Senat lepiej kontrolowany

Z Zofią Romaszewską, dyrektorem Biura Interwencji Kancelarii Senatu RP. rozmawia Radosław Piszczek
Wywiad opublikowany w „Glob 24” w dniu 22 kwietnia 1992 roku

 

Radosław Piszczek: Skąd wzięło się Pani Biuro, czy tylko stąd, że ludzie listy piszą?

Zofia Romaszewska: Powołani zostaliśmy w zasadzie do obsługi senatorów, w ramach sprawowania ich mandatu. Uważa się, że senator powinien siedzieć na dyżurach, wysłuchiwać lamentów, ale później cóż on ma z tym czynić? Doba ma tylko 24 godziny... Senator posiada jakąś bardzo określoną wiedzę, zawód, jest oczywiście wyrobiony społecznie bardziej niż przeciętny obywatel. Ale to wszystko. Nasze biuro realizuje właśnie to, co z funkcji senatora powinno wynikać, w każdym wymiarze życia tego kraju. Może to być odpowiedź na zapotrzebowanie wyborców, a może to być odpowiedź na zainteresowanie samego senatora, gdyby ten chciał się zorientować jak naprawdę jakaś sprawa wygląda. Musimy zebrać na jej temat pełne informacje. Usiłujemy zorientować się, jak wygląda sprawa kontaktów pomiędzy obywatelem a urzędem, urzędem a innymi urzędami. Jak jest wcielane w życie ustawodawstwo. Czy może w ogóle nie jest? Jak wyglądają decyzje, rozporządzenia wykonawcze do jakichś ustaw, czy zgodne są z ich duchem, czy nie? Czy są w ogóle wykonywane, czy nie?

R.P.: I jak to wygląda? Czy odpowiedź na te wszystkie pytania jest względnie pozytywna?

Z.R.: Jest fatalnie. Chociaż, jeżeli jakąś sprawę bierze się w ręce, można ją najczęściej załatwić. Nie zawsze, lecz przeważnie. Polega to na "udrażnianiu" różnych kanałów. Gdy się je już "udrożni", to później, na jakimś niezwykle małym odcinku, funkcjonują dobrze. Senatorów interesują raczej rozwiązania bardziej generalne, dotyczące zmiany całego systemu. Jesteśmy komórką, która przygląda się jak to się zmienia. Nie mogę powiedzieć - zmienia się. Na pewno nie jest cudownie, jest fatalnie.

R.P.: Czy ta fatalność wynika z samego faktu, że jesteśmy w stadium przekształcenia, czy też także z jakichś innych czynników?

Z.R.: Nie wiem. I nikt do końca nie wie, jaki powinien być rezultat. Naprawdę. Myślę też, że jest bardzo silny problem niektórych przyzwyczajeń. Nie jesteśmy ani Wschodem, ani Zachodem. Na pewno powinniśmy znaleźć własny pomysł na zmiany systemowe. Z jednej strony jesteśmy bowiem pod głębokimi urokami również niedoskonałego Zachodu, który załatwia u nas swoje interesy, a z drugiej strony mamy przyzwyczajenia jeszcze PRL-owskie. Połączenie tego daje czasami trudny do wypicia koktajl.

R.P.: Z jakimi sprawami najczęściej się Pani spotyka?

Z.R.: Z wszystkimi. Pełna gama wszystkiego, co w tym kraju jest. To naturalne, deputowani stykają się ze wszystkim co nie wychodzi, co jest niedobre, co zgrzyta. W tej chwili na różne sposoby usiłujemy wspomagać reformę. Ostatnio otrzymaliśmy na przykład zlecenie z senackiej Komisji Praw Człowieka, aby zorientować się w sytuacji domów poprawczych. Nie jest to bynajmniej, jak można by sądzić, temat uboczny. W warunkach początkowego kapitalizmu, takiego południowoamerykańskiego, mogą być również południowoamerykańskie skutki. Przestępczość wzrasta głównie wśród dzieci i młodzieży. Bardzo specjalna oczywiście, ale i bardzo niepokojąca.
A domy poprawcze mamy jakie mamy. Protestują przeciwko wizytacji. Twierdzą, że forma naszej wizyty, sposób przeprowadzania badań, były niestosowne, zakłócające ich proces wychowawczy. Chodziło o to głównie, że odbywaliśmy rozmowy z wychowankami bez udziału personelu. Zarzucano nam np. że poinformowaliśmy wychowanków, iż mogą w wypadku poczucia krzywdy lub zagrożenia... przesłać swoje skargi na wskazany adres bez żadnej kontroli i wiedzy opiekunów - to cytat z ich pisma. Argumentowaliśmy oczywiście, że nie wygoda wychowawców i ich metody wzorowane na regulaminie więziennym, ale dobro wychowanków przyświecały naszym działaniom.

R.P.: Czy dużo tego typu spraw macie miesięcznie?

Z.R.: Dużo. W każdym razie, jak na możliwości tylko 20-osobowego personelu. Jest 20-30 podobnych spraw, dużych badań, a poza tym ponad 300 listów z interwencjami w jednostkowych przypadkach w ciągu jednego miesiąca.
Inny przykład - wśród rozlicznych rzeczy robimy także analizy tego, co dzieje się w debatach sejmowych czy senackich. Dostaliśmy m.in. zlecenie wyjaśnienia, dlaczego wszystkie poprawki Senatu odnośnie jakiejś ustawy zostały odrzucone przez Sejm. Jak to się stało, jakie partie za tym stały, jacy posłowie? Zbadaliśmy i doszliśmy do wniosku, że nie chodziło o żadne działania zaprogramowane do końca, tylko posłowie podejmowali decyzje, nie wiedząc ewidentnie co czynią. Nie przedstawiono im materiałów, które uzasadniałyby zajęcie takiego stanowiska przy głosowaniu. I wbrew pozorom nie była to ich wina, tylko wina obsługi, a właściwie braku dostatecznej obsługi informacyjnej. W rezultacie jest masa wodolejstwa z trybuny sejmowej, które absolutnie nie wyjaśnia meritum sprawy i jest parę osób. które rozumieją o co chodzi i po prostu manipulują salą.

R.P.: Może jednak po prostu takie było stanowisko większości?

Z.R.: Mamy tu bardzo ładne opracowania na ten temat, jak to przebiega. Można mieć różne, na litość boską, zdanie. Naprawdę różne. Bo są różne wyjścia i różne interesy. I mają prawo być różne. Natomiast nie może być tak, że podejmujemy wspólnie jakieś decyzje dokładnie nie wiedząc o co chodzi. Nasze badania stwierdzają jednoznacznie, że są podejmowane nieświadomie. Widziałam jakie były argumenty "za" i jakie "kontra". Moim zdaniem, zasadniczym problemem jest to, że posłowie nie podpisują się pod swymi głosami, nie głosują imiennie. W Senacie głosują imiennie. Może pan za każdym razem spytać, co w sprawie poprawki takiej lub owakiej myśleli i jaką decyzję podejmowali. To się wyborcom pokazuje. W związku z tym Senat jest o wiele lepiej kontrolowany. Jest również imiennie wybierany i tym samym bardziej bezpośrednio odpowiedzialny przed wyborcami.

Zofia Romaszewska - dyrektor Biura Interwencji Kancelarii Senatu, jego twórca od chwili powstania w 1989 r. Z zawodu fizyk, podobnie jak mąż Zbigniew Romaszewski, przewodniczący senackiej Komisji Praw Człowieka i Praworządności. Wraz z nim od lat 70. uczestniczyła w obronie represjonowanych, od 1977 r. współprowadziła Biuro Interwencji KSS KOR. Od 1980 r. pracowała w Komisji Interwencji Solidarności Regionu Mazowsze.