Walka nie tylko o stołki

Artykuł opublikowany w „Życiu” 7 stycznia 1997 roku

 

Artykuł był odpowiedzią Senatora na zamieszczony poniżej list do Redakcji „Życia” zamieszczony poniżej list Pana Jerzego Bukowskiego opublikowany 1 stycznia 1997 roku.

Warszawa, dnia 2 stycznia 1997r.

Szanowny Panie Redaktorze!

Z najwyższą satysfakcją obserwuję, jak "Życie" w ciągu trzech miesięcy zdobywając zasłużoną renomę wśród czytelników osiągnęło ustaloną pozycję na rynku wydawniczym. Rzeczywiście chyba każdy numer obok serwisu informacyjnego zawiera materiały, które z zainteresowaniem chce się czytać. Tak więc życząc Redakcji wszelkiej pomyślności w Nowym Roku, chciałbym jednocześnie, aby był dla Was równie obfity w sukcesy co końcówka roku 1996.

Mając tak ciepły stosunek do "Życia" czytam je (o ile czas pozwala) od deski do deski i tym sposobem w numerze noworocznym natrafiłem na bardzo istotny list do Redakcji p. Jerzego Bukowskiego. Ponieważ uważam, że jest on wyrazem przekonań szerokiej grupy obywateli, a wyrażone w nim poglądy wydają mi się dość kontrowersyjne, chciałbym w tym miejscu przekazać parę uwag dotyczących celu i sposobów uprawiania polityki.

Tekst Pana Bukowskiego nie jest zniuansowanym traktatem politycznym i dotyczy właściwie paru bardzo wyraźnie zarysowanych tez istotnych dla naszego życia politycznego, tak więc moja polemika nie dotyczy całokształtu poglądów politycznych autora, których nie znam, a jedynie tego jakie konsekwencje pociąga za sobą tak uproszczona wizja problemów politycznych jaką przedstawił.

Pan Jerzy Bukowski jest zdania, że "wybory 1997 roku muszą być antykomunistyczną krucjatą w imię zasad humanitaryzmu, chrześcijańskiej etyki, narodowej tradycji... (...) Nie może być taryfy ulgowej dla gotowości do kompromisu". Podzielam ten pogląd.

"Temu celowi ma służyć mobilizowanie wszystkich antykomunistycznych sił do zwierania szeregów przeciw jednemu rzeczywistemu wrogowi... " i mimo iż udział "niektórych (ugrupowań) w Akcji Wyborczej Solidarność (...) wydaje mi się dziwactwem (...) nie wolno wysuwać na pierwszy plan żadnych kontrowersji, nawet merytorycznie uzasadnionych".

Pomysł w gruncie rzeczy znany od 1989 roku w związku z "naszym" rządem Mazowieckiego i Balcerowicza i znakomicie wykorzystany przez tych, którzy chcieli społeczeństwu narzucić swój system beż zbędnych merytorycznych dyskusji.

Obawiam się, że i dziś w szeregach antykomunistycznej krucjaty mogą znaleźć się tacy, których udział w AWS można uznać za "dziwactwo".

Nie podzielam również poglądu, że "zdecydowanych polityków" posiadających "jedynie słuszny pomysł na "radykalną desowietyzację Polski" "powstrzymali domorośli moraliści mylący etykę z polityką". Jak bym słyszał Włodzimierza Ilicza.

Hipokryci usiłujący realizować swoje polityczne interesy ubierając je w szaty wyższej moralności, to jednak nie "moraliści" i nikt tu nigdy nie mylił etyki z polityką. Wszyscy od początku dobrze wiedzieli, że etyka jest w polityce zupełnie zbyteczna i ten głęboki pogląd usiłowali wpoić społeczeństwu, jak pokazuje list pana Bukowskiego z sukcesem. Dobrem jest to, co jest wygodne i pragmatyczne. Teza o amoralności polityki to jeden z najgłębszych przejawów sowietyzacji i z tym właśnie nie mogę się zasadniczo zgodzić.

Otóż w moim przekonaniu zadaniem polityki jest rozwiązywanie powstających wewnątrz społeczeństwa konfliktów interesów i budowanie współpracy społecznej wewnątrz państwa.

