Politykę sprowadzono do naskórkowej taktyki
Z Senatorem niezależnym Zbigniewem Romaszewskim rozmawiają Igor Zalewski i Piotr Zaremba
Wywiad opublikowany w "Życiu Warszawy" w dniu 12 marca 1996 roku
Od Redakcji:
Przypominamy, że W dniu 18 lutego 1996 r. przeprowadzono w Polsce dwa referenda:
referendum o powszechnym uwłaszczeniu obywateli (referendum "uwłaszczeniowe"), zarządzone przez Prezydenta RP (za zgodą Senatu). Pytanie referendalne brzmiało: "Czy jesteś za przeprowadzeniem powszechnego uwłaszczenia obywateli?" (Frekwencja 32,40%, odpowiedzi: "Tak" - 94,54%, "Nie" - 3,78%).
oraz
referendum o niektórych kierunkach wykorzystania majątku państwowego (referendum "prywatyzacyjne"), przeprowadzone na podstawie uchwały Sejmu RP. (Frekwencja 32,4%) 4 pytania:
1. Czy jesteś za tym, aby zobowiązania wobec emerytów i rencistów oraz pracowników sfery budżetowej, wynikające z orzeczeń Trybunału Konstytucyjnego, były zaspokojone z prywatyzowanego majątku państwowego? (Odpowiedzi "Tak" - 92,89%),
2. Czy jesteś za tym, aby część prywatyzowanego majątku państwowego zasiliła powszechne fundusze emerytalne? (Odpowiedzi "Tak" - 93,70%)
3. Czy jesteś za tym, aby zwiększyć wartość świadectw udziałowych Narodowych Funduszy Inwestycyjnych przez objęcie tym programem dalszych przedsiębiorstw? (Odpowiedzi "Nie" - 72,52%)
4. Czy jesteś za uwzględnieniem w programie uwłaszczeniowym bonów prywatyzacyjnych? (Odpowiedzi "Tak" - 88,30%).
Wobec nie osiągnięcia 50% frekwencji wyniki obu referendów nie były wiążące.
"Życie Warszawy": Lech Wałęsa mówi, że wynik uwłaszczeniowego referendum to jego porażka. Zgadza się pan z tym?
Zbigniew Romaszewski: Wałęsa ma swoisty sposób postrzegania sukcesów i porażek, więc nie wiem, o co naprawdę mu chodzi. Na pewno jest to niepowodzenie całej klasy politycznej, działającej po roku 1989. To koniec pewnej epoki.
"Ż.W.": Dlaczego?
Z.R.: Bo uwłaszczenie to jedna z najważniejszych reform ustrojowych, jakich powinniśmy dokonać. Nawet "Solidarność" miała do 1993 dość chwiejne stanowisko — akceptowała "Pakt o przedsiębiorstwie" Od Redakcji: szersze informacje o "Pakcie" można odneleźć na stronach Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej) gwarantujący udziały pracownikom i mówiła o powszechnej prywatyzacji, co jest sprzeczne. A z kolei Wałęsa... Mówił o 100, potem 300 milionach dla każdego, ale żadna jego inicjatywa ustawodawcza do parlamentu nie wpłynęła. Jednocześnie chciał mianować premierem Andrzeja Olechowskiego, który był bardzo zaangażowany w kapitałową prywatyzację przemysłu paliwowego.
"Ż.W.": Olechowski w 1993 występował w kampanii BBWR i popierał "300 milionów dla każdego".
Z.R.: Ale program Ruchu Stu, w którym uczestniczy Andrzej Olechowski, był w swej pierwotnej wersji zdecydowanie nieprzychylny powszechnej prywatyzacji. Trudno tu odróżnić poglądy od taktyki.
"Ż.W.": A może sam pomysł referendum był zły?
Z.R.: Jak się nie ma go się lubi, to się lubi co się ma. Innego sposobu dotarcia do społeczeństwa z uwłaszczeniowym programem "S", niedoskonałym, ale mogącym być podstawą do dyskusji, nie było.
