Jaka konstytucja?

Z Senatorem Zbigniewem Romaszewskim rozmawia Barbara Madajczyk-Krasowska
Wywiad opublikowany w "Dzienniku Bałtyckim” w dniu 14 czerwca 1994 roku

 

Barbara Madajczyk-Krasowska: Jaki ustrój polityczny proponuje społeczny projekt konstytucji?

Zbigniew Romaszewski: Gabinetowo-parlamentarny, z prezydentem pełniącym funkcje kontrolne i wybieranym w powszechnych wyborach. Prezydent ma mieć nadzór nad wszelkimi instytucjami kontrolnymi, na przykład Najwyższą Izbą Kontroli, Państwową Inspekcją Pracy.

B.M-K.: Uprawnienia prezydenta mają być mniejsze niż w małej konstytucji?

Z.R.: Obecny podział władzy wykonawczej powoduje konflikt pomiędzy prezydentem i rządem. W naszym przekonaniu nie może być tak, że trzy najważniejsze resorty wyłączone są spod kontroli parlamentu. Ten podział powoduje napięcia również wewnątrz rządu i powoduje blokadę decyzji.
Możliwe są dwa systemy polityczne. Taki, jak w Ameryce, gdzie prezydent odpowiada za całą władzę wykonawczą, lecz i tutaj parlament ma bardzo szerokie uprawnienia, dotyczące kontroli władzy wykonawczej, łącznie z odwołaniem prezydenta. I system, w którym za całą władzę wykonawczą odpowiada premier. Skrzyżowanie tych dwóch systemów jest bardzo trudne i dlatego zdecydowaliśmy się powierzyć władzę wykonawczą premierowi odpowiedzialnemu przed parlamentem.

B.M-K.: Czy w tej sytuacji jest sens wybierania prezydenta w powszechnych wyborach?

Z.R.: To już jest pewnego rodzaju tradycja. Ponadto ważne jest funkcjonowanie autorytetu prezydenta wybranego właśnie w powszechnym głosowaniu.

B.M-K.: Czy to ma być konstytucja według projektu związku "Solidarność"?

Z.R.: Nie, to ma być konstytucja, która bardzo szeroko rozwija zagadnienia praw człowieka, praw obywatelskich, wolności obywatelskich i akcent jest położony na prawa pracownicze. Znajdzie się w niej zapis o nowatorskiej instytucji, czyli Komisji Trójstronnej skupiającej pracodawców, pracowników i rząd. Komisja ta zajmowałaby się takimi zagadnieniami, jak na przykład ustalanie płacy minimalnej.

B.M-K.: Projekt nadaje duże znaczenie Senatowi.

Z.R.: Są tylko dwie możliwości: albo Senat przestanie istnieć, albo ma pozostać. Senat w obecnym kształcie jest zbędny, bo dubluje pracę Sejmu. Ponieważ zdecydowaliśmy się utrzymać instytucję Senatu, proponujemy, znaleźć dla niego jednoznaczną formułę. Senat ma być reprezentacją terytorialną i ma być wybierany według obecnej większościowej ordynacji, daje ona równe prawa województwom takim jak suwalskie, słupskie czy chełmskie, gdzie wybiera się po dwóch senatorów. To jest bardzo istotne, bo tak zwana Polska B ma taką samą reprezentację. Sejm wybierany według ordynacji proporcjonalnej zdominowany jest przez duże ośrodki miejskie.
Uważamy, że polski parlamentaryzm jest dotknięty chorobą politykierstwa i partyjniactwa. Proponujemy więc, żeby Senat wyłączyć z politycznych gier. I dlatego chcemy, żeby mandat senatora był mandatem osobistym. To znaczy, że jeśli kandydat na senatora pochodził z jakieś partii, po wyborze zawiesza on partyjną przynależność. Tak więc w Senacie przestałyby funkcjonować kluby partyjne. Nie byłoby w Senacie tej bezpośredniej transmisji koncepcji sejmowych klubów partyjnych. Senat byłby bardziej izbą autorytetów niż izbą partii politycznych. W tym momencie inicjatywę ustawodawczą mieliby senatorowie, a nie Senat. W tej chwili nie funkcjonuje inicjatywa ustawodawcza Senatu.
Senat powoływałby komisje specjalne dla zbadania poszczególnych spraw.

B.M-K.: Chodzi o komisje śledcze, badające m. in. ewentualne nadużycia rządu?

