Po wizycie w Groznym

Z Senatorem Zbigniewem Romaszewskim rozmawia Maria Bnińska
Fragmenty wywiadu udzielonego Radiu "ESKA" w dniu 27 lutego 1995 roku
opublikowane przez "Express Wieczorny" w dniu 28 lutego 1995 roku

 

Maria Bnińska: Po co pojednał Pan do Czeczenii?

Zbigniew Romaszewski: W Polsce organizowana jest pomoc humanitarna dla Czeczenii. Zasadniczym celem, który sobie postawiłem jadąc tam, było zorientowanie się, co jest potrzebne, ile i którędy to wwieźć. Jak się okazało w tej chwili, są to problemy niezwykle ważne.

M.B.: A nie mógł Pan porozumieć się z Ochojską wcześniej tak, by ona mogła teraz wrócić z Czeczenii do Polski?

Z.R.: Pomoc była organizowana bardzo szybko jak na nasze warunki. Organizacje humanitarne nie znały funkcjonujących tam układów, a jest to kraj układów. Poza tym blokada otaczająca Czeczenię dotyczy również pomocy humanitarnej.

M.B.: My widzimy wojnę i pomoc dla jej ofiar w TV. Jak sytuacja wygląda na miejscu?

Z.R.: Warunki są niezwykle trudne. Dużo czasu poświęciłem na rozmowy z rządem Inguszetii, która przyjęła ponad 100 tys. uchodźców, a jest to mały kraj liczący 300 tys. obywateli. Uciekinierzy mieszkają u ludzi, bo brak tam budynków użyteczności publicznej: szkół, szpitali itd. W Inguszetii tą właściwie tylko dwa miejsca, gdzie skoncentrowano uchodźców — jest to pociąg sypialny, stojący na stacji i sanatorium. Reszta uchodźców jest rozproszona. Tym trudniej jest organizować pomoc.

M.B.: Rozmawiał Pan z ludźmi z Groznego. Co opowiadali?

Z.R.: Przede wszystkim to jest jedno wielkie przerażenie. Opowiadali o bombardowaniu miasta. Robiono to systematycznie: kwartał za kwartałem. Dwadzieścia parę tysięcy ofiar — tak twierdzi Kowaliow. Muszę dodać, że ogromna część z tego to Rosjanie, Kozacy i Ukraińcy.

M.B.: Ukraińcy w Czeczenii?

Z.R.: Tak, proszę, pamiętać, że Grozny i powstawał, kiedy Czeczeńcy byli zesłani do Kazachstanu po 1944 r. Ich nie było, wobec tego to 500-tysieczne miasto budował, kto przyjechał.

M.B.: Jak długo, Pana zdaniem będzie trwała ta wojna?

Z.R.: Przerwać ją może tylko uzyskanie przez Czeczenię niepodległości albo szerokiej autonomii na wzór Tatarstanu, czy Baszkirii. Jeżeli Rosja nie zdecyduje się na to, to wojna może trwać bardzo długo i rozlać się na cały Kaukaz.

M.B.: Dlaczego Rosjanie zaatakowali Czeczenię?

Z.R.: Twierdzę, że to jest generalnie sprzeczne z interesami, Rosji. 71% Rosjan odrzuca interwencje, zbrojną. Dlaczego zaatakowali? Myślę, że to kwestia pewnych układów mafijnych. Np. Czeczenia wydobywała 3 mln ton ropy, a przerabiała 19 mln ton. To są gigantyczne pieniądze. Takich ilości ropy nie kupuje się na bazarze, więc zamieszane w to musiały być osoby najwyżej postawione we władzach rosyjskich. W pewnym momencie powstał problem ropy z Kazachstanu i budowy rurociągu, który powinien przejść przez Czeczenię. Zmieniła się orientacja i w tym momencie zmieniła się koncepcja. Ale nie wyobrażam sobie, żeby teraz oni byli w stanie zbudować ten rurociąg. To jest sprawa, która już została przegrana.

M.B.: Na początku wojny Aleksander Sołżenicyn powiedział, że gdy Czeczenia ogłosiła niepodległość, powinno się ją potraktować jak państwo rzeczywiście niepodległe i postawić zapory celne. Czy miał rację?

Z.R.: Bezsprzecznie środki ekonomiczne miały podstawowe znaczenie. W Czeczenii rósł opór wobec Dudajewa i dopiero agresja rosyjska zjednoczyła ten naród. Dudajew nie miał aż takich straszliwych ambicji, dotyczących niepodległości. Być może mieli większe ambicje, dotyczące kontroli np. tej ropy naftowej.