Dla realizacji tych celów szczególnie efektywnym środkiem jest władza. I tak powinna być ona traktowana. Władza jest jedynie środkiem pozwalającym realizować aprobowaną przez nas wizję państwa, a nie celem. Władza, która staje się celem jest źródłem demoralizacji, korupcji i nepotyzmu. Jest tym, co społeczeństwo określa dosadnie jako "walkę o stołki".

Wpajanie ludziom przekonania, że polityka jest i musi być brudna, musi być amoralna to głęboka manipulacja tych, którzy uczynili z władzy sposób realizacji własnych interesów i usiłują wpoić w obywateli przekonanie że jest to stan normalny, uświęcony odwieczną praktyką.

Tym dlaczego postkomuniści są groźni nie jest ich taka, czy inna ideologia, bo takowej nie mają. Jest nią po prostu nihilizm moralny. Tak więc podejmując "antykomunistyczną krucjatę w imię zasad humanitaryzmu, chrześcijańskiej etyki, narodowej tradycji" musimy bardzo dobrze pamiętać, że jest to krucjata nie tylko w sprawie zdobycia władzy, ale walka o moralność w polityce. Etyka w polityce, choć różna od etyki w stosunkach między poszczególnymi ludźmi istnieje. Jej obecności musimy się domagać, to musi nas różnić od postkomunistów.

Walka ze złem jest napewno trudna, bo zasób dostępnych godziwych środków jest ograniczony, ale to nie powód, by uznać, że cel (jaki?) uświęca środki i przejść na stronę zła.

Oczywiście niezbędna jest wymiana elit władzy ze względu na ich nihilistyczną postawę, niezbędna jest odpowiedzialność polityków za podejmowane przez nich działania, ale czy ma to dotyczyć tylko postkomunistów?

Z całą pewnością "nie wolno wystawiać na pierwszy plan żadnych kontrowersji", ale czy na pewno "nawet merytorycznie uzasadnionych"?. To właściwie o co nam chodzi? O "stołki"?

Ludzie z całą pewnością różnią się w swoich poglądach i budując partie polityczne, czy bloki wyborcze musimy być na tyle tolerancyjni by te różnice uznać. Im większe pakiety poglądów będziemy uznawali za obowiązujące tym słabsze i mniej liczne będą wyznające je ugrupowania. Jednakże na to by partia była partią, a blok wyborczy blokiem musi istnieć cztery, czy pięć niepodważalnych wspólnych tez politycznych pozwalających zbudować wizję państwa. Tym zasadom musimy być wierni i o nie musimy toczyć merytoryczne boje.

Oczywiście w polityce istnieje czasem potrzeba zawierania taktycznych kompromisów, ale musi być dla wszystkich jasne jaka jest ich treść i jakim wartością służą. Dopiero posiadając wspólną pozytywną platformę polityczną możemy budować wizję państwa i przedstawiać ją obywatelom. Sam antykomunizm stanowczo nie wystarczy.

Oczywiście ma rację pan Bukowski kiedy pisze, że "kandydaci na parlamentarzystów powinni nauczyć się nowoczesnych metod trafiania do elektoratu, mieć odpowiednie metody do rozmowy z młodzieżą i z kombatantami, z robotnikami i z profesorami, z mieszkańcami wielkich miast i małych miasteczek". To oczywista prawda, ale bardzo techniczna, której można się nauczyć na przyśpieszonych kursach. Umiejętność ta nie może jednak zastąpić wiedzy o jaką Polskę się walczy, nie może zastąpić tożsamości politycznej, a to jest problem dużo trudniejszy.

Dlatego też swój list zakończę życzeniami redaktora Wildsteina dla czytelników noworocznego "Życia": "Życzymy, aby nie można już było więcej powiedzieć, że obietnice wyborcze służą wyłącznie wygrywaniu wyborów".

Senator Zbigniew Romaszewski

* * *

List Jerzego Bukowskiego
opublikowany w dniu 1 stycznia 1997 roku
w dziale "poczta Życia"

Nie wolno nam się dzielić

Jeżeli nie zrobiło się czegoś do końca od razu, z entuzjazmem, z pełnym poparciem społecznym i z wolą zwycięstwa, trzeba wznawiać walkę po latach, kiedy przedwcześnie uznana za martwą formacja polityczna odżywa (...). Jako z natury rycerski i litościwy dla pokonanych wrogów naród nie dobiliśmy komunistów po 1989 roku, kiedy były wszelkie po temu warunki. Teraz musimy więc urządzić "dożynki", wykorzeniając ich ostatecznie z życia publicznego III Rzeczypospolitej.