Był on odebrany jako element kampanii wyborczej i tak go przedstawiali politycy SLD. A zarazem Sojusz Lewicy bronił swoich interesów. Partia określająca się jako lewica występuje przeciw uwłaszczeniu społeczeństwa. To nie żadna lewica, a ugrupowanie postkomunistycznej oligarchii.
"Ż.W.": Mówi pan o klęsce klasy politycznej, końcu epoki. Dlaczego?
Z.R.: Bo grzechem pierworodnym było sprowadzenie polityki do naskórkowej taktyki. Do tworzenia koniunkturalnych bloków, sojuszów, a nawet rządów.
Do 1989 cała opozycja koncentrowała się na walce o prawa polityczne. Gdy przyszło do budowania całościowej wizji państwa, elity zawiodły. Dla większości społeczeństwa my ludzie dawnej "S" nie mieliśmy propozycji. Ludziom było wszystko jedno — oligarchia solidarnościowa czy postkomunistyczna.
Elity uprawiały terror intelektualny tłumiąc wszelkie koncepcje niezgodne z aktualną, modą. Tak było, np. z forsowaniem Planu Balcerowicza.
"Ż.W.": Ale skoro SLD jest partią oligarchii, to dlaczego to ugrupowanie nie jest odrzucane przez społeczeństwo?
Z.R.: Wierzę, że ich rządy są przejściowe. Szybko okaże się, jakie interesy reprezentuje SLD. Ale środowiska solidarnościowe muszą stworzyć atrakcyjną wizję dla społeczeństwa. Zlikwidować skutki tamtego gigantycznego rozczarowania.
"Ż.W.": Wycofał się pan z kierowania senackim klubem "S". Obwinia pan Związek jak resztę elit?
Z.R.: "S" przeżywa pewien kryzys. Nie może zrezygnować z uprawiania polityki, a nie ma do tego narzędzi. Formuła ruchu polityczno - związkowego jest niejasna. Od dawna postulowałem powstanie partii stowarzyszonej ze Związkiem, reprezentującej interesy pracownicze.
"Ż.W.": Kierownictwo "S" nie pali się do tego.
Z.R.: Bo Związek jest narzędziem doraźnych interesów ludzi, którzy wolą obecną sytuację. Trudno jest dziś zdefiniować linię polityczną "S". Dla liderów to wygodne, bo rozmywa odpowiedzialność. Jednak barierą nie do przebycia było dla mnie zbliżenie "S" do Wałęsy. On przecież nie ma żadnej wizji.
"Ż.W.": Dostał ponad 30 procent w I turze wyborów prezydenckich. Nie jest to kapitał?
Z.R.: Dostał tyle głosów, bo wytworzono w społeczeństwie wrażenie, że tylko on jest alternatywą dla Kwaśniewskiego. Jeśli odliczyć tych, co na niego głosowali ze strachu przed SLD, zostanie dużo mniej.
"Ż.W.": W tej chwili to "S" jest nazwą, mogącą liczyć na znaczne poparcie. Może stać się jedną z osi bloku "posierpniowego". A pan w tym momencie się od niej dystansuje.
Z.R.: Mnie łączenie dla łączenia nie interesuje. Mogę usiąść z liberałami, z panem Balcerowiczem, ale po to, aby zastanowić się, o ile :na wzrosnąć dochód narodowy, jak go dzielić.
"Ż.W.": A odsunięcie od władzy tego, co pan nazywa oligarchią postkomunistyczną?
Z.R.: Żeby ją zastąpić bezprogramową oligarchią solidarnościową?
"Ż.W.": W tej chwili "S" i prawica uzgodniły wspólny program uwłaszczeniowy przed referendum.
Z.R.: I to mi się podoba. Były już zresztą wcześniejsze przykłady, np. społeczny projekt konstytucji. Jednoczmy się wokół takich przedsięwzięć, a nie celów taktycznych.
"Ż.W.": W kontekście sprawy Oleksego samo odsunięcie SLD od władzy nie jest wartością?
