Pragmatyczny incydent
Z Senatorem Zbigniewem Romaszewskim rozmawia Ewa Milewicz
Wywiad opublikowany w „Gazecie Wyborczej” 23 października 1997 roku
Ewa Milewicz: Dlaczego Pan, członek KOR, długoletni działacz "S", b. członek jej Komisji Krajowej, więzień polityczny w latach 1982-84, przegrał we wtorek wybory na wicemarszałka Senatu z senatorem SLD?
Zbigniew Romaszewski: Sądzę, że zdecydowały dość wątpliwe tzw. względy pragmatyczne. Stanowisko wicemarszałka jest w tej chwili bardziej honorowe. Nowa konstytucja nadaje wszystkie istotne uprawnienia marszałkowi Senatu.
Ponadto Senat jest tzw. izbą refleksji i podziały partyjne nie powinny tu odgrywać tak istotnej roli jak w Sejmie. Tym bardziej jest mi przykro, że ok. 30 senatorów AWS oddało głosy na kontrkandydata z SLD, przechodząc do porządku dziennego nad moimi zasługami dla "S" i budowy demokracji w Polsce.
E.M.: A kto zgłosił Pana kandydaturę?
Z.R.: Czterech senatorów ROP i senatorzy niezależni: Marian Jurczyk, Leon Kieres, Bogdan Zdrojewski, oraz z Unii Wolności - Władysław Bartoszewski, Donald Tusk, Anna Bogucka-Skowrońska. Sądzę, że co najmniej część UW głosowała za mną.
E.M.: Czy rozumie Pan, dlaczego nie został Pan wicemarszałkiem?
Z.R.: Myślę, że to tzw. mała polityka, jakiś mały interes polityczny.
E.M.: Jaki?
Z.R.: Nie mam zielonego pojęcia.
E.M.: Czy SLD powinien mieć wicemarszałków Sejmu i Senatu?
Z.R.: W Sejmie tak. Senat zaś, co powtarzałem od wielu lat, powinien być odpartyjniony. Odtwarzanie w nim politycznego składu Sejmu pozbawia go bowiem racji bytu.
E.M.: Czy zna Pan senatora Tadeusza Rzemykowskiego z SLD, z którym przegrał Pan wybory na wicemarszałka?
Z.R.: Tak. Pracowałem z nim w komisji gospodarki narodowej. To nie najgorsza kandydatura. Jeden z sympatyczniejszych. Daje się z nim żyć.
E.M.: A może przepadł Pan z racji swoich poglądów w sprawie aborcji? W Senacie w latach 1989-91 był Pan zwolennikiem dopuszczenia aborcji w niektórych wypadkach. Inaczej niż uważała wtedy cześć senatorów, w tym Alicja Grześkowiak.
Z.R.: Nie sądzę, aby problem ten był akurat taki ważny. Tym bardziej że nie przypominam sobie, jakie poglądy w tej sprawie reprezentuje senator Rzemykowski. Generalnie SLD popierał poprawki liberalizujące przepisy aborcyjne. Ja jestem zwolennikiem kompromisowego rozwiązania przyjętego w 1993 r. Wszelkie próby naruszenia tego konsensu są - w moim przekonaniu - grą polityczną, mającą doprowadzić do sztucznego podzielenia społeczeństwa. Orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego należy uznać i przestać się zajmować problemem aborcji.
E.M.: Czy po przegranych wyborach na wicemarszałka rozmawiał Pan z kimś z "S"?
Z.R.: Oficjalnie nie. Prywatnie niektórzy byli zbulwersowani.
E.M.: A rozmawiał Pan z marszałek Grześkowiak?
Z.R.: Od razu po wyborze nie. Następnego dnia rozmawialiśmy o organizacji prac Senatu. Praca musi się posuwać. Incydent z przegranymi wyborami był dla mnie bardzo przykry. Przedłużanie go na całą kadencję nie ma sensu.