Zbigniew Romaszewski - Logo Zbigniew Romaszewski
Romaszewski.pl: HOME / Sylwetka / Aresztowanie ekipy Radia Solidarność

Aresztowanie ekipy Radia Solidarność

Aresztowanie ekipy Radia Solidarność

wspomnienia Senatora Zbigniewa Romaszewskiego

 

5 lipca 1982 obchodziliśmy z moją żoną Zofią rocznicę ślubu. Oboje ukrywaliśmy się już od dłuższego czasu, pomimo głębokiej konspiracji prowadziliśmy jednak dalej podziemne Radio Solidarność. Ze względu na utajnienie nie utrzymywaliśmy też prawie żadnych kontaktów towarzyskich. Postanowiliśmy jednak urządzić malutkie przyjęcie dla grona najbliższych znajomych. Miał przyjść mój przyjaciel Zbyszek Kobyliński, miała być Joasia Szczęsna i kilka innych osób. Zafundowałem Zosi piękny bukiet róż, wszystko wyglądało naprawdę przyjemnie.

Na zdjęciu obok: Proces podziemnego Radia Solidarność. Na ławie oskarżonych Zbigniew i Zofia Romaszewscy. Zbigniew Romaszewski został skazany na cztery i pół, a Zofia Romaszewska na trzy lata pozbawienia wolności.

Spotkanie miało się odbyć przy alei Stanów Zjednoczonych, w jednym z mieszkań Zbyszka Kobylińskiego, który dostarczał nam wówczas całej bazy lokalowej. Mieszkaliśmy w willi jego siostrzeńca, mieliśmy punkt kontaktowy na Równej w pracowni architektonicznej jego brata, używaliśmy jego kawalerki w Alei Stanów Zjednoczonych, a jeszcze jego brat miał mieszkanie na ulicy Gąbińskiej, a przebywał w Wiedniu, więc z niego też korzystaliśmy, a raczej zamierzaliśmy skorzystać, do emisji audycji Radia Solidarność.

Impreza od początku zaczęła się dosyć pechowo, bo rano wpadła do mnie nasza łączniczka Danusia Jadczak i powiedziała, że właśnie niespodziewanie przyjechał człowiek z Brukseli, i przywiózł nadajnik dla radia, a przypuszczalnie także pieniądze, lub coś, co chciałby mi przekazać osobiście. W tej sytuacji musiałem się z nim spotkać. Było mi to strasznie nie na rękę, bo mieliśmy właśnie to spotkanie, a byliśmy wielkimi przeciwnikami mieszania naszych kontaktów konspiracyjnych z kontaktami towarzyskimi.

Niestety Danka następnego dnia wyjeżdżała na urlop i w zasadzie, gdyby ten kontakt się urwał, byłyby poważne problemy z ponownym jego nawiązaniem. Rad nie rad, umówiłem się, że na pół godziny opuszczę przyjęcie i skontaktuję się z Belgiem w innym naszym lokalu na Saskiej Kępie, przy ul. Ateńskiej.

Zdjęcie obok: Proces podziemnego Radia Solidarność. Zeznaje Zbigniew Romaszewski.

No i wszystko poszłoby może i dobrze, gdyby nie to, że był to sezon urlopowy. Właściciel lokalu na Ateńskiej, a jakże, był na urlopie, a klucze do mieszkania zostawił mnie i swojej babci, która miała podlewać w nim kwiaty. Jak okazało się później, w komplecie babci był o jeden klucz więcej, do rzadko używanego zamka. Babcia będąc osobą solidną, mieszkanie zamknęła na wszystkie zamki, tak, że po przyjściu nie mogłem ich otworzyć. Łączniczki i jej Belga nie mogłem przyjąć na klatce, dlatego też umówiliśmy się, że z dwojga złego lepiej będzie, jak nadajnik przekażą nam za dziesięć minut w mieszkaniu, w którym właśnie odbywało się przyjęcie.

Przyjęcie już trwało, przyszli goście, stały kwiatki, pito koniak i ogólnie panowała bardzo miła atmosfera. No a ja powiedziałem, że niestety oni za chwilę tu przyjdą z nadajnikiem. Zośka była bardzo niezadowolona, że tak to się wszystko miesza.

W pewnym momencie usłyszałem jakieś dziwne chrobotanie za drzwiami, miałem stuprocentową pewność, że muszę wpuścić Belga i Anię jego łączniczkę, przecież na nich czekaliśmy. Otwieram drzwi i ... w tym momencie ktoś z zewnątrz pociągnął za klamkę i zamknął je z powrotem. Może i bardziej bym się zdenerwował, gdybym zza drzwi nie usłyszał znajomego głosu kolegi - właściciela mieszkania, więc spokojnie wróciłem do towarzystwa i czekałem, licząc że za chwilę zjawią się Zbyszek Kobyliński, Ania i Noel - Belg. Za chwilę drzwi otworzyły się, ale zamiast Ani i Noela do pokoju wszedł Zbyszek i dwóch ubeków.

