poparcie będzie weryfikowane.

Z.R.: I bardzo dobrze. Czas skończyć z wyborczą demagogią. Jeżeli wyborcy stwierdzą, że program ich ugrupowania nie jest realizowany, mogą dać temu wyraz. A sytuacja materialna osób wybranych do parlamentu będzie stabilna, bo przecież będą dostawać nadal pieniądze na działalność, na biura poselskie i senatorskie.

D.W.: Czy ten coroczny sprawdzian nie doprowadzi do tego, że partie rządzące będą bały się podejmować decyzje niezbędne, ale bolesne, np. przy okazji reformy ubezpieczeń społecznych?

Z.R.: Istnieje takie niebezpieczeństwo, warto jednak zauważyć, że obecny system również prowadzi do tego, że partie unikają pewnych niepopularnych, a koniecznych decyzji, tyle że dotyczą one tych wąskich grup społecznych, firm, które je wspierają finansowo. To oczywista prawda, że kto płaci, ten wymaga. Tym razem płaciłoby całe społeczeństwo. Taki system byłby daleko bardziej demokratyczny. Ponadto partie, dysponując stałymi dochodami, będą angażować się w akcje edukacyjne, w propagowanie rozwiązań wprowadzanych przez Sejm, tak aby utrzymać i przekonać wyborców.

D.W.: Czy partie zechcą przegłosować przepisy zmuszające je do większego wysiłku?

Z.R.: Partie uświadomią sobie, ile pieniędzy daje ta jedna złotówka od podatnika. Nie będą musiały się martwić o kontakty z biznesem, zastanawiać się nad krętactwami prawnymi, aby zdobyć pieniądze. Będą się miały jak pączki w maśle.

D.W.: Nowe przepisy niekoniecznie muszą zahamować nielegalne finansowanie partii.

Z.R.: Bardzo utrudnią, bo żaden biznesmen już nie wykupi mnóstwa cegiełek za walizkę pieniędzy. Zahamują, gdy wprowadzi się porządne sankcje: delegalizacja partii w razie oszustw w partyjnych sprawozdaniach finansowych. Zresztą, gdy partie będą miały dość pieniędzy, to nie będzie im się chciało ryzykować. Ukryte finansowanie to zjawisko olbrzymie, ale nie świadczy ono o skorumpowaniu środowiska politycznego. Znam osoby, które wikłały się w podejrzane interesy, aby ratować swoją partię, a jednocześnie nie mam zastrzeżeń co do ich osobistej uczciwości.

D.W.: Biznesmeni, którzy nie chcą się ujawniać, dają pieniądze na kampanię poszczególnym kandydatom. A później te sumy są wpisywane w rubrykę: środki własne kandydatów.

Z.R.: Jeżeli te środki własne kandydatów będą olbrzymie, to już będzie to budzić podejrzenia. Można zadać pytanie, skąd poseł miał te pieniądze, tak jak pyta o to urząd skarbowy w przypadku niespodziewanych wielkich dochodów podatnika.

D.W.: Deklaracje majątkowe posłów, nie mówiąc już o zeznaniach podatkowych, nie są jawne.

Z.R.: Za dużo mamy tych tajemnic. Osoba publiczna musi być prześwietlona. Tak jak powinno być jawnych wiele dokumentów, aby można było kontrolować działalność instytucji państwowych i gminnych. Oprócz zmiany zasad finansowania partii potrzebna nam jest jeszcze ustawa o dostępie do informacji. Dzięki temu urzędnicy nie tylko nie mogą odmawiać udzielania informacji (jeżeli nie są objęte ustawową tajemnicą), ale groziłyby im sankcje za utrudnianie i blokowanie dostępu do wiadomości. Wówczas wiele kontrowersyjnych faktów szybko ujrzałoby światło dzienne.

D.W.: Kiedy powstanie projekt nowelizacji o finansowaniu partii?

Z.R.: Na razie rozmawiam z osobami, które interesuje ten pomysł. Wkrótce stworzymy zespół opracowujący projekt ustawy.

* * *

Od Redakcji "Gazety Wyborczej:
Jak jest teraz:
Obecnie ugrupowania polityczne mogą zdobywać pieniądze poprzez sprzedaż cegiełek, mogą przyjmować darowizny od firm prywatnych (jeśli nie są to spółki z udziałem skarbu państwa). Komitety wyborcze otrzymują z budżetu państwa refundację kosztów kampanii w zależności od liczby zdobytych mandatów, dotacje dla partii politycznych zależą od liczby zdobytych głosów. Dotacje otrzymują nie tylko te partie, które weszły do parlamentu, ale także te, które zyskały co najmniej 3 proc. głosów.