O edukacji obywatelskiej dziennikarzy

Artykuł zamieszczony w "Życiu Warszawy" 30 października 1991 roku

 

Oczekując w poniedziałek 28 października, zresztą bezskutecznie, na podanie przez Polską Telewizję wyniku wyborów do Senatu RP miałem okazję obejrzeć dyskusję naczelnych redaktorów najpoważniejszych w Polsce czasopism na temat roli mass mediów podczas ostatnich wyborów.

Zachęcony wypowiedzią redaktora Wóycickiego na temat edukacji obywatelskiej pozwalam sobie nadesłać tych kilka uwag pod adresem naszych środków masowego przekazu.

W sytuacji gdy tyle mówi się o wejściu do Europy, nasz czołowy Europejczyk, człowiek bywały, załatwia swoje osobiste porachunki z innym redaktorem. Czy to jest Europa? Czy naprawdę sądzi on, że podczas tego rodzaju dyskusji naczelny redaktor "Washington Post" toczyłby kramarską kłótnię z redaktorem "Wall Street Journal" o to, że ten zamieścił w swoim piśmie coś niepochlebnego o jego pupilach politycznych. Rozpatrywanie ewentualnych pomówień to sprawa dla sądów, a nie dla dyskusji politycznych.

Nie o tym jednak chcę pisać, bo na temat kultury politycznej Adam Michnik powiedział już chyba wszystko co się da powiedzieć. Powrócę więc do zaproponowanej przez redaktora Wóycickiego dyskusji na temat roli edukacji obywatelskiej, któremu to problemowi poświęca się moim zdaniem zbyt mało uwagi.

Istotnym pytaniem jest od kogo należałoby tę edukację zacząć?

Oczywiście od dziennikarzy, którzy stanowią ten słynny pas transmisyjny. Wsłuchując się w nasze mass media niezależnie od ich orientacji politycznej obywatel dowiaduje się, iż podstawą demokracji jest monteskiuszowski podział władzy, na władzę ustawodawczą, wykonawczą i sądowniczą i że władze te powinny się nawzajem równoważyć i kontrolować.

Pogląd bezsprzecznie słuszny. Jak jednak wygląda w praktyce jego przekazywanie w naszych mass mediach, gdy odejść od formy frazesu.

Otóż obserwując debaty dziennikarzy, można by odnieść wrażenie, że parlament, a właściwie Sejm służy wyłącznie dla powoływania rządów. To nie parlament będący reprezentacją społeczeństwa ma kształtować politykę państwa, którą rząd ma wykonywać, a wręcz przeciwnie powinien powołać rząd, który będzie tę politykę wyznaczał, a parlament ma ją posłusznie akceptować.

Wniosek taki wypływa, jeśli przeanalizuje się treść wypowiedzi dziennikarzy, różnych zresztą orientacji, a także uwzględni ilość miejsca poświęconego przez mass media problemom legislacji.

To bardzo znamienne, że podczas wyborczej niedzieli i poniedziałku jedynie dwóch dziennikarzy pamiętało o tym, że wybory dotyczyły nie tylko Sejmu, ale i Senatu. Andrzej Krajewski z Waszyngtonu nie wyobrażał sobie, że można przed publicznością zataić wyniki przeprowadzonych tam wyborów, w tym również do Senatu. Drugim z dziennikarzy był Jarosław Gugała, który podczas audycji wyborczej parokrotnie przypominał, że wybory dotyczą także Senatu, co jednak nie przyciągało uwagi dyskutantów.

Rekord toru padł w telewizji, która przez cały poniedziałek nie zdecydowała się ujawnić cząstkowych wyników głosowania na senatorów, znanych w dużej mierze od rana.

Nawet "Panorama Dnia" o godz. 24.00 w poniedziałek, mimo, że znalazła miejsce na omówienie wzrostu ilości wypadków drogowych we Włoszech i wymienienia niektórych posłów Sojuszu Lewicy Demokratycznej i Unii Demokratycznej, o senatorach nawet nie wspomniała. Jest to niewątpliwie arogancja wobec wyborców, którzy wybierali również, a może nawet przede wszystkim senatorów ze względu na większą klarowność ordynacji i niewątpliwie byli ciekawi wyników. To o czym pisałem powyżej jest klasycznym przykładem niezrozumienia roli władzy ustawodawczej.

Senat nie ma wpływu na wybór Rządu, a wobec tego jest nieważny. Co ma myśleć społeczeństwo, jeśli tak sądzą jego elity?

Przy tym warto dodać, że same wyniki wyborów były niezwykle interesujące. Był to rzadki przypadek, kiedy można porównać wyniki wyborów przeprowadzonych metodą proporcjonalną (głosowaniem na partie) i metodą większościową (głosowanie na osoby).

Zarówno politycy jak i dziennikarze zgodnie powtórzyli, że ordynacja była fatalna, fakt ten jednak znany był od momentu jej przyjęcia przez Sejm i Senat i dziwne jest, że przez te wszystkie miesiące nie wywołało to burzy prasowej. Co więcej gdy pojawiła się możliwość porównania wyników obu ordynacji, zadania tego też nikt nie podjął ulegając fascynacji wąsko rozumianymi rozgrywkami politycznymi.

A to właśnie mogłoby być tą edukacją obywatelską o której mówił red. Wóycicki.

Na zakończenie uwag edukacyjnych chciałbym skomplementować niedzielny program wyborczy, a w szczególności uczestniczących w nich młodych dziennikarzy, że wymienię tylko panów Gugałę, Lisa i Kurskiego, którzy wykazali się dużą samodzielnością i wyrobieniem politycznym. Program Wyborczy 91 wykazuje, że jednak Telewizja Polska zmienia się i próbujmy to również zauważyć.

P.S. Wczoraj 29 października o godz.24.00 "Panorama Dnia" zechciała nas poinformować, że znane są już wyniki wyborów do Sejmu i Senatu w Warszawie, ale znowóż nie dowiedzieliśmy się kto będzie reprezentował nas w Senacie.

W warunkach tak prowadzonej akcji informacyjnej 40% frekwencja wyborcza nie powinna nas dziwić, podobnie jak nie powinna nas zaskoczyć jeszcze niższa frekwencja w kolejnych wyborach.

Zbigniew Romaszewski