Z.R.: Tak. Jeśli taka komisja będzie w Sejmie, w którym większość posiada rząd, to jej działania zawsze będą pozorowane. Sytuując te struktury w Senacie mamy większe szansę uzyskania obiektywnego wyniku. Zależy nam bardzo, aby Senat oderwać od władzy wykonawczej - od personalnych sporów dotyczących obsady stanowisk w ministerstwach. Senat powinien głównie zajmować się pracą legislacyjną i sprawować pewnego rodzaju funkcje kontrolne.

B.M-K.: Chcecie wpisać do przyszłej konstytucji prawa socjalne obywateli, ale już teraz na przykład prawo do bezpłatnego leczenia jest w praktyce częściowo fikcyjne.

Z.R.: Byliśmy, bardzo ostrożni i staraliśmy się konstruować zapisy w taki sposób, żeby nie były fikcyjne i by konstytucja mogła być zasadniczą ustawą prawną. Nie ma u nas zapisów, z którymi nie wiadomo co zrobić. Staraliśmy się pójść w kierunku uszczegółowienia pewnych przepisów dotyczących ochrony zdrowia, rodziny.

B.M-K.: Niektórzy krytycy waszego projektu konstytucji zarzucają mu zbytnią prawicowość.

Z.R.: To nic nie znaczy, przecież trudno zarzucić prawicowość projektowi, który ma tak rozbudowane prawa związkowe.

B.M-K.: Ale preambuła jest patetyczna.

Z.R.: Wzorowana na Konstytucji 3 maja.

B.M-K.: I są wartości chrześcijańskie.

Z.R.: Uważam, że nasze rozwiązania w kwestii państwo - Kościół są mało kontrowersyjne. Przyjmujemy autonomie wszystkich wyznań. A stosunki państwa z Kościołem katolickim są regulowane przez konkordat.

B.M-K.: Dlaczego właśnie w konstytucji proponujecie, żeby parlament w dwóch trzecich był wybierany według ordynacji większościowej. Chcecie zlikwidować partie polityczne?

Z.R.: To bardzo ważne, żeby deklaracja o ordynacji wyborczej była w konstytucji, ponieważ parlament nigdy tego nie zrobi. Partie są bardzo nieliczne i obracają się w swoim własnym gronie. Jeśli nie wprowadzi się ordynacji większościowej, one nigdy się nie wzmocnią i nie wyjdą poza krąg ludzi zainteresowanych władzą. Liderzy zawsze będą konstruować takie ordynacje wyborcze, które wydadzą się najdogodniejsze jedynie dla partii.
Jesteśmy za istnieniem partii politycznych, ale proponujemy, żeby posłów wybierać według ordynacji mieszanej z przewagą większościowej. Posłowie i senatorowie byliby wybierani w okręgach według ordynacji większościowej, czyli mandat zdobywają ci, którzy uzyskają najwięcej głosów. Byłaby jeszcze lista krajowa.
Mandaty z tej listy dzielone byłyby proporcjonalnie pomiędzy partie w zależności od liczby zdobytych mandatów w okręgach. W ten sposób partie zostałyby zmuszone do wystawiania w okręgach najlepszych kandydatów, nawet spoza swojego kręgu, bo od liczby zdobytych przez nich głosów zależałaby liczba mandatów z listy krajowej. Taka ordynacja pozwoliłaby uzyskać w parlamencie realną reprezentację społeczeństwa, a nie tylko ludzi zainteresowanych władzą. Dotychczasowa ordynacja proporcjonalna do Sejmu, która preferuje partie, zniechęca ludzi do udziału w wyborach.

B.M-K.: Dlaczego warto podpisać się pod projektem konstytucji zaproponowanym przez "Solidarność"?

Z.R.: Dlatego, że jest to projekt całościowy, utrwala jednoznacznie demokratyczne zdobycze i pochodzi ze środowisk solidarnościowych i postsolidarnościowych.

B.M-K.: Załóżmy, że pod projektem podpisze się 500 tys. osób, czy obecny parlament weźmie go pod rozwagę.

Z.R.: Jeśli komisja parlamentarna nie uwzględni projektu, który zebrał 500 tysięcy i więcej podpisów, to musi się liczyć z tym, że poważne od niego odstępstwa spowodują odrzucenie projektu konstytucji w referendum. Jeśli natomiast będzie kierować się realizmem politycznym, to nasz projekt powinien być zasadniczym.

B.M-K.: Proponowanie alternatywnego projektu konstytucji nie jest wiec swoistym uprawianiem sztuki dla sztuki?

Z.R.: Nie jest. Projekt konstytucji wychodzący ze środowisk postsolidarnościowych jest bardzo ważny w sytuacji, gdy parlament jest zdominowany przez siły postkomunistyczne.

B.M-K.: Dziękuję za rozmowę.