Z.R.: I dlatego byłem za doraźną, zlepioną przejściowym celem koalicją PSL i obu Unii. To prowadziłoby do zastoju politycznego, ale chodziło o odsunięcie Oleksego. Natomiast generalnie obywatele muszą wiedzieć, o co chodzi.
"Ż.W.": Wałęsa przeszkadza w zbudowaniu klarownej wizji?
Z.R.: Jeśli kampania Wałęsy była finansowana przez pana Gudzowatego, powiązanego z kapitałem rosyjskim, to muszę zapytać: o co tu chodzi?
Są i grzechy przeszłości. Rozwiązanie przez Wałęsę parlamentu I kadencji. Nie mógł wtedy mediować? Zwoływać Okrągły Stół? A on ukarał parlamentarzystów jak dzieci, po to aby stworzyć własną partię, która musiała przegrać.
Inny przykład — parcie w 1992 roku, wbrew rządowi Olszewskiego, do podpisania traktatu z Rosją wraz z 7 Artykułem, który przekazywał obiekty poradzieckie w ręce mieszanych spółek. To miało być traktatowe uznanie obecności kapitału rosyjskiego, w dużej części mafijnego w Polsce.
Wreszcie uważam, że Wałęsa powinien wyjaśnić rzetelnie własną przeszłość, a nie blokować lustrację.
"Ż.W.": Gani pan ostro innych. Jaki jest pana cel?
Z.R.: Stworzenie formacji, która przedstawiłaby spójną koncepcję reform państwa polskiego wychodząc z realiów 1996 roku. Ale przede wszystkim formacji, która miałaby inną wizję uprawiania polityki. Dziś nie ma np. ruchu, który broniłby konsekwentnie zarówno pracowników jak i rodzącej się klasy średniej. Ona jest najbardziej zagrożona wymieceniem przez oligarchię np. przy pomocy drenującego systemu podatkowego.
Władza nie jest celem, a jedynie środkiem. Władza dla władzy rodzi korupcję i nepotyzm, a sławiony polityczny pragmatyzm jest wyjątkowo nieefektywny i prowadzi do porażek w kolejnych wyborach. Chciałbym przesunąć akcent z pytania: kto z kim? na pytanie: po co? i jak? To niewątpliwie trudna droga i wymaga przebudowy świadomości społecznej. Ale za to prowadzi do celu.
"Ż.W.": Z kimś jednak musiałby pan współdziałać?
Z.R.: Z Janem Olszewskim i znaczną częścią ludzi "S". Związek nie jest w całości prowałęsowski. Charakterystyczne, na ostatnim zjeździe "S" nie spróbowano nawet postawić wniosku o poparcie Wałęsy.
"Ż.W.": A Unia Wolności? Wyobraża pan sobie start w wyborach z ramienia jednego bloku, np. z Janem Rokitą.
Z.R.: Pytań, kto z kim można postawić nieskończoną ilość. Wyobrażam sobie współpracę, ale na podstawie odpowiedzialności za własne czyny. Słuchając antykomunistycznych wypowiedzi pana Rokity mogę powiedzieć: szkoda, że tak późno. Jak mamy oceniać polityków, jeśli nie na podstawie przeszłości? Nie wiem, z jakiej listy miałby startować Rokita. I nie wiem, czym jest dziś Unia Wolności.
"Ż.W.": Mówi pan ciepło o Olszewskim. Dlaczego nie wstąpi pan po prostu do ROP-u?
Z.R.: Nie chcę z nim konkurować. Chcę poszukać nowego elektoratu.
Ja mógłbym spróbować przyciągnąć nowych ludzi. Zwłaszcza tych, którzy wycofali się zniechęceni polityką. Proszę też zauważyć, jak mało jest po stronie solidarnościowej ludzi młodych. Zresztą ja się wcale nie identyfikuję z prawicą, a ROP akcentuje jednak swą prawicowość. Co to jest w Polsce prawica? Czy SLD jest lewicą czy prawicą? Jaki sens ma ten podział? W Polsce prawica ma w dodatku na sumieniu grzech przeciw drugiemu przykazaniu: nie będziesz wzywał imienia Pana Boga swego nadaremno. To nas drogo kosztowało.