Wówczas zdecydowanych polityków powstrzymywali domorośli moraliści, mylący etykę z polityką i torpedujący jedynie słuszny pomysł na radykalną desowietyzację Polski. Dzisiaj trzeba odrabiać powstałe na skutek wytracenia antykomunistycznego rozpędu zaległości.

Okazję stwarzają zbliżające się wybory parlamentarne. Dociekania na temat kulisów rozmów Okrągłego Stołu i zawartych w Magdalence kompromisów pozostawmy historykom. Niewątpliwie wyrządzono wtedy wielką szkodę racji stanu niepodległego państwa, ale lamenty nad niedojrzałością polityczną ówczesnych opozycyjnych elit nie zastąpią bieżącej walki, która właśnie rozpoczynamy przeciw SLD.

Mam nadzieję, że zaimek "my" obejmie bardzo szeroki front prawicowo-patriotyczno-niepodległosciowo-"solidarnościowy", skupiony głównie w Ruchu Odbudowy Polski oraz w Akcji Wyborczej "Solidarności". Wiele sondaży wskazuje na AW"S" jako możliwego zwycięzcę wyborów z niewielką przewagą nad komunistami.

(....) Uważam, że palącą potrzebą chwili jest mobilizowanie wszystkich antykomunistycznych sił do zwierania szeregów przeciw jedynemu rzeczywistemu wrogowi Polski, jakim jest SLD. Ciarki chodzą mi po plecach, gdy słyszę antykomunistycznych liderów, atakujących siebie nawzajem.

Rozumiem, że poszczególne ugrupowania podejmujące walkę z SLD różnią się między sobą tak znacznie, iż udział niektórych z nich w Akcji Wyborczej „Solidarności” wydaje się dziwactwem (...). Z uwagi na ogromne zaniedbania poprzedniego okresu oraz zmarnowanie wielu szans przez kolejne parlamenty i rządy w latach 1989-1993 nie wolno jednak wysuwać na pierwszy plan żadnych kontrowersji, nawet merytorycznie uzasadnionych.

(...) W ostatnich latach przegrywaliśmy strategiczne boje z SLD - teraz nadszedł czas rewanżu. Nie spełni się on jeżeli nie ruszymy do wyborów ławą – niczym dawna husaria - aby zetrzeć w pył dziedziców proletariackiego internacjonalizmu, broniących jeszcze dzisiaj dobrego imienia stalinowskich zbrodniarzy w rodzaju Jaruzelskiego, czy Kiszczaka. Moraliści podnoszący larum, że "oszołomstwo" chcą stosować zbiorową odpowiedzialność i jednakowo traktować każdego członka SdRP niechaj na ten czas zamilkną. Naprawdę nie czas żałować róż, gdy płoną lasy".(...)

Wybory 1997 roku muszą być antykomunistyczną krucjatą w imię zasad humanitaryzmu, chrześcijańskiej etyki, narodowej tradycji (...) Nie może być taryfy ulgowej, gotowości do kompromisu, liczenia na układy z "postępową" częścią SLD. (...) W dodatku trzeba będzie pozyskać młodzież, niebezpiecznie dziś zafascynowaną błękitnookim "człowiekiem bez właściwości" w Pałacu Namiestnikowskim. (...). Kandydaci na parlamentarzystów powinni nauczyć się nowoczesnych metod trafiania do elektoratu, mieć odpowiednie metody do rozmowy z młodzieżą i z kombatantami z robotnikami i z profesorami, z mieszkańcami wielkich miast i małych miasteczek. (...)

Dobry komunista to skreślony na wyborczej kartce i trwale przepędzony z polskiego życia publicznego komunista. (...) Żeby zwyciężyć i wygrać Polskę, musimy przestać na potrzeby tej kampanii moralizować. Każdy, kto jest przeciw komunistom, niech dołączy do szyku. Ale zanim nie wygramy, nie wolno się nam dzielić. W żadnym wypadku.

Jerzy Bukowski