Zbyszka zatrzymano chwilę wcześniej w mieszkaniu brata, gdzie miał być obecny przy wymianie kaloryferów. Było to właśnie to mieszkanie, z którego mieliśmy zamiar nadawać audycje Radio Solidarność. O planach tych wiedział jeden z naszych aresztowanych emiterów, który później podczas przesłuchania adres ten zdradził. SB założyło obserwację mieszkania i pech chciał, że trafili tam na Zbyszka, który w zastępstwie brata przyszedł nadzorować wymianę kaloryferów. Mieszkanie co prawda było puste i nie bardzo był powód zatrzymywać Zbyszka, ale SB postanowiła, tak rutynowo, sprawdzić jeszcze mieszkanie, w którym był zameldowany. A to była właśnie kawalerka w Alei Stanów Zjednoczonych, normalnie przez niego nieużywana (mieszkał u matki), w której my teraz urządziliśmy spotkanie. Pech to pech.

Zdjęcie obok: Obrońcą w procesie Radia Solidarność był niezapomniany mec. Władysław Siła-Nowicki.

Kiedy wkroczyli do środka, to jednego z oficerów SB od razu poznałem, kiedyś mnie inwigilował, i nie wiem dlaczego teraz mnie chyba nie rozpoznał. Nie zareagował tak, jak należało, tzn. tak jak doświadczony esbek powinien zareagować. Może speszyliśmy ich tym koniakiem, kwiatami, nie spodziewali się... W każdym razie zażądali od nas dokumentów, jeden z nich stanął w oknie, żebyśmy przez to okno nie wyskoczyli, a drugi wszedł do pokoju i zaczął nas legitymować. Włałciciel mieszkania - Zbyszek stanął dokładnie w drzwiach odgradzających pokój od przedpokoju. Moje dokumenty były w kurtce, więc kiedy ich ode mnie zażądano, wyszedłem do przedpokoju. Przechodząc bezgłoąnie zapytałem Zbyszka, czy na korytarzu jest pusto, a on w odpowiedzi zasłonił sobą drzwi do pokoju, w którym znajdowali się esbecy. Więc zamiast sięgnąć do kurtki, szarpnąłem drzwi wejściowe i wyskoczyłem na klatkę schodową. Zanim esbecy zorientowali się co się dzieje i zanim sforsowali stojącego w drzwiach Zbyszka, ja już wyprzedzałem ich o jedno piętro. Wybiegając z mieszkania ciągle miałem na nogach klapki, które przeszkadzały mi zeskakiwać z piętra na piętro. Szybko je zrzuciłem i zacząłem uciekać w skarpetkach.

Muszę powiedzieć, że wykazałem się ogromnym talentem szybkobiegacza, na odcinku pół kilometra wyprzedziłem pościg o dwieście metrów. Biegł za mną, ja byłem w skarpetkach, on w normalnych półbutach, ja oczywiście gnałem na pełnym biegu, on coś tam pokrzykiwał, że będzie strzelał. Pomyślałem, że i tak nie trafi i biegłem dalej. Zaczęło mi jednak brakować tchu.

Zdjęcie obok: Na stole przed Zofią Romaszewską leży zarekwirowany nadajnik Radia Solidarność.

Biegłem takim przedłużonym sprintem na czterysta metrów, serce mi wchodziło do gardła i właściwie miałem już tylko jeden problem - jak skapitulować? Bo już dalej biec nie dawałem rady. I nie wiedziałem co zrobić: podnieść ręce, położyć się? I jak tak ciągle biegłem, zobaczyłem, że zbliżam się do przecznicy i że w tej przecznicy, tuż przy ścianie jest zaparkowany samochód. Rzuciłem się na ziemię między ścianą a samochodem. Dopiero wtedy zacząłem oddychać, bo padając już byłem zatkany kompletnie. No i minęło dobrych parę oddechów (musiał być ze sto metrów za mną), zanim usłyszałem sapanie esbeka. Przebiegł koło mnie, więc jeszcze ze cztery razy odetchnąłem i pobiegłem w drugą stronę. Uciekłem do znajdującego się w pobliżu kolejnego lokalu kontaktowego. Tak się ta przygoda zakończyła. Cały czas się jednak bałem, że SB sprowadzi psa policyjnego, a bieganie po śladach bosych stóp dla psa to byłaby prawdziwa frajda, no i w ten sposób by mnie oczywiście zwinęli. Na szczęście jednak tego nie zrobili.

Moja żona Zosia była już tak zmęczona ciągłym ukrywaniem się, że nawet nie próbowała uciec w zamieszaniu, które wywołałem, choć w pewnym momencie obaj ubecy wybiegli z mieszkania. Oczywiście - kiedy upewnieni o pełnym bezpieczeństwie Ania i Belg Noel z nadajnikiem wkroczyli do mieszkania, ubecy byli już na miejscu, więc ich również zatrzymali. Tego dnia aresztowano Zosię Romaszewską, Joannę Szczęsną, Zbyszka Kobylińskiego, Anię Owczarską i Noela. Oficer śledczy w pałacu Mostowskich pokazał Zosi porzucone przeze mnie w biegu klapki i oskarżycielskim tonem powiedział: "No proszę, niby taki kulturalny człowiek, a takie klapki zostawił". Ciężki zarzut. No i w ten sposób rozpoczął się proces Radia Solidarność.

Copyright 2011 © Bobartstudio.pl
Autorzy: Pawł Piekarczyk, Szymon Zaleski, Marcin Sadłowski, Adam Bielański
Fot.: Erazm Ciołek, Jarosław M. Goliszewski, Kazimierz Kawulak, Krzysztof Mazur, Paweł Piekarczyk, Tomasz Pisula, Anna Wdowińska