Na ratunek lustracji

Z Senatorem Zbigniewem Romaszewskim rozmawia Małgorzata Goss
Rozmowa opublikowana w „Naszym Dzienniku” 21-22 lutego 1998 roku

 

Małgorzata Goss: Dlaczego Senat uważa, że lustrację ma prowadzić właśnie Sąd Apelacyjny w Warszawie?

Zbigniew Romaszewski: Ponieważ, będzie jeden quasi-prokurator, czyli Rzecznik Interesu Publicznego będzie działał w Warszawie. Tutaj także są archiwa. Rozszerzenie kompetencji lustracyjnych na inne sądy doprowadziłoby do straszliwego rozbudowania urzędu Rzecznika.

M.G.: W jaki sposób Rzecznik będzie decydował, że jedno oświadczenie budzi wątpliwości, a inne nie?

Z.R.: Jego pracownicy będą analizować dokumenty, księgi rejestracyjne agentów. Jeżeli będą fachowcami w dziedzinie archiwistyki i spotkają się z dobrą wolą UOP, MSW, w szczególności WSI, których archiwów nikt jeszcze nie oglądał, to świetnie sobie z tym poradzą.

M.G.: Jak im zapewnić apolityczność?

Z.R.: Nie ma innego wyjścia jak przyjąć, że pewne mechanizmy działają normalnie. Rzecznik Interesu Publicznego, jak i jego pracownicy oraz sędziowie Sądu Apelacyjnego muszą złożyć oświadczenie, czy współpracowali z aparatem bezpieczeństwa.

M.G.: Będą jednak sprawdzane tylko deklaracje budzące wątpliwości. Czy oświadczenie Rzecznika będzie sprawdzane z urzędu?

Z.R.: Tak, jego oświadczenie z urzędu sprawdzi Sąd Apelacyjny, w pozostałych przypadkach procedura będzie wszczynana na jego wniosek. Jakie szansę ma ta nowelizacja w Sejmie? - Nie widzę powodu, dla którego Sejm miałby jej nie przyjąć. Gdyby ostro zabrał się do pracy, ustawa mogłaby zacząć funkcjonować od połowy roku.