Jaka będzie Polska

Z Senatorem Zbigniewem Romaszewskim rozmawia Sławomir Raube
Wywiad opublikowany w "Gazecie Współczesnej" w dniu 27 marca 1994 roku

 

Sławomir Raube: Kluby polityczne "S". których jest pan współzałożycielem, to już nowa partia polityczna, czy tylko grono dyskusyjne?

Zbigniew Romaszewski: W moim przekonaniu kluby to nie zalążek partii politycznej, a po prostu poszukiwanie wspólnej platformy ideowo-politycznej dla tych, którym bliskie są ideały "S".

S.R.: Czy kluby mają wyłonić środowisko sytuujące się ponad podziałami? Sugerował pan ostatnio, że te kluby mogłyby skupić tych działaczy "S", którzy rozpierzchli się po różnych partiach.

Z.R.: Ich też mam na myśli, ale nie ich głównie. Chodzi raczej o tych, którym działalność partyjna obrzydła, którzy się do niej zniechęcili i znaleźli się na zewnątrz rozgrywek politycznych. Formułę klubów widzę bardzo szeroko, ale też w pewnych granicach.

S.R.: Jak szeroko pan te formułę widzi i w jakich granicach? Co ma z tej idei klubów wyrosnąć?

Z.R.: Proszę pana, myślę, że jakaś formacja centrowa.

S.R.: Formacja typu partii politycznej?

Z.R.: Typu partii politycznej... Czy to będzie ruch polityczny, czy koalicja polityczna, czy partia — trudno powiedzieć. To zależy od zaangażowania ludzi, bo jeśli partię tworzą liderzy, to z tego jak widać nic nie wychodzi.

S.R.: Na jakie środowiska Pan spogląda?

Z.R.: Na środowiska związane z "S" w 1980 r. i później w stanie wojennym, które dostrzegają potrzebę budowy wolnorynkowego, demokratycznego państwa, ale również państwa sprawiedliwości.

S.R.: Czy ruch klubowy nie wchodzi w kolizję z NSZZ "S"? Komisja Krajowa nie akceptuje tej inicjatywy, a Marian Krzaklewski nie przyjął zaproszenia na posiedzenie klubu warszawskiego.

Z.R.: O ile się orientuję, to w tamtym momencie były strajki i on gdzieś wyjeżdżał, ale mniejsza z tym. Proszę pana, tu jest sporo nieporozumień związanych z tym, iż związek uważa, że byłoby to wprowadzenie działalności politycznej do wnętrza związku. A jest dokładnie na odwrót.

S.R.: To znaczy...

Z.R.: Po prostu, proszę pana, obrona interesów rzesz pracowniczych dokonuje się nie tylko poprzez działalność czysto związkową, ale także poprzez polityczną. I jak na to nie patrzeć, taka działalność prowadzona być musi. Związek stoi przed dylematem: gdzie ma się mieścić polityka? Czy wewnątrz związku, czy na zewnątrz? A ona i tak istnieć musi. Związek tego dylematu na razie nie rozstrzygnął.

S.R.: "S" deklaruje apolityczność.

Z.R.: To z tego płynie jeden wniosek: trzeba budować formację polityczną, opartą na zasadach ideowych związku, na zewnątrz. Jest to zresztą model znany szeroko poza Polską.

S.R.: Pan uważa, że dotychczasowe usytuowanie funkcji politycznych "S" nie było optymalne?

Z.R.: Uważam, że było ono nieoptymalne, a nawet złe, co okazało się w wyborach. Część porażki Związku w wyborach wrześniowych z tego wynika. Wydawałoby się, że 1 mln 600 tys. członków Związku to gwarancja dobrego wyniku "S". Okazało się jednak, że znaczna ich część — nie kontestująca wcale poczynań Związku, co się teraz, w czasie strajków, ujawniło — nie widziała w Związku swojej reprezentacji politycznej, i głosowali na PC, RdR, Unię Pracy i na najrozmaitsze organizacje.

S.R.: A czy projekt powoływania klubów nie komplikuje integracji prawej strony sceny politycznej?

Z.R.: Proszę pana, ja tych działań integracyjnych w gruncie rzeczy nie widzę. Dostrzegałbym integrację, gdyby powstawały wspólne koncepcje programowe, wspólne rozwiązania rzeczywiście dręczących nas problemów. A że pan X z panem Y i panem Z się spotkali, a potem pan X z panem Y założyli jedną partię, a pan Z przeszedł do następnej — to naprawdę nie są działania integracyjne.

S.R.: Uważa pan, że te dwa tzw. czwórprzymierza nie stanowią elementów porządkujących prawą stronę polityki?

Z.R.: Proszę pana, ja naprawdę nic nie słyszałem od nich z tego, co uważam za najważniejsze. A więc, jaka ma być Polska, a zatem — jaki np. system ubezpieczeń społecznych. Chodzi o konkretne pytania, na które trzeba odpowiedzieć. Na takim gruncie należy się spotykać, a nie na płaszczyźnie dla państwa drugorzędnej.

S.R.: Liczy pan na elektoraty ugrupowań prawicowych i centroprawicowych. Czy oferta skierowana będzie również do elektoratu UD i KLD?

Z.R.: Miałbym ochotę, żeby to wszystko wróciło do swoich korzeni, do ruchu "S", któremu towarzyszyły pewne wartości, z którym związani byli pewni ludzie, którzy ten sentyment noszą w sobie, a w tej chwili są zniechęceni tymi gorszącymi rozgrywkami politykierskimi, czy w ogóle polityką. I na nich najbardziej liczę — na tych, którzy nie mają żadnej etykiety.

S.R.: Na zebraniu klubu warszawskiego obecni byli tacy ludzie jak J. Olszewski, S. Siwek, P. Ilniedziewicz. Czy ich obecność to fakt polityczny? Czy to coś oznacza, czy to zaledwie przypadek?

Z.R.: Trzeba to interpretować politycznie, a nie politykiersko.

S.R.: A co to znaczy?

Z.R.: To znaczy, że oni uznają pewne elementy programowe, które my będziemy chcieli w klubach lansować.

S.R.: Na przykład jakie?

Z.R.: Na przykład koncepcje reformy ubezpieczeń społecznych, nową koncepcję budżetu państwa, w ogóle to, co jest dorobkiem "S". Ale my takich działów musimy mieć dziesiątki. Musi zostać zbudowany nowy obraz Polski. I podjęcie tego trudu przez p. Olszewskiego jest dla nas bardzo miłe.

S.R.: Na koniec strajki. Jak pan odpiera zarzut, iż strajki "S" to akcja polityczna?

Z.R.: To jest dosyć proste. Gdyby strajki były zorganizowane np. rok temu, to może byśmy nie przegrali wrześniowych wyborów, bo byłaby to dostateczna presja na władze, ażeby uwzględnić istnienie całej szerokiej grupy wyborczej, która ma prawo domagać się respektowania swoich interesów Byłby inny obraz prywatyzacji, może wcześniej zlikwidowalibyśmy słynny popiwek.

S.R.: A czy panu się nie wydaje , że "S" rewindykując różne interesy placowe wpada w pułapkę, bo jak można godzić żądania górników, którzy domagają, się 800 dol. miesięcznie z postulatem godziwych plac np. lekarzy?

Z.R.: Dlatego potrzeba nam klubów politycznych, w których powstawałaby syntetyczna myśl polityczna, gdzie by szukano rozwiązań, jak pogodzić takie interesy w ramach spójnego organizmu państwa.

S.R.: Z tego rozumiem, że nie pod wszystkimi postulatami, szczególnie typu płacowego, gotów pan się podpisać...

Z.R.: Trudno by mi było pod wszystkimi się podpisywać, skoro nie wszystkie znam.

S.R.: A pod górniczym postulatem 800 dol. miesięcznie?

Z.R.: Proszę pana, rozwiązanie problemów naszego państwa jest trudne, dlatego uważam, że trzeba myśleć i poszukiwać. To jest jeden z długów, których polska inteligencja nie spłaciła społeczeństwu. Te cztery lata były okresem wyjątkowo jałowym intelektualnie.

S.R.: Okresem zmarnowanym?

Z.R.: No nie, nie ma co porównywać dzisiejszej Polski do tej z 1989 r. Mówię o płodności intelektualnej tych lat. Intelektualiści zostali sterroryzowani jedynie słuszną koncepcją centralistycznego liberalizmu i jedyną słuszną koncepcją budowy państwa. A że ten centralistyczny liberalizm był nie do przyjęcia, wykazały wybory i ja nie muszę tego dowodzić.