Gdy państwo bezradne

Wypowiedź Senatora Zbigniewa Romaszwewskiego
dla tygodnika „Prawo i Życie” z dnia 8 lipca 1995 roku

 

Senator Zbigniew Romaszewski:
Na całym świecie powstają prywatne spółki detektywistyczno-ochroniarskie, ale nie w takim jak u nas natężeniu. Jesteśmy świadkami paradoksalnej a zarazem groźnej sytuacji. Oto w policji państwowej pracuje dwa razy mniej (niecałe 100 tys.) funkcjonariuszy niż agentów w spółkach. Ci ostatni faktycznie przejmują zadania policji państwowej, a do tej pory pozostają w dużym stopniu poza kontrolą prawną i społeczną. Wiele spółek powstało nie na podstawie uzyskanej koncesji w resorcie spraw wewnętrznych, ale w oparciu o zgłoszenie do gminy działalności gospodarczej. Który z gminnych urzędników pytał założyciela spółki o kwalifikacje do bycia detektywem czy ochroniarzem mienia i osób? A przecież ci ludzie najczęściej otrzymywali pozwolenie na posiadanie broni. Ile jest obecnie tej broni - nie tylko krótkiej, ale i długiej, maszynowej - w posiadaniu agentów?

Wiem, że kilka lat temu rodziły się domysły, iż szefowie spółek i ich 200-tysięczna armia agentów, rekrutujących się głównie z byłych esbeków i milicjantów, mogli stanowić zbrojne zaplecze dla tych, co chcieliby przywrócić rządy komunistyczne. Ja jednak nie mam dostatecznych danych, by te domysły uznać za realną groźbę. Ale powiem wprost - gdy z jednej strony widzimy bezradność kiepsko wyposażonej policji państwowej, a z drugiej słabo kontrolowanych prywatnych agentów działających legalnie i nielegalnie, to rodzą się obawy, że ta prywatna armia jest zagrożeniem dla demokracji. Nigdy nie wiadomo, przez kogo i kiedy może być wykorzystana. Coraz częściej służy ona do ochrony najbogatszej części naszego społeczeństwa. Znamy całe luksusowe osiedla w stolicy i innych miastach strzeżone przez prywatnych agentów, gdy tymczasem na ulicach tychże miast nie uświadczysz policjanta. Ludzie niebogaci, czyli 90% społeczeństwa czuje się coraz bardziej zagrożone, zwłaszcza, że środki masowego przekazu wzmagają atmosferę strachu. Zbliżamy się do modelu latynoamerykańskiego, gdzie państwo staje się bezradne w kwestii obrony przeciętnego obywatela, a najbogatsi rządzą policją państwową i prywatną. Znane są już u nas związki nieformalne, biznesmenów i polityków z policją, agencjami ochrony i gangami. Przykład: pewien aktywny obecnie poseł ochraniał nielegalny transfer za granicę ogromnej sumy dolarów, które skupował dla spółki jeden z obecnych senatorów. Uczestniczę w pracach międzynarodowej organizacji Europa-2000. Na spotkaniach w różnych krajach dyskutujemy m.in. problem przestępczości zorganizowanej. Wiem, że na Zachodzie, może poza Włochami, nie rozbudza się takiej histerii zagrożenia jak u nas. Dane statystyczne pokazują, że przestępczość mamy niższą niż w Niemczech, Anglii, Francji, gdzieś na poziomie Szwecji. Powtarzam - w tej atmosferze histerii obywatel widzi coraz większą bezradność służb ochronnych państwa i coraz większą bezkarność agentów z koncesjami i bez